W poniedziałek 18 maja w Sosnowcu, w ramach XI Sosnowieckich
Dni Literatury, odbyło się spotkanie autorskie z Katarzyną Bondą
Do Sosnowca z Olkusza jest jakieś trzydzieści parę
kilometrów, ale wiedziałam, że tego wydarzenia odpuścić nie mogę. Osobisty
szofer zgodził się żonę zawieźć, za co jestem mu bardzo wdzięczna, ponieważ
było fantastycznie!
Pani Kasia zaprezentowała się w pięknych czerwonych
szpilkach. Wyczuwam bratnią duszę, bo sama na punkcie butów w tym kolorze mam
jakąś obsesję.
Przechodząc do sedna. Prowadzący spotkanie Robert Ostaszewski, jak się okazało – dobry znajomy pisarki - najpierw zapytał o początki zawodowej drogi, więc pani Bonda opowiedziała o swojej karierze dziennikarki, jeszcze w tych czasach, gdy teksty wysyłało się faksem, a na reportaż wyjeżdżało się na dwa tygodnie. Wspomniała o tabloidyzacji mediów oraz o swojej sytuacji osobistej, która z czasem doprowadziła ją do napisania pierwszej książki.
Ci, którzy śledzą wywiady z autorką lub jej profil na FB (o
mediach społecznościowych była mowa także później, gdy jedna z uczestniczek
zapytała o strategię promocyjną. Autorka zapewniła, że lubi każdy kontakt z
czytelnikami, że stara się odpowiadać na wszystkie wiadomości, choć nie zawsze
jest w stanie, szczególnie wtedy, kiedy już pisze to, co wymyśliła) bądź też
czytali jej „Maszynę do pisania”, wiedzą, w jaki sposób pracuje, więc tematu
dokumentacji nie mogło zabraknąć także i w tej rozmowie. Pisarka opowiedziała,
że niedawno została na chwilę strażakiem. Jak sama podkreśliła, nie wszyscy
ludzie pióra tak robią, ale ona nie wyobraża sobie pracować inaczej. I gdy
będzie osadzać akcję w Sosnowcu, to przyjedzie tam na dłużej, bo musi zobaczyć
na własne oczy, na przykład w której bramie położy trupa. Padło pytanie, czy
nie wolałaby cyklu z jednym bohaterem osadzić w jednym mieście, ale
stwierdziła, że na razie – bo „nigdy nie mów nigdy” – nie chce się w ten sposób
ograniczać. Nie chciałaby wtedy usłyszeć, że pisze ciągle tę samą książkę, bo
to jest dla niej największa obelga. Dokumentacja i drobiazgowe plany są też po
to, by czytelnicy mogli dostawać książkę co roku.
Opowiadając o serii z profilerką Saszą Załuską, pani Kasia
mówiła, że konspekt tetralogii powstał w jeden dzień, składał się z osiemnastu
stron, gdzie każdy tom był dokładnie rozpisany. Autorka przybliżyła historię
powstawania „Okularnika” – dzięki temu na pewno inaczej będzie mi się go teraz
czytało – i w tej części spotkania (jak i w pozostałych) także nie brakowało
akcentów osobistych i intymnych. Ciekawostką jest fakt, że autorka wcale nie
pisze scen po kolei, tak jak my je później czytamy.
Robert Ostaszewski pytał również o popularność kryminału –
autorka odparła, że lubimy się czasem bać, ale nie w prawdziwym życiu, tę dawkę
zapewni nam właśnie powieść – i jego kobiecą twarz.
Dla zainteresowanych: Hubert Meyer, bohater pierwszego
cyklu, pierwszy profiler w polskiej literaturze, powróci, bo to autorka swoim
czytelnikom obiecała, „ale nie powiedziałam, kiedy”;)
Pod koniec spotkania autorka swoje książki podpisywała i pieczętowała jedynym w swoim rodzaju gadżetem. Efekt wygląda tak:
Ze spotkania wyszłam oczarowana. Pani Kasia okazała się być bardzo sympatyczną, bezpośrednią osobą. Nie brakuje jej poczucia humoru. Dostrzegłam to już w wywiadach czy innych wypowiedziach, teraz miałam okazję zobaczyć to na żywo – ogromnie podoba mi się to, że jest świadomą siebie i swojej wartości kobietą. Wie, że jest dobra w tym, co robi, i nie waha się o tym mówić. „Siedź w kącie, znajdą cię” – to nie dla niej. I ma rację, w końcu jej książki nie bez powodu są bestsellerami.
A jeśli chodzi o tytuł relacji: „zuchem” autorka nazywa samą
siebie, „zuchem” byłam i ja, ponieważ jako jedyna miałam na spotkaniu
„Okularnika” (zasługa pani Darii, której jeszcze raz dziękuję). Podsumowując
ten wieczór jednym zdaniem: było świetnie, mogłabym siedzieć i słuchać pani
Kasi godzinami. Może jeszcze kiedyś będę miała taką okazję.
http://www.biblioteka.sosnowiec.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=911:fotogaleria&catid=96&Itemid=1181
Ale trafiła ci się niepowtarzalna okazja. Spotkanie z Kasią Bondą - rewelacja. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńPrawda? Z tego samego założenia wyszłam, że jest niepowtarzalna okazja:)
UsuńAle super! Nie tylko sympatyczna ale i piękna kobieta :)) Gratuluję autografu, cenna pamiątka !
OdpowiedzUsuńPozostaje mi się zgodzić z każdym Twoim zdaniem:)
UsuńSuper! Chciałabym mieć autograf pisarki. Tym bardziej, że "Okularnik" już czeka na mojej półce na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie niedawno skończyłam go czytać i powiem tyle: już Ci zazdroszczę, że masz tę lekturę dopiero przed sobą:)
UsuńMiałam zamiar zdobyć autograf Katarzyny Bondy na targach w Warszawie, ale niestety... Kolejka była zbyt długa ;-). Może następnym razem się uda. Zakupiłam "Okularnika", jestem niezmiernie ciekawa tej książki :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dlatego właśnie takiego spotkania nie mogłam przegapić, bo tutaj była bardziej kameralna atmosfera i nie było problemu dostać się do autorki:)
UsuńJa jestem fanką szpilek, niekoniecznie czerwonych, ale... Pani Bonda ma jedynie buty na wyższym obcasie, a nie szpilki w moim odczuciu, bo ja nie mam problemu przetańczenia całego wesela w 15-centymetrowych obcasach. Wiem, spaczona jestem. :P A spotkania tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńDla mnie buty pani Kasi to też szpilki :D Ja na przykład nie znoszę tych butów i nie ma to jak baletki albo trampeczki :D
UsuńJestem tego zdania, co Kasia, dla mnie to też szpilki, bo mają taką wysokość, że nie wyobrażam sobie chodzić w takich na co dzień;)
UsuńAle szpilki, nie szpilki, grunt, że piękne były:)
O jej! Widać, że pani Kasia jest sympatyczna i po prostu świetna. Zazdroszczę troszeczkę :) Też chciałabym ją poznać osobiście :) W "Okularnika" na pewno się zaopatrzę. Ta autorka imponuje mi przede wszystkim JAK PISZE, jak dba o realizm, jak dba o każdy szczegół. To jest prawdziwa pisarka.
OdpowiedzUsuńTaka właśnie się okazała, wie, że jest dobra, ale nie ma w niej nic z postawy "co to ja nie jestem". Dlatego to spotkanie będę długo wspominać:)
UsuńI masz rację, jest prawdziwą pisarką, która szanuje swojego czytelnika, dając mu opowieść złożoną ze szczegółów, które osobiście sprawdzała:)