Anna Herbich „Dziewczyny z Syberii”, Znak Horyzont 2015,
ISBN 978-83-240-3053-8, stron 304
Jako wielbicielka polskiej historii, mam w niej ulubione
epoki, te, które mnie intrygują, o których mogę czytać bez końca. Jest także
czas, który zapisał się w pamięci ludzkiej i na kartach książek wyjątkowo
czarną czcionką, choć może właściwsze byłoby określenie: krwawą i łzawą.
Krwawą, bo spłynął krwią tysięcy katowanych i pomordowanych, a łzawą, bo
niejedna łza ich samych oraz członków ich rodzin popłynęła po policzkach. Ten
okres to koniec drugiej wojny światowej i początki PRL-u, kiedy władza ludowa
umacniała się na stanowiskach „samorządców”; epoka stalinizmu i jej
konsekwentna polityka eliminacji tkanki narodu polskiego. Czytam coraz więcej
publikacji na ten temat, poszukuję lektur o Żołnierzach Wyklętych, i za każdym
razem jest to samo. Szok, niedowierzanie, ból, żal. Wydawać by się mogło, że
powinnam się już jakoś uodpornić, złapać namiastkę dystansu, nie podchodzić tak
emocjonalnie. Ale nie umiem. Bo nie da się przejść obojętnie obok piekła, jakie
okupanci zgotowali Polakom. Ani obok literackich dokumentów z tych strasznych
czasów. I nie da się podejść „na chłodno” do książki Anny Herbich „Dziewczyny z
Syberii”. Młoda dziennikarka najpierw przedstawiła nam życiorysy dziewczyn,
które brały udział w Powstaniu Warszawskim. Teraz daje szansę, by swoje
historie opowiedziały nam te, które doświadczyły lodowatej gehenny w rejonach
dzikiej, surowej Syberii.
Dziesięć sylwetek, dziesięć odmian tego samego upodlenia i
upokarzania za nic, z wydumanych, nielogicznych jak cały ówczesny system,
powodów. Oprócz podobnych okoliczności życiowej tragedii – aresztowanie,
niewiele czasu na spakowanie albo i wcale, podróż w koszmarnych warunkach,
praca ponad możliwości fizyczne, głód, choroby, utrata bliskich – bohaterki
łączy jedno: niewiarygodna siła psychiczna. Choć mówią, że wojna i zesłanie
zniszczyły im życie, że nigdy nie wybaczyły swoim katom, że świat już nigdy nie
był taki sam, to jednak przetrwały. Nie dały się złamać. I potrafiły się dalej
uśmiechać... Mogę jedynie stwierdzić, że jestem pełna nie tylko szacunku, ale i
podziwu. Ale mam wrażenie, że to tylko słowa, a one i tak nie oddadzą tego, co
czułam, gdy poznawałam kolejne epizody z ich przeżyć. Mogę też założyć, że
gdybym znalazła się na ich miejscu, nie wiem, czy moja wola życia byłaby równie
wielka, czy nie wolałabym go zakończyć, zwłaszcza gdy zostałabym sama, bez
najbliższych. Tym bardziej że one musiały zmagać się nie tylko z ekstremalnymi
warunkami pogodowymi, z nieludzkim otoczeniem, ale przede wszystkim z takim
traktowaniem. Często przychodzi mi na myśl zdanie Nałkowskiej, że „ludzie
ludziom zgotowali ten los”, ale przy kolejnych rozdziałach zadawałam sobie
pytanie, czy Sowieci to byli do końca ludzie. I zaraz odpowiadałam, że nie. To,
co robili, czyni ich w moich oczach gorszymi od zwierząt. Zwierzę walczy o swój
byt, ale nie jest zdolne do takiego okrucieństwa, do jakiego byli zdolni
enkawudziści czy strażnicy w obozach. Wiem, do czego byli zdolni Niemcy, co
robili przykładowo w ruinach warszawskiej Woli, gdy dogorywało Powstanie. Ale z
tych dwóch swołoczy to ta czerwona musiała być gorsza. A gdy czytam o gwałtach,
które stanowiły ulubioną „rozrywkę” żołdaków, to za każdym razem robi mi się
słabo...
Nie było łatwo napisać o tej książce; ani mi też w głowie
jakakolwiek inna jej ocena poza tą, że „Dziewczyny z Syberii” jest absolutnie
godna rekomendacji. A ponieważ dla jej bohaterek najważniejsza jest pamięć, do
Was i do samej siebie mam prośbę: czytajmy te historie, niech życiorysy
Dziewczyn z Syberii w nas zostaną, bo gdy ich już nie będzie, kto wie, może to
nam trzeba będzie dawać świadectwo. Nigdy nie zapominajmy tego, co przeżyły, bo
gdy tak się stanie, zwyciężą oprawcy, nawet po tylu latach. A jak powiedziała
Stefania Szantyr-Powolna: „ostatecznie to przecież zwyciężyliśmy my” (str. 76).
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”
Bardzo lubię serię Prawdziwe Historie, więc "Dziewczyny z Syberii" są na mojej liście do kupienia w tym miesiącu. Poprzednia książka autorki mi się podobała, więc i ta pewnie wzbudzi niemało emocji.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym nawet, że ta jest lepsza od "Dziewczyn z Powstania", o ile można w ogóle stosować takie porównanie.
UsuńLubię takie książki.
OdpowiedzUsuńZawsze będę zdania, że warto takie czytać.
UsuńDziadek wiele mi opowiadał o tamtych czasach, ale przez wiele lat było to tabu. Teraz okazuje się, że to była prawda.
UsuńJakim trzeba być zwierzęciem, żeby rzucić się w 12-stu do młodej dziewczyny, której jedyną winą było imię Hilda i to, że znalazła się w złym miejscu i złym czasie.
Na pewno sięgnę po książkę.
No właśnie, jakim...
UsuńPięknie opisałaś swoje wrażenia z tej lektury. I chociaż początkowo nie byłam zainteresowana tą książką, to jednak po przeczytaniu Twojej recenzji zmieniłam zdanie. Obym tylko nie żałowała tej decyzji :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńWiem, że nie lubisz historii, ale myślę, że jeśli chodzi i "Dziewczyny z Syberii" nie byłabyś zawiedziona.
Moja babcia była na Syberii. Ogromnie żałuję, że nie spisałam jej wspomnień, choć też nie wiem, na ile chciałaby o tym wszystkim rozmawiać.
OdpowiedzUsuńPewnie jakieś doświadczenia mogła mieć wspólne z bohaterkami.
UsuńJestem przekonana, że ta książka wywołałaby we mnie wiele emocji. Temat wywózek na Sybir zawsze bowiem wywołuje we mnie emocje.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie "emocje" to słowo-klucz w tym przypadku.
UsuńWiedziałam, że Ci się spodoba - byłam pewna.
OdpowiedzUsuńNie mogło być inaczej.
UsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę!
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę.
UsuńNa pewno skorzystam z polecenia i przeczytam, ta książka naprawdę jest godna uwagi.
OdpowiedzUsuńNie inaczej.
UsuńNiedawno przeczytałam "Wilczęta" oraz "Dziewczyny wyklęte" - obie książki wzbudziły we mnie masę emocji. Z "Dziewczynami z Syberii" z pewnością będzie podobnie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak. Ten okres naszej historii wywołuje wiele emocji.
UsuńPrzerażające czasy,jestem pełna podziwu dla kobiet, które przeżyły wywózkę na Syberię.Moją babcię spotkał taki los. Przeżyła dzięki sile charakteru i dzieciom, które za wszelką cenę chciała przywieżć z powrotem do Polski.I to jej się udało.Niestety, najstarszy syn-Janusz, w kilka lat po powrocie umiera.Powód - choroba płuc,którą prawdopodobnie nabył pracując w bardzo trudnych warunkach na Syberii.Babcia długo nie mogła otrząsnąć się z tej traumy. Przerażające czasy!!!
OdpowiedzUsuń