Piotr Zychowicz „Pakt Ribbentrop-Beck czyli jak Polacy mogli
u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”, Rebis 2014, ISBN
978-83-7510-921-4, stron 368
Ci z Was, czytelników mojego bloga, którzy odwiedzają mnie
regularnie, pewnie już dobrze wiedzą, że w dziejach Polski są dwie epoki, które
darzę szczególnym uwielbieniem, co przekłada się także, a może przede
wszystkim, na wybór lektur z nimi związanych. Te okresy to oczywiście
dwudziestolecie międzywojenne oraz czasy Polski Ludowej. Czytając publikacje dotyczące
międzywojnia, zawsze zastanawiam się, jak wyglądałby nasz kraj, gdyby nie
wybuch II wojny światowej. Czy zachowałby tamtą atmosferę i jedyny w swoim
rodzaju klimat? Tego nie wiem, ale książka Piotra Zychowicza uświadomiła mi, że
ci, którzy żyli w tamtych czasach, wcale nie musieli ginąć za ojczyznę czy też
doświadczać cierpień okupacji hitlerowskiej i stalinowskiej. A dlaczego? O tym
za chwilę.
Nigdy nie byłam i na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie
stanę się zwolenniczką tworzenia historii alternatywnych. Bo wyobraźcie sobie,
że wojna rozpoczyna się w kwietniu 1940 r. atakiem na Danię i Norwegię...
Zychowicz na szczęście tylko pierwszy rozdział skonstruował na takiej zasadzie,
chcąc zacząć mocnym akcentem, ale prawdziwie ostre uderzenie zaczyna się dalej
i tak właściwie to cały ten tom zapewnia solidną dawkę emocji, choć są one
przykre, niestety. Na tyle, że chciałoby się krzyczeć. Zapytacie: dlaczego? Ano
dlatego, że w pewnym momencie historii na niezwykle istotnym stanowisku w
polskim rządzie – takim, od którego zależały losy Europy, a już Polski na pewno
– znalazł się nieodpowiedni człowiek. Był nim Józef Beck, minister spraw
zagranicznych, którego polityka prowadzona na arenie europejskiej doprowadziła
do zepchnięcia Polski i Polaków ze skraju urwiska. Choć miał się on za ucznia
Józefa Piłsudskiego, choć był przekonany, że realizuje testament Marszałka, tak
naprawdę całkowicie go zaprzepaścił, robiąc wszystko dokładnie na odwrót.
Komendant przez całe życie twierdził, że największym zagrożeniem i dla Polski,
i dla kontynentu, jest Związek Sowiecki. Oceniając realnie polskie położenie,
był zdania, że należy zagryźć zęby i sprzymierzyć się z III Rzeszą, przeciwko
Rosji, bo walka z dwoma sąsiadami naraz będzie katastrofą. A cóż zrobił Beck?
Najpierw przez lata zwodził Hitlera, obiecując współpracę, by później nagle
dokonać gwałtownego zwrotu i zawiązać sojusze z Anglią i Francją. Tak po
prawdzie, to wcale się nie dziwię decyzji Hitlera o napadnięciu na nasz kraj...
I jeśli teraz oburzyliście się na moje słowa, to zapewniam, że nie ma powodu,
ja na początku też się oburzałam na sam pomysł takiej współpracy – potem mi
przeszło. Kanclerz Rzeszy planował najpierw podbić Francję, wiedząc, jak ta
jest słaba, a Polska miała mu zapewnić bezpieczeństwo na tyłach armii; dopiero
wtedy mieli razem wyruszyć na Sowiety. Ale że Beck naiwnie uwierzył w gwarancje
Zachodu, że dał się złapać w pułapkę, w którą nie wierzyli sami jej twórcy, to
stało się to, co się stało...
Zychowicz przytacza mnóstwo argumentów na poparcie swojej
tezy. Każde wydarzenie analizuje z różnych punktów widzenia, rozpatruje
scenariusze optymistyczne i pesymistyczne, bazując również na porównywaniu
sytuacji w innych krajach kontynentu. Tutaj każde zdanie wydawało mi się
niezwykle ważne i musiałabym chyba streścić całą książkę, by w pełni wyrazić
swoje odczucia po lekturze. Napiszę więc tylko to, co chyba najbardziej otwiera
oczy. Wielu z Was pewnie już na wstępie, po samym tytule, pomyślało: ale jak
to, sprzymierzyć się z Hitlerem, tym szaleńcem, który doprowadził do zagłady
ludzkości na taką skalę? Przecież nie pozwoliłby na to polski honor. Zapominamy
jednak, że w momencie, gdy Rzesza proponowała Polsce sojusze, Hitler jeszcze
tych wszystkich zbrodni nie popełnił, mało tego, darzył nasz kraj szacunkiem,
podobnie jak jego przywódcę, Marszałka Piłsudskiego. Warto też przypomnieć dla
kontrastu, że Stalin miał już wtedy „na koncie” kilka milionów ofiar. Druga
sprawa: uczy się nas już w szkole, że do wojny nie byliśmy przygotowani, co nie
jest do końca prawdą. Byliśmy przygotowani, ale nie do tej wojny, która
wybuchła. Polskie wojsko było dozbrajane na potęgę (maksimum możliwości miało
osiągnąć około 1942 r.), ale kierunkiem tego rozwoju miał być Wschód, nie
Rzesza. Beck oczywiście na to nie zważał, przecież miała nam pomóc Francja i
Wielka Brytania; nic to, że z ich strony nie padły żadne konkretne deklaracje (ani
słowa o sprzęcie czy ludziach skierowanych do Polski), przecież „jakoś to
będzie” to jedna z typowo polskich dewiz. A jak było, to wiemy, zachodni
sojusznicy nie kiwnęli palcem, bo wykrwawianie się Polski było im na rękę,
odsuwało siłę uderzenia od ich krajów. Sam brak realizacji zawartych porozumień
Józef Beck oglądał już z Rumunii – honor, o którym tak wiele mówił, kazał mu
ratować przede wszystkim siebie, ani myślał towarzyszyć swoim rodakom w
niedoli, jaką im zgotował. Naiwność, by nie powiedzieć klapki na oczach i
niczym nie uzasadniony hurraoptymizm, nie opuściły go już do końca.
Nawet gdybym chciała podejść do tej książki krytycznie i na
chłodno, to się nie da, to jest po prostu niemożliwe. Oczywiście żeby była
jasność: nie usprawiedliwiam Hitlera i tego, co zrobił, ale nie da się nie
zauważyć, że polskie władze same do tego doprowadziły (a potem zwiewały z
kraju, aż się kurzyło...). Dodam jeszcze, że koncepcja, o której pisze Piotr
Zychowicz, nie jest niczym nowym, bo do podobnych wniosków doszło grono innych
współczesnych historyków. Mało tego, już ówcześnie, w latach trzydziestych,
takie same poglądy wyrażali m. in. Stanisław Cat-Mackiewicz, Adolf Bocheński
oraz Władysław Studnicki. Ten ostatni przewidział, jak potoczą się wypadki
wojenne. Cóż jednak z tego, skoro byli zagłuszani przez tłum poddawany
propagandzie, wmawiającej, że przecież Niemcy to mają papierowe czołgi, a wojna
potrwa kilka dni, po upływie których dotrzemy z sojusznikami do samego
Berlina...
„Pakt Ribbentrop-Beck” boli, tak zwyczajnie, po ludzku, gdy
pomyśli się, ilu ludzi pochłonęła wojenna zawierucha, a ilu tych śmierci można
było uniknąć. Nawet gdyby po przystąpieniu do sojuszu z Hitlerem, ten zmienił
zdanie (choć w zachowanych dokumentach nic na takie plany nie wskazuje) i dążył
do zniewolenia Polaków, to wojna być może odciągnęłaby się w czasie, a tym
samym ofiar byłoby mniej. A czy właśnie nie to powinno być nadrzędnym celem
tych, którzy reprezentują naród? Właśnie o ten naród dbać, o każdego jednego
obywatela, który chce żyć? Cóż, następcy Józefa Piłsudskiego najwyraźniej o tym
zapomnieli. Nie chcieli też pamiętać, jak groźne jest nasze położenie
geograficzne: między dwoma totalitaryzmami. A najgorsze w tym wszystkim jest
to, że taka historia może się powtórzyć. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby
przyszło co do czego, to żaden sojusznik by nam nie pomógł, Polska znów
zostałaby poświęcona, tak jak w 1939 roku...
Sięgnijcie po tę książkę, nawet jeśli historia to nie jest
Wasz ulubiony gatunek. Piotr Zychowicz dał nam do rąk przykład publicystyki
historycznej, z której tezami nie musimy się zgadzać, ale o których warto
wiedzieć. Myślę też sobie, że prawdziwy patriotyzm polega także na tym, by
umieć spojrzeć na przeszłość krytycznie po to, by wyciągać wnioski i nie
popełniać podobnych błędów.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Nie tylko
literatura piękna...”, „Polacy nie gęsi”.
Przykro mi, ale tym razem nie skorzystam z twojego polecenia, gdyż nic na to nie poradzę, że nie trawię historii, więc wszelkie wątki z nią związane mnie zniechęcają.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że to nie Twoja bajka, ale pozwolisz, że i tak mi będzie przykro, że nie udało mi się Cię przekonać;) Dobra, żartuję, wiadomo, że nic na siłę;)
UsuńDziwna książka z serii "co by było gdyby...". Ale raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńpasion-libros.blogspot.com
Trochę tak, ale przy okazji zawiera mnóstwo faktów, o których jakoś wcześniej nie wiedziałam.
UsuńHistoria to mój konik (jednak bardziej czasy starożytne niż współczesne, ale i tak w każdym okresie znajdę coś dla siebie), to jednak nie lubię książek, które rozważają alternatywne wersje wydarzeń.
OdpowiedzUsuńDużo czytałam na temat tego okresu i ówczesnych możliwości politycznych Polski. O książce słyszałam od znajomych, ja jednak po nią nie sięgnę, ponieważ nie lubię gdybania w historii ;)
Ja też wolę tradycyjne podejście, ale coś mnie do tej książki ciągnęło i wcale nie żałuję;)
UsuńPrzyznam, że bardzo zaintrygowałaś mnie tą książką. Koniecznie muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNo to mam satysfakcję, że Cię przekonałam:)
UsuńOd czasu do czasu zaglądam do takiej właśnie literatury, by mieć szersze spojrzenie na nasze zawirowania dziejowe. I do tej publikacji bym zajrzała.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne zdanie:) I czułam, że Ciebie właśnie nie trzeba będzie specjalnie zachęcać, bo po taką literaturę też sięgasz:)
UsuńPrzed chwilą u Kasiek przeczytałam bardzo ciekawą recenzję "Powstania'44, którą z pewnością nabędę, a teraz Ty tak ciekawie piszesz o "Pakt Ribbentrop-Beck", że też zapiszę sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTeż byłam u Kasi i jej pozazdrościłam;)
UsuńRzadko czytam książki historyczne, ale widzę, że tę warto mieć na swojej półce, więc będę mieć na uwadze!
OdpowiedzUsuńA ja im więcej ich czytam, tym bardziej widzę, ile jeszcze przede mną;)
Usuń