Iwona J. Walczak „Dom złudzeń. Iga”, Replika 2014, ISBN
978-83-7674-293-9, stron 408
Życie Igi nigdy nie zmierzało prostą ścieżką do obranego
celu, przez lata los stawiał ją przed kolejnymi zakrętami. Najpierw pierwszy
mąż i córka, teraz drugi partner i syn, a Iga ciągle się miota. Emila i Olę
porzuciła; Leszek zagwarantował jej fundusze na każdą zachciankę, z czego
skwapliwie korzystała. Teraz wraca z urlopu, na którym była sama – co nie
znaczy, że samotna. Po powrocie okazuje się jednak, że firma, która do tej pory
działała prężnie, pozwalając na życie ponad stan, teraz stoi w obliczu
bankructwa.
Mąż ani myśli współpracować; zostawia nie tylko
przedsiębiorstwo, ale i samą Igę. Kobieta jest wobec tego jedyną osobą, która
może podjąć się walki o uratowanie dorobku. Wie, że nie może odpuścić, bo nie
tego nauczył ją ukochany dziadek. Miała być twarda, więc będzie, skoro właśnie
teraz przyszedł czas próby.
Ale nie tak łatwo postawić się na miejscu tej,
która – choć umiała tylko wydawać – teraz musi się liczyć z każdym groszem.
Szczególnie mocno zależy jej na Domu złudzeń, miejscu, w którym spędzała
beztroskie chwile dzieciństwa i młodości z przyjaciółmi, Ewą i Kosmą.
Niejednokrotnie już twierdziłam w swoich wcześniejszych
opiniach, że o wiele bardziej wolę bohaterów, którzy mnie irytują, denerwują,
których nawet nie znoszę, niż takich, którzy nie wzbudzają żadnych uczuć, ani
pozytywnych, ani negatywnych, w których sytuacje nie potrafię się zaangażować.
Ale już dawno żadna postać literacka nie zmęczyła mnie tak, jak Iga wykreowana
przez Iwonę J. Walczak. Cóż to jest za kobieta! – i bynajmniej nie jest to
okrzyk zachwytu. Mówiąc kolokwialnie: nie ogarniam jej zachowania, charakteru i
podejścia do życia. Już nawet nie chodzi o to, że była rozpuszczona – w porządku,
miała pieniądze, to je przepuszczała, aż miło, ale potem było już tylko gorzej.
Ja, mnie, moje – powiedzieć, że Iga, zwana Teksańską, była egoistką, to zbyt
mało. Walki o majątek nie osądzam (choć wiadomo, dla kogo to robiła, nawet
jeśli zapewniała, że dla dzieci), ale już to, co wyczyniała na polu
damsko-męskim oraz relacji z własnymi dziećmi, nie mieściło mi się w głowie.
Może mam tendencje do oceniania fikcyjnych postaci w kategoriach
zerojedynkowych czy czarno-białych, bez dostrzegania szarych półtonów, ale
uważam, że mogę, właśnie z uwagi na ich fikcyjność. A fikcyjna Iga nie miała
żadnych półcieni na swoje usprawiedliwienie, była według mnie beznadziejną
matką i kobietą myślącą tylko o sobie. I nijak nie pasuje mi tu stwierdzenie,
że szczęśliwa matka to szczęśliwe dzieci, bo sposoby, jakich chwytała się Iga,
nie przynosiły nic dobrego ani jej – chyba że za takie uznamy chwilowe
zaspokojenie po udanym seksie - ani potomstwu. Porzuciła Olę, gdy ta była mała,
a teraz próbuje to zrekompensować nadmierną troską. Może i miała wyrzuty
sumienia z powodu tego, jak postąpiła w młodości, ale teraz jest starsza, to i
powinna być dojrzalsza, ale gdzie tam, niczego się nie nauczyła. Zostawia
Stasia pod opieką Basi (i nieważne, że była to opieka najlepsza z najlepszych,
liczy się to, że pozbawiała go obecności matki, za którą tęsknił), by pędzić na
spotkanie z kochankiem, nie potrafiąc się wyrzec orgazmów, których jej
dostarczał. Może jestem konserwatywna, ale według mnie bycie matką do czegoś
zobowiązuje, a potrzeby dzieci, szczególnie gdy są małe, powinny być
priorytetem. Nie twierdzę, że Iga miała całkowicie zrezygnować z siebie, ale
bez przesady, zachowywała się tak, jakby syn jej tylko przeszkadzał. Zadziwiło
mnie też tempo, w jakim podejmowała decyzje, szczególnie jeśli chodzi o Kosmę.
Często miałam wrażenie, że ona sama nie wie, czego chce, że jednocześnie
chciałaby mieć ciastko i zjeść ciastko, że nie potrafi dokonać racjonalnego
wyboru. Mówiąc krótko, Iga zupełnie mnie do siebie nie przekonała, co rzutuje
na odbiór całej powieści. Trudno, żeby podobała mi się książka, której wiodąca
postać tak mnie drażniła.
Bronią się jedynie dwa elementy. Pierwszym jest styl –
językowi Iwony J. Walczak nie można odmówić lekkości i polotu; drugim jest
dwutorowa narracja. Akcja rozgrywa się na płaszczyźnie teraźniejszości oraz
przeszłości, więc widzimy Igę, jak dopiero wchodzi w świat i rozpoczyna dorosłe
życie. Na plus poczytuję także tytuł idealnie dobrany do treści; no i nie mogę
nie wspomnieć o okładce, która jest po prostu śliczna (co mnie zresztą nie
dziwi, bo w tym wydawnictwie co okładka, to ładniejsza). Na zakończenie powiem
tylko tyle, że mimo tego, jak bardzo zmęczyłam się Igą, nadal mam ochotę poznać
drugą część „Domu złudzeń”. Mam tylko nadzieję, że nowa postać, zasygnalizowana
pod koniec tego tomu, dostarczy mi wrażeń innego rodzaju, niż Teksańska.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Replika.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Chyba bym sięgnęła po ten tytuł już nawet ze względu na irytujące zachowanie bohaterki :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, ja bym chętnie poczytała o Twoich wrażeniach:)
UsuńNa razie raczej odpuszczę tę książkę, mam ciekawsze pozycje na oku :) Nie lubię jak denerwują mnie główni bohaterowie :)
OdpowiedzUsuńU mnie wiele zależy od bohatera, ale Iga przeszła moje najśmielsze oczekiwania czy upodobania, jakkolwiek to nazwać;)
UsuńNa chwilkę obecną czuję przesyt książkami obyczajowymi, więc che od nich trochę odpocząć.
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem, czasem tak się zdarza. A jeszcze jakby Cię miała Iga wkurzać;)
UsuńIleż emocji w Twojej recenzji:) Lubię książki, które wzbudzają taką mieszaninę uczuć. Choć wolę zaprzyjaźniać się z bohaterami niż denerwować się ich zachowaniem. Być może przeczytam:)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą piękna okładka, prawda?
No patrz, a wydawało mi się, że i tak w miarę spokojnie napisałam;)
UsuńO tak, okładka jest śliczna, a zapowiadana druga część będzie mieć "ubranko" jeszcze ładniejsze:)
Widzę, że bardzo męcząca ta główna bohaterka. Pomimo tego, chciałabym zajrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo, naprawdę odetchnęłam, gdy skończyłam czytać i przebywać w świecie miotającej się Igi;)
UsuńO mamuniu jeżeli TY już tak napisałaś, to wyobrażam sobie jak bardzo musiała drażnić bohaterka, złość aż kipi z każdego zdania ;) ale takie teksty lubię najbardziej, ciekawa jestem tej książki:)))
OdpowiedzUsuńWiesz, wydawało mi się, gdy pisałam opinię, że już jestem spokojna i opanowana, ale skoro obie z Natalką twierdzicie, że kipią emocje, to chyba jednak mi się wydawało;) No ale jak sobie przypominałam zachowanie Igi, to widać znów mi się ciśnienie podnosiło;)
UsuńOkładka książki urocza:)
OdpowiedzUsuńJak znajdę książkę w bibliotece to mimo wszystko przeczytam:)
Pewnie, Twój odbiór może być inny;)
UsuńZ pewnością kiedyś przeczytam - mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko zachęcam, zawsze to sposób na wyrobienie sobie własnej opinii;)
UsuńTo przyznam szczerze, że zaintrygowałaś mnie postacią głównej bohaterki. Takiej egoistki jeszcze w książce nie poznałam :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie zniechęciłam, mimo wszystko;)
UsuńNo to mi mój zapał co do tej pozycji trochę opadł, bo strasznie nie lubię takich postaci jak Iga, oj strasznie... Ale kiedyś przeczytam, bo udało mi się ją wygrać. ;)
OdpowiedzUsuńSpróbuj, może Twój odbiór będzie zupełnie inny;)
UsuńMoże kiedyś uda mi się ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńBrrr... Iga jest szalenie irytującą postacią. Ale lubię, gdy postaci wzbudzają emocje.
OdpowiedzUsuńJa też lubię, ale Igi miałam już w pewnym momencie po kokardę;)
Usuń