poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Iwona J. Walczak "Dom złudzeń. Iga"


Iwona J. Walczak „Dom złudzeń. Iga”, Replika 2014, ISBN 978-83-7674-293-9, stron 408

Życie Igi nigdy nie zmierzało prostą ścieżką do obranego celu, przez lata los stawiał ją przed kolejnymi zakrętami. Najpierw pierwszy mąż i córka, teraz drugi partner i syn, a Iga ciągle się miota. Emila i Olę porzuciła; Leszek zagwarantował jej fundusze na każdą zachciankę, z czego skwapliwie korzystała. Teraz wraca z urlopu, na którym była sama – co nie znaczy, że samotna. Po powrocie okazuje się jednak, że firma, która do tej pory działała prężnie, pozwalając na życie ponad stan, teraz stoi w obliczu bankructwa. 

Mąż ani myśli współpracować; zostawia nie tylko przedsiębiorstwo, ale i samą Igę. Kobieta jest wobec tego jedyną osobą, która może podjąć się walki o uratowanie dorobku. Wie, że nie może odpuścić, bo nie tego nauczył ją ukochany dziadek. Miała być twarda, więc będzie, skoro właśnie teraz przyszedł czas próby.
Ale nie tak łatwo postawić się na miejscu tej, która – choć umiała tylko wydawać – teraz musi się liczyć z każdym groszem. Szczególnie mocno zależy jej na Domu złudzeń, miejscu, w którym spędzała beztroskie chwile dzieciństwa i młodości z przyjaciółmi, Ewą i Kosmą.

Niejednokrotnie już twierdziłam w swoich wcześniejszych opiniach, że o wiele bardziej wolę bohaterów, którzy mnie irytują, denerwują, których nawet nie znoszę, niż takich, którzy nie wzbudzają żadnych uczuć, ani pozytywnych, ani negatywnych, w których sytuacje nie potrafię się zaangażować. Ale już dawno żadna postać literacka nie zmęczyła mnie tak, jak Iga wykreowana przez Iwonę J. Walczak. Cóż to jest za kobieta! – i bynajmniej nie jest to okrzyk zachwytu. Mówiąc kolokwialnie: nie ogarniam jej zachowania, charakteru i podejścia do życia. Już nawet nie chodzi o to, że była rozpuszczona – w porządku, miała pieniądze, to je przepuszczała, aż miło, ale potem było już tylko gorzej. Ja, mnie, moje – powiedzieć, że Iga, zwana Teksańską, była egoistką, to zbyt mało. Walki o majątek nie osądzam (choć wiadomo, dla kogo to robiła, nawet jeśli zapewniała, że dla dzieci), ale już to, co wyczyniała na polu damsko-męskim oraz relacji z własnymi dziećmi, nie mieściło mi się w głowie. Może mam tendencje do oceniania fikcyjnych postaci w kategoriach zerojedynkowych czy czarno-białych, bez dostrzegania szarych półtonów, ale uważam, że mogę, właśnie z uwagi na ich fikcyjność. A fikcyjna Iga nie miała żadnych półcieni na swoje usprawiedliwienie, była według mnie beznadziejną matką i kobietą myślącą tylko o sobie. I nijak nie pasuje mi tu stwierdzenie, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dzieci, bo sposoby, jakich chwytała się Iga, nie przynosiły nic dobrego ani jej – chyba że za takie uznamy chwilowe zaspokojenie po udanym seksie - ani potomstwu. Porzuciła Olę, gdy ta była mała, a teraz próbuje to zrekompensować nadmierną troską. Może i miała wyrzuty sumienia z powodu tego, jak postąpiła w młodości, ale teraz jest starsza, to i powinna być dojrzalsza, ale gdzie tam, niczego się nie nauczyła. Zostawia Stasia pod opieką Basi (i nieważne, że była to opieka najlepsza z najlepszych, liczy się to, że pozbawiała go obecności matki, za którą tęsknił), by pędzić na spotkanie z kochankiem, nie potrafiąc się wyrzec orgazmów, których jej dostarczał. Może jestem konserwatywna, ale według mnie bycie matką do czegoś zobowiązuje, a potrzeby dzieci, szczególnie gdy są małe, powinny być priorytetem. Nie twierdzę, że Iga miała całkowicie zrezygnować z siebie, ale bez przesady, zachowywała się tak, jakby syn jej tylko przeszkadzał. Zadziwiło mnie też tempo, w jakim podejmowała decyzje, szczególnie jeśli chodzi o Kosmę. Często miałam wrażenie, że ona sama nie wie, czego chce, że jednocześnie chciałaby mieć ciastko i zjeść ciastko, że nie potrafi dokonać racjonalnego wyboru. Mówiąc krótko, Iga zupełnie mnie do siebie nie przekonała, co rzutuje na odbiór całej powieści. Trudno, żeby podobała mi się książka, której wiodąca postać tak mnie drażniła. 

Bronią się jedynie dwa elementy. Pierwszym jest styl – językowi Iwony J. Walczak nie można odmówić lekkości i polotu; drugim jest dwutorowa narracja. Akcja rozgrywa się na płaszczyźnie teraźniejszości oraz przeszłości, więc widzimy Igę, jak dopiero wchodzi w świat i rozpoczyna dorosłe życie. Na plus poczytuję także tytuł idealnie dobrany do treści; no i nie mogę nie wspomnieć o okładce, która jest po prostu śliczna (co mnie zresztą nie dziwi, bo w tym wydawnictwie co okładka, to ładniejsza). Na zakończenie powiem tylko tyle, że mimo tego, jak bardzo zmęczyłam się Igą, nadal mam ochotę poznać drugą część „Domu złudzeń”. Mam tylko nadzieję, że nowa postać, zasygnalizowana pod koniec tego tomu, dostarczy mi wrażeń innego rodzaju, niż Teksańska.     

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Replika.

http://replika.eu/

Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.

24 komentarze:

  1. Chyba bym sięgnęła po ten tytuł już nawet ze względu na irytujące zachowanie bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj, ja bym chętnie poczytała o Twoich wrażeniach:)

      Usuń
  2. Na razie raczej odpuszczę tę książkę, mam ciekawsze pozycje na oku :) Nie lubię jak denerwują mnie główni bohaterowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie wiele zależy od bohatera, ale Iga przeszła moje najśmielsze oczekiwania czy upodobania, jakkolwiek to nazwać;)

      Usuń
  3. Na chwilkę obecną czuję przesyt książkami obyczajowymi, więc che od nich trochę odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni rozumiem, czasem tak się zdarza. A jeszcze jakby Cię miała Iga wkurzać;)

      Usuń
  4. Ileż emocji w Twojej recenzji:) Lubię książki, które wzbudzają taką mieszaninę uczuć. Choć wolę zaprzyjaźniać się z bohaterami niż denerwować się ich zachowaniem. Być może przeczytam:)
    Swoją drogą piękna okładka, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, a wydawało mi się, że i tak w miarę spokojnie napisałam;)
      O tak, okładka jest śliczna, a zapowiadana druga część będzie mieć "ubranko" jeszcze ładniejsze:)

      Usuń
  5. Widzę, że bardzo męcząca ta główna bohaterka. Pomimo tego, chciałabym zajrzeć do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, naprawdę odetchnęłam, gdy skończyłam czytać i przebywać w świecie miotającej się Igi;)

      Usuń
  6. O mamuniu jeżeli TY już tak napisałaś, to wyobrażam sobie jak bardzo musiała drażnić bohaterka, złość aż kipi z każdego zdania ;) ale takie teksty lubię najbardziej, ciekawa jestem tej książki:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wydawało mi się, gdy pisałam opinię, że już jestem spokojna i opanowana, ale skoro obie z Natalką twierdzicie, że kipią emocje, to chyba jednak mi się wydawało;) No ale jak sobie przypominałam zachowanie Igi, to widać znów mi się ciśnienie podnosiło;)

      Usuń
  7. Okładka książki urocza:)
    Jak znajdę książkę w bibliotece to mimo wszystko przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z pewnością kiedyś przeczytam - mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko zachęcam, zawsze to sposób na wyrobienie sobie własnej opinii;)

      Usuń
  9. To przyznam szczerze, że zaintrygowałaś mnie postacią głównej bohaterki. Takiej egoistki jeszcze w książce nie poznałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie zniechęciłam, mimo wszystko;)

      Usuń
  10. No to mi mój zapał co do tej pozycji trochę opadł, bo strasznie nie lubię takich postaci jak Iga, oj strasznie... Ale kiedyś przeczytam, bo udało mi się ją wygrać. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj, może Twój odbiór będzie zupełnie inny;)

      Usuń
  11. Może kiedyś uda mi się ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Brrr... Iga jest szalenie irytującą postacią. Ale lubię, gdy postaci wzbudzają emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię, ale Igi miałam już w pewnym momencie po kokardę;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.