wtorek, 19 sierpnia 2014

Agnieszka Turzyniecka "Dziewczynka z balonikami"


Agnieszka Turzyniecka „Dziewczynka z balonikami”, Szara Godzina 2014, ISBN 978-83-64312-22-9, str. 176

Marlena czuje, że jej życie i świat wokół ją przerosły. Wszystko wydaje się bez sensu, nic nie cieszy, płacze z byle powodu i tak naprawdę to chyba powinna uwolnić się sama od siebie i odejść. Trzyma ją jeszcze myśl, że może chociaż trochę skrzywdziłaby w ten sposób swoich bliskich, a zabić się przecież zawsze zdąży. Postanawia dać sobie ostatnią szansę i choć sama siebie już zdiagnozowała – cierpi pewnie na depresję – udaje się do lekarza, a ten odsyła ją do szpitala psychiatrycznego. Trochę to kobietę dziwi, spodziewała się raczej, że dostanie leki i to wszystko. Okazuje się jednak, że ma chorobę afektywną dwubiegunową i zostanie na oddziale trochę dłużej.

Terapia, na którą zostaje skierowana, wymaga, aby wróciła pamięcią do historii swojej rodziny oraz wspomnień z dzieciństwa i młodości. Nie omija także swoich relacji z mężczyznami, które nigdy nie kończyły się dobrze. Jaki to miało na nią wpływ?

Oprócz zmagań ze swoim ja, Marlena poznaje także losy innych pacjentów szpitala. Niektórym z nich nie udaje się wygrać z chorobą, to ona zwycięża...

Choroby psychiczne mnie przerażają. To znaczy niepojęte jest dla mnie to, że mózg człowieka może stać się jego największym wrogiem, że może sprawić, iż przestaje się być sobą, a zarazem doprowadzić do tragicznego końca. Boję się nawet myśleć, jaka walka toczy się w głowie osoby chorej. Wgląd w takie myśli próbuje nam dać Agnieszka Turzyniecka w swojej drugiej powieści. „Dziewczynka z balonikami” ma dość zwodniczy, powiedziałabym, tytuł, bo nie zapowiada on tak trudnej lektury, choć jednocześnie trzeba przyznać, że do treści pasuje idealnie. Konfrontacja z przeżyciami Marleny jest o tyle przejmująca, że autorka postawiła na dość chłodną w tonie relację. Odniosłam wrażenie, że narracja bohaterki jest surowa w wymowie oraz oszczędna w słowach i emocjach, których chyba tak naprawdę nie da się opisać, a przynajmniej trudno jest osobie zdrowej wczuć się w sytuację tej, której psychika żyje własnym życiem. Myślę, że Agnieszka Turzyniecka podjęła się ogromnie trudnego zdania, któremu sprostała na tyle, na ile pozwoliła jej na to wyobraźnia. Może nie do końca dowiedziałam się, co działo się w głowie Marleny – choć nie jest to zarzut, żeby była jasność, uważam tylko, że nikt, kto tego nie doświadczył, nie jest w stanie opisać takich uczuć – ale bez wątpienia przejmowałam się jej sytuacją i huśtawką nastrojów, jakie ją dotykały. Straszne było to, w jak szybkim tempie potrafiła przejść od myśli samobójczych do euforycznej radości życia. Szkoda tylko, że ten drugi stan był raczej jej mechanizmem obronnym, barierą przed bólem i goryczą porażki.

Jednak tym, co mnie zszokowało najmocniej, a zarazem ogromnie zbulwersowało, było postępowanie matki głównej bohaterki. Obserwując jej zachowanie z perspektywy dorastającej Marleny, nie może chyba dziwić to, że jej córka pogrążyła się w psychicznym chaosie. Nie potrafię (i nie chcę) zrozumieć, jak można tak krzywdzić własne dziecko, jak może je tak złamać, do tego stopnia, że ono na zawsze utkwi w dzieciństwie i nie dorośnie, bo nie nabędzie mechanizmów, które z tą dorosłością pozwolą się mierzyć. W moich oczach nie usprawiedliwiało jej nawet to, w jakich warunkach sama się wychowywała. To, co mówiła do dwudziestoparoletniej Marleny, także sprawiało, że przecierałam oczy ze zdumienia, a jej ślepota na własne przewinienia porażała. A najgorsze w całym tym wątku jest to, że jest tak potwornie realistyczny, że w niejednej rodzinie właśnie tak mogą wyglądać relacje między dziećmi, a rodzicami: ten dorosły, wydawałoby się mądrzejszy i rozumniejszy, ma wobec dziecka jakieś oczekiwania i nie potrafi odpuścić, gdy ono nie potrafi im podołać. Widzimy też, jak łatwo wpaść w takie pokoleniowe błędne koło, jak można powielać czyjeś błędy, gdy nie chce się pracować nad sobą i zmieniać. Trochę się rozpisałam, ale to właśnie nad postacią matki nie potrafiłam przejść obojętnie, to ona skłoniła mnie do szeregu refleksji nad tym, że niektórzy ludzie naprawdę nie powinni być rodzicami, że ta odpowiedzialna rola zupełnie nie jest dla nich.

„Dziewczynka z balonikami” to opowieść niewielkich rozmiarów, w których zmieszczono jednak sporo wrażeń. Jej lektura nie była prostym doświadczeniem, o którym szybko się zapomina – nie jest miło (może nie do końca adekwatne słowo, bo przecież nie miało być miło) czytać o dziewczynie w wieku zbliżonym do mojego, która nie widzi przed sobą celu, której życie nie ma sensu, która nie ma już siły, by o siebie zawalczyć. Nie wiem, czy takie było przesłanie Agnieszki Turzynieckiej, ale po spotkaniu z jej prozą bardziej doceniam to, że jestem zdrowa, że miałam normalne dzieciństwo, i to, że mogę cieszyć się z byle drobiazgów, że potrafię dostrzec w nich sens... 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i Wydawnictwu Szara Godzina.

http://www.szaragodzina.pl/

Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.

37 komentarzy:

  1. Widzę, że „Dziewczynka z balonikami” zrobiła na tobie równie mocne wrażenie, jak na mnie. To faktycznie bardzo poruszająca lektura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zwłaszcza matka, ta wywarła największe wrażenie, tyle że negatywne.

      Usuń
  2. Na tak niewielkiej ilości stron tyle cierpienia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Ale powiem Ci, że właśnie skończyłam inną książkę z akcją dziejącą się w szpitalu psychiatrycznym, też jest niewielkich rozmiarów, ale przygnębia jeszcze bardziej, bo opiera się na faktach.

      Usuń
  3. Smutna historia. Zgodzę się z Tobą. Nie każdy człowiek nadaje się do roli rodzica, jeśli jego wychowanie ogranicza się do najgorszego minimum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami to mam wrażenie, że nie można mówić o wychowywaniu, tylko bardziej o chowaniu dzieci:(

      Usuń
  4. Szkoda, że ominęła mnie ta książka, trochę żałuję, że nie zwróciłam na nią większej uwagi. Muszę to naprawić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja niestety nie czytałam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Książkę mam na uwadze od jakiegoś czasu, ale jeszcze się nie udało jej przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, to żebyś o niej nie zapomniała;)

      Usuń
  7. Zapowiada się boleśnie i przerażająco. Chciałabym przeczytać ten tom, szczególnie, ze bliska mi osoba cierpi na depresję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to powiem Ci, że wydajesz mi się silną osobą, nie wiem, czy ja będąc w takiej sytuacji chciałabym jeszcze czytać o depresji w powieściach. Z drugiej jednak strony, mogłabyś ocenić, na ile opowieść Marleny jest bliska rzeczywistości.

      Usuń
  8. Książka wydaje się, że może i będzie bawić się moimi uczuciami, jeśli po nią sięgnę, jakoś nie po drodze mi z obyczajówkami, ale chyba warto to zmienić...

    http://dzikie-anioly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, moje zdanie jest takie, że nie ma się co zamykać na gatunki inne, niż ulubione, więc może i po obyczajówkę powinnaś czasem sięgnąć;)

      Usuń
  9. Nie wydaje mi się, że ta książka będzie ciekawa, przynajmniej dla mnie, ale zawsze może mnie mój gust zdziwić i zaskoczyć.
    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale skoro już na "wejściu" zakładasz, że będzie nieciekawa, to może nie ma sensu się zmuszać? Bo to może być tylko ze szkodą dla książki, ocenisz ją negatywnie, a to nie Twoje klimaty;)

      Usuń
  10. Zawsze chętnie sięgam po teksty, które mają jakiekolwiek psychologiczne tło. Słowa "szpital psychiatryczny" działają na mnie jak magnes. Katuję się tymi przejmującymi historiami wprost z życia i potem odczuwam satysfakcję. Cieszę się, że mogłam u Ciebie przeczytać o tej książce i od razu dopisuję ją do listy oczekujących na odnalezienie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powiem Ci, że niedługo u mnie recenzja kolejnej książki tego typu, tym razem opartej na faktach.

      Usuń
  11. UUu zdecydowanie nie dla mnie tematyka tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  12. To bardzo mądra i pouczająca książka, którą polecam wszystkim. Daje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, trudno przejść obojętnie wobec jej treści.

      Usuń
  13. Dużo dobrego czytałam o tej książce. Lektura ciągle przede mną:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ta książka chyba wywiera takowe wrażenie na każdym. Muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo trudno zachować dystans wobec historii Marleny.

      Usuń
  15. Dziękuję za dobre słowo i zainteresowanie. Pozdrawiam, A.T. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za odwiedziny i pozostawienie komentarza:)

      Usuń
  16. Ta pozycja od jakiegoś czasu oczekuje na mojej półce,ale nie mogę się za nią zabrać. Zawsze coś...
    Jednak w najbliższym czasie na pewno ją przeczytam. Twoja recenzja,i komentarze są bardzo zachęcające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że czeka na półce, bo to znaczy, że na pewno o niej nie zapomnisz;)

      Usuń
  17. Może to zabrzmi dziwnie, ale lubię czytać o osobach z zaburzeniami psychicznymi, z ciekawości. Nie są to oczywiście lektury łatwe, ale ludzki mózg i psychika w ogóle są naprawdę skomplikowane i warte poznania :) Jakiś czas temu zapisałam już ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzięki autorce miałam przyjemność poznać jej pierwszą książkę ,,Inspektora Kresa..", bardzo mi się spodobała, dlatego też na ,,Dziewczynkę z balonikami" mam podwójną chęć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tej pierwszej nie znam. Ale Ty będziesz mieć szansę zobaczyć, jak rozwija się warsztat autorki:)

      Usuń
    2. Właśnie rozpoczynam lekturę ,,Dziewczynki z balonikami", już nie mogę się doczekać lektury. Zawsze mam trochę opóźnienie do polecanych przez Ciebie książek :))

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.