Agnieszka Turzyniecka „Dziewczynka z balonikami”, Szara
Godzina 2014, ISBN 978-83-64312-22-9, str. 176
Marlena czuje, że jej życie i świat wokół ją przerosły.
Wszystko wydaje się bez sensu, nic nie cieszy, płacze z byle powodu i tak
naprawdę to chyba powinna uwolnić się sama od siebie i odejść. Trzyma ją
jeszcze myśl, że może chociaż trochę skrzywdziłaby w ten sposób swoich
bliskich, a zabić się przecież zawsze zdąży. Postanawia dać sobie ostatnią
szansę i choć sama siebie już zdiagnozowała – cierpi pewnie na depresję – udaje
się do lekarza, a ten odsyła ją do szpitala psychiatrycznego. Trochę to kobietę
dziwi, spodziewała się raczej, że dostanie leki i to wszystko. Okazuje się
jednak, że ma chorobę afektywną dwubiegunową i zostanie na oddziale trochę dłużej.
Oprócz zmagań ze swoim ja, Marlena poznaje także losy innych
pacjentów szpitala. Niektórym z nich nie udaje się wygrać z chorobą, to ona
zwycięża...
Choroby psychiczne mnie przerażają. To znaczy niepojęte jest
dla mnie to, że mózg człowieka może stać się jego największym wrogiem, że może
sprawić, iż przestaje się być sobą, a zarazem doprowadzić do tragicznego końca.
Boję się nawet myśleć, jaka walka toczy się w głowie osoby chorej. Wgląd w
takie myśli próbuje nam dać Agnieszka Turzyniecka w swojej drugiej powieści.
„Dziewczynka z balonikami” ma dość zwodniczy, powiedziałabym, tytuł, bo nie
zapowiada on tak trudnej lektury, choć jednocześnie trzeba przyznać, że do
treści pasuje idealnie. Konfrontacja z przeżyciami Marleny jest o tyle
przejmująca, że autorka postawiła na dość chłodną w tonie relację. Odniosłam
wrażenie, że narracja bohaterki jest surowa w wymowie oraz oszczędna w słowach
i emocjach, których chyba tak naprawdę nie da się opisać, a przynajmniej trudno
jest osobie zdrowej wczuć się w sytuację tej, której psychika żyje własnym
życiem. Myślę, że Agnieszka Turzyniecka podjęła się ogromnie trudnego zdania,
któremu sprostała na tyle, na ile pozwoliła jej na to wyobraźnia. Może nie do
końca dowiedziałam się, co działo się w głowie Marleny – choć nie jest to
zarzut, żeby była jasność, uważam tylko, że nikt, kto tego nie doświadczył, nie
jest w stanie opisać takich uczuć – ale bez wątpienia przejmowałam się jej
sytuacją i huśtawką nastrojów, jakie ją dotykały. Straszne było to, w jak
szybkim tempie potrafiła przejść od myśli samobójczych do euforycznej radości
życia. Szkoda tylko, że ten drugi stan był raczej jej mechanizmem obronnym,
barierą przed bólem i goryczą porażki.
Jednak tym, co mnie zszokowało najmocniej, a zarazem
ogromnie zbulwersowało, było postępowanie matki głównej bohaterki. Obserwując
jej zachowanie z perspektywy dorastającej Marleny, nie może chyba dziwić to, że
jej córka pogrążyła się w psychicznym chaosie. Nie potrafię (i nie chcę)
zrozumieć, jak można tak krzywdzić własne dziecko, jak może je tak złamać, do
tego stopnia, że ono na zawsze utkwi w dzieciństwie i nie dorośnie, bo nie
nabędzie mechanizmów, które z tą dorosłością pozwolą się mierzyć. W moich
oczach nie usprawiedliwiało jej nawet to, w jakich warunkach sama się
wychowywała. To, co mówiła do dwudziestoparoletniej Marleny, także sprawiało,
że przecierałam oczy ze zdumienia, a jej ślepota na własne przewinienia
porażała. A najgorsze w całym tym wątku jest to, że jest tak potwornie
realistyczny, że w niejednej rodzinie właśnie tak mogą wyglądać relacje między
dziećmi, a rodzicami: ten dorosły, wydawałoby się mądrzejszy i rozumniejszy, ma
wobec dziecka jakieś oczekiwania i nie potrafi odpuścić, gdy ono nie potrafi im
podołać. Widzimy też, jak łatwo wpaść w takie pokoleniowe błędne koło, jak
można powielać czyjeś błędy, gdy nie chce się pracować nad sobą i zmieniać.
Trochę się rozpisałam, ale to właśnie nad postacią matki nie potrafiłam przejść
obojętnie, to ona skłoniła mnie do szeregu refleksji nad tym, że niektórzy
ludzie naprawdę nie powinni być rodzicami, że ta odpowiedzialna rola zupełnie
nie jest dla nich.
„Dziewczynka z balonikami” to opowieść niewielkich
rozmiarów, w których zmieszczono jednak sporo wrażeń. Jej lektura nie była
prostym doświadczeniem, o którym szybko się zapomina – nie jest miło (może nie
do końca adekwatne słowo, bo przecież nie miało być miło) czytać o dziewczynie
w wieku zbliżonym do mojego, która nie widzi przed sobą celu, której życie nie
ma sensu, która nie ma już siły, by o siebie zawalczyć. Nie wiem, czy takie
było przesłanie Agnieszki Turzynieckiej, ale po spotkaniu z jej prozą bardziej
doceniam to, że jestem zdrowa, że miałam normalne dzieciństwo, i to, że mogę
cieszyć się z byle drobiazgów, że potrafię dostrzec w nich sens...
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i
Wydawnictwu Szara Godzina.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Widzę, że „Dziewczynka z balonikami” zrobiła na tobie równie mocne wrażenie, jak na mnie. To faktycznie bardzo poruszająca lektura.
OdpowiedzUsuńOj tak, zwłaszcza matka, ta wywarła największe wrażenie, tyle że negatywne.
UsuńNa tak niewielkiej ilości stron tyle cierpienia :(
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ale powiem Ci, że właśnie skończyłam inną książkę z akcją dziejącą się w szpitalu psychiatrycznym, też jest niewielkich rozmiarów, ale przygnębia jeszcze bardziej, bo opiera się na faktach.
UsuńSmutna historia. Zgodzę się z Tobą. Nie każdy człowiek nadaje się do roli rodzica, jeśli jego wychowanie ogranicza się do najgorszego minimum.
OdpowiedzUsuńCzasami to mam wrażenie, że nie można mówić o wychowywaniu, tylko bardziej o chowaniu dzieci:(
UsuńSzkoda, że ominęła mnie ta książka, trochę żałuję, że nie zwróciłam na nią większej uwagi. Muszę to naprawić :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się uda;)
UsuńA ja niestety nie czytałam...
OdpowiedzUsuńZawsze możesz jej poszukać:)
UsuńKsiążkę mam na uwadze od jakiegoś czasu, ale jeszcze się nie udało jej przeczytać...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, to żebyś o niej nie zapomniała;)
UsuńZapowiada się boleśnie i przerażająco. Chciałabym przeczytać ten tom, szczególnie, ze bliska mi osoba cierpi na depresję...
OdpowiedzUsuńO, to powiem Ci, że wydajesz mi się silną osobą, nie wiem, czy ja będąc w takiej sytuacji chciałabym jeszcze czytać o depresji w powieściach. Z drugiej jednak strony, mogłabyś ocenić, na ile opowieść Marleny jest bliska rzeczywistości.
UsuńKsiążka wydaje się, że może i będzie bawić się moimi uczuciami, jeśli po nią sięgnę, jakoś nie po drodze mi z obyczajówkami, ale chyba warto to zmienić...
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
Wiesz, moje zdanie jest takie, że nie ma się co zamykać na gatunki inne, niż ulubione, więc może i po obyczajówkę powinnaś czasem sięgnąć;)
UsuńNie wydaje mi się, że ta książka będzie ciekawa, przynajmniej dla mnie, ale zawsze może mnie mój gust zdziwić i zaskoczyć.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Ale skoro już na "wejściu" zakładasz, że będzie nieciekawa, to może nie ma sensu się zmuszać? Bo to może być tylko ze szkodą dla książki, ocenisz ją negatywnie, a to nie Twoje klimaty;)
UsuńZawsze chętnie sięgam po teksty, które mają jakiekolwiek psychologiczne tło. Słowa "szpital psychiatryczny" działają na mnie jak magnes. Katuję się tymi przejmującymi historiami wprost z życia i potem odczuwam satysfakcję. Cieszę się, że mogłam u Ciebie przeczytać o tej książce i od razu dopisuję ją do listy oczekujących na odnalezienie. :)
OdpowiedzUsuńTo powiem Ci, że niedługo u mnie recenzja kolejnej książki tego typu, tym razem opartej na faktach.
UsuńUUu zdecydowanie nie dla mnie tematyka tej książki.
OdpowiedzUsuńTak też mi się wydawało, że to napiszesz;)
UsuńTo bardzo mądra i pouczająca książka, którą polecam wszystkim. Daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, trudno przejść obojętnie wobec jej treści.
UsuńDużo dobrego czytałam o tej książce. Lektura ciągle przede mną:)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, jakie byłyby Twoje odczucia:)
UsuńTa książka chyba wywiera takowe wrażenie na każdym. Muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńBo trudno zachować dystans wobec historii Marleny.
UsuńDziękuję za dobre słowo i zainteresowanie. Pozdrawiam, A.T. :)
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za odwiedziny i pozostawienie komentarza:)
UsuńTa pozycja od jakiegoś czasu oczekuje na mojej półce,ale nie mogę się za nią zabrać. Zawsze coś...
OdpowiedzUsuńJednak w najbliższym czasie na pewno ją przeczytam. Twoja recenzja,i komentarze są bardzo zachęcające.
To dobrze, że czeka na półce, bo to znaczy, że na pewno o niej nie zapomnisz;)
UsuńMoże to zabrzmi dziwnie, ale lubię czytać o osobach z zaburzeniami psychicznymi, z ciekawości. Nie są to oczywiście lektury łatwe, ale ludzki mózg i psychika w ogóle są naprawdę skomplikowane i warte poznania :) Jakiś czas temu zapisałam już ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńE tam, dziwnie, każdy czyta to, co lubi;)
UsuńDzięki autorce miałam przyjemność poznać jej pierwszą książkę ,,Inspektora Kresa..", bardzo mi się spodobała, dlatego też na ,,Dziewczynkę z balonikami" mam podwójną chęć!
OdpowiedzUsuńJa tej pierwszej nie znam. Ale Ty będziesz mieć szansę zobaczyć, jak rozwija się warsztat autorki:)
UsuńWłaśnie rozpoczynam lekturę ,,Dziewczynki z balonikami", już nie mogę się doczekać lektury. Zawsze mam trochę opóźnienie do polecanych przez Ciebie książek :))
Usuń