Anna K. Kłys „Brudne serca. Jak zafałszowaliśmy historię
chłopców z lasu i ubeków”, Wielka Litera 2014, ISBN 978-83-64142-34-5, str. 328
Anna K. Kłys jest dziennikarką. „Ma czterdzieści lat, dwójkę
dzieci (...). Jej pasją jest społeczeństwo obywatelskie. Działanie pro publico
bono. (...) w podstawówce słuchała Voice of America, Radia Wolna Europa, BBC.
(...) W liceum zaangażowała się w kolportaż, akcje typu opłatek dla szkoły,
transparenty, biblioteka z wydawnictwami podziemnymi, ulotki. (...) Na początku
lat dziewięćdziesiątych zaangażowała się w tworzenie pierwszych wolnych mediów.
Zawodowo robi zdjęcia, ostatnio znowu pisze” (str. 265-266). Tak przedstawiła
sama siebie. Jest autorką wywiadu-rzeki z Bohdanem Smoleniem, który miałam
okazję czytać i wspominam go miło, choć nie była to ani zabawna, ani cukierkowa
lektura, jak można by pomyśleć, patrząc na nazwisko jej bohatera.
Kreśli więc historię Stanisława Cichoszewskiego i Jana
Młynarka. „Serca Jana i Stanisława złączyła absurdalna droga. Polityczna. (...)
A przecież ani Młynarek nie był zatwardziałym komunistą (nawet nie wiedział, co
to znaczy), ani Cichoszewski nie był narodowym patriotą. Ich pierwsze i
ostatnie spotkanie – 9 grudnia 1946 roku – było jak cała historia ludowej
Polski. Beznadziejne” (str. 21).
Stanisław był milicjantem. Pewnego razu stanął w obronie
dziewczyny, którą usiłował zgwałcić sowiecki żołnierz. W krótkiej szarpaninie
pistolet wystrzelił, zabijając „Ruska”. W tym momencie zegar zaczął tykać.
Został aresztowany, ale uciekł i przez jakiś czas się ukrywał. Ale w tamtych
okolicznościach nie mogło to trwać wiecznie.
Po wstępnym naszkicowaniu splecionych w tragiczny sposób
losów dwóch młodych mężczyzn, którzy powinni przecież stać po jednej stronie
barykady, Kłys w „Wypisach dla dociekliwych” opisuje, „co działo się w Polsce,
dokładniej – na ziemiach wyzwalanych przez Armię Czerwoną i LWP. Zimą 1945
roku, latem ’46, wiosną ’47... i pięć i pół roku wcześniej, po 17 września 1939
roku” (str. 42). Posiłkuje się przy tym artykułami prasowymi, ogłoszeniami,
zarządzeniami oraz ...donosami. Już samo to ostatnie słowo doskonale
odzwierciedla paranoję czasów, jakie nastały po zakończeniu II wojny światowej,
kiedy władzę w kraju umacniała PPR, a później PZPR. Kłys wykonała solidną pracę
reporterską, zagłębiając się w dokumenty i docierając do ludzi, którzy mogli
jeszcze pamiętać wydarzenia sprzed lat. Przystępując do swoich badań nad sprawą
Cichoszewskiego, nawet nie przypuszczała, co odkryje. A trafiła na ślad
rodzinnej tajemnicy, która zrujnowała jej myślenie o sobie samej, o swojej
tożsamości i pochodzeniu.
Bogdan Rymanowski napisał o „Brudnych sercach”, że to
„wstrząsająca książka”. Sądzę, że to słowo idealnie do niej pasuje, zastępując
wszystkie inne. Celowo pozwoliłam sobie na liczne cytaty, bo tak naprawdę nie
wiem, co tutaj zamieścić; jakich słów użyć, żeby oddać swoje wrażenia po
lekturze. Przedstawiona treść zwyczajnie nie chce pomieścić mi się w głowie. Na
pewno pochłania czytelnika bez reszty i jest napisana w sposób całkowicie go angażujący
– tym bardziej że nabiera wymiaru osobistego z chwilą dotarcia do sekretu
rodziny autorki, a i wcześniej Kłys pozwala sobie na własne przemyślenia i
komentarze, które trafnie oddają chorobę Polski Ludowej. No właśnie, bo te
czasy były chore. Nie do uwierzenia jest to, z jak absurdalnych przyczyn
wydawano wtedy wyroki kary śmierci, a „wyroków śmierci orzeczonych przez
Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu było 189, z czego wykonano 76” (str. 35).
Dreszcze przebiegają człowiekowi po plecach, gdy pomyśli, jak się żyło zaraz po
wojnie, w stanie ciągłego zagrożenia, gdy nie wiadomo było, kto jest twoim
wrogiem, a kto przyjacielem, i o co każdy z was walczy.
Ta opinia, bo nawet nie nazwę jej recenzją, jest tak
nieporadna, jak jestem ja wobec tej książki. „Mamy bohaterów i zdrajców, ofiary
i katów, stare pomniki dyskretnie wywiezione lub zburzone, a w oprawie muzyki,
poezji i wzruszeń odsłaniane nowe. Nie mamy tylko ciągle pojęcia – co powoduje,
że zostaje się bohaterem lub zdrajcą. Gdzieś są przemilczane przez
dziesięciolecia słowa, ludzie, którzy nie mają grobów, i ci, którzy cieszyli
się aktywnością przez ponad czterdzieści lat, a od 1989 roku starają się
zniknąć na antypodach pamięci. Są w schemacie, dopasowani do roli, obciosani,
szczegóły mogą tylko drażnić” (str. 11). „(...) cholernie trudno zacząć mówić,
że przecież to niemożliwe: żeby wszyscy byli w AK, żeby w Wehrmachcie służył
tylko jeden dziadek, a nie ćwierć miliona dziadków, że wszyscy pomagali swoim
sąsiadom – wysiedlanym, wypędzanym i wywożonym w jedną stronę, że nikt nie brał
tego, co do niego nie należało, że radość rozsadzała serca z powodu odzyskania
pradawnych ziem piastowskich i zostawienia bratniemu krajowi Białorusi
zachodniej. Że od 1945 donosy na sąsiadów, kolegów, uczniów, petentów czy
przełożonych pisali wyszkoleni szpiedzy sowieccy – a nie rodacy” (str. 14). I o
tym są „Brudne serca”. Przeczytajcie koniecznie.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, "Grunt to okładka", „Nie tylko
literatura piękna...”, „Polacy nie gęsi”.
Może kiedyś przeczytam, choć nie jestem pewna :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa w każdym razie zachęcam:)
UsuńOjj nie wiem czy ta książka jest dla mnie..
OdpowiedzUsuńChyba nie, ale i tak bym chciała, żebyś spróbowała:)
UsuńCiężki temat, to z pewnością wyczerpująca książka. Ale warto ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto, to spojrzenie z nowej perspektywy.
UsuńSmutna, ale i z pewnością niezwykle wartościowa lektura, a muszę przyznać, że ostatnio temat wojny w książkach niejako mnie prześladuje.
OdpowiedzUsuńU mnie też się zbiegły takie lektury w krótkim czasie;)
UsuńKsiążki zawierające taki kawałek historii nie należą do łatwych lektur, ale z pewnością dla kogoś związanego z tymi czasami byłaby to ciekawa książka. Może kiedyś i ja się zainteresuję. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przynosi nowe spojrzenie, na swój sposób fascynujące.
UsuńZainteresowałas mnie nią, chociaż ja od historii zazwyczaj trzymam sie z daleka
OdpowiedzUsuńA mnie do niej coraz bliżej;)
UsuńNiestety tematyka tej książki nie zaciekawiła mnie aż tak bardzo. Obecnie wolę po prostu inne gatunkowo książki.
OdpowiedzUsuńJasne, tak czułam, że Ciebie nie przekonam;)
UsuńCenię taką tematykę, ale nie chce też zbyt często do niej zaglądać, żeby mi nie "obrzydła" hm nie mogę innego słowa w tej chwili znaleźć.
OdpowiedzUsuń