poniedziałek, 7 grudnia 2015

W skrócie


Dziś w skrócie o dwóch książkach z pozoru zupełnie różnych. Ale łączy je to, że dotyczą prawdziwych ludzkich losów. Jedna koncentruje się na aktorze z dawnych lat i jest typową biografią, a bohaterem drugiej jest policjant i jego służba, przedstawione w wersji zbeletryzowanej.

Marcin Ciszewski, Krzysztof Liedel „Gliniarz”, Znak Literanova 2013, ISBN 978-83-240-2395-0, stron 400

Opis wydawcy:
Krzysztof Liedel zawsze marzył o tym, żeby łapać bandytów. Kiedyś robił to jako policjant, a dziś jako ekspert do spraw zwalczania terroryzmu, który odpowiadał między innymi za bezpieczeństwo Euro 2012. Marcin Ciszewski – autor bestsellerów www.ru2012.pl i Upał – odkrył zaś, że losy Liedla to materiał na książkę, jakiej jeszcze nie było. Tylko tu spotkacie prawdziwych twardzieli, którzy nie wahali się ruszyć w pogoń za rosyjskimi mafiosami wysłużonym polonezem i z wiecznie zacinającym się służbowym pistoletem P-64 w garści.
Od pościgów policyjnymi polonezami i walki z mafią do ośrodków szkoleniowych CIA i miejsc, które zaatakowała Al-Kaida – oto historia Gliniarza.

Marcin Ciszewski dał mi się poznać jako autor pasjonujących powieści kryminalnych zarówno w klimacie retro, jak i tych z akcją osadzoną współcześnie. Natomiast Krzysztof Liedel od jakiegoś czasu kojarzy mi się jako „pan z telewizji”, wypowiadający się najczęściej na temat terroryzmu i masowego bezpieczeństwa. Byłam bardzo ciekawa, co też powstało z ich współpracy, stąd moje zainteresowanie „Gliniarzem”. Ale nie tylko nazwiska odegrały tu istotną rolę, także fakt, iż jest to „prawdziwa opowieść o polskich policjantach”.

Ze słów wstępnych obydwu autorów można wywnioskować, iż powieść opiera się na życiu zawodowym Krzysztofa Liedla, któremu Marcin Ciszewski nadał powieściową formę. Choć opisywane sytuacje wydają się czasem nieprawdopodobne, to jednak wszystkie wydarzyły się naprawdę. I rzeczywiście nie da się zaprzeczyć, że służba Liedla w policji to świetny materiał na książkę, a Ciszewski okazał się odpowiednią osobą, by stworzyć zeń brawurową opowieść. W fabule znajdziemy elementy komiczne (cóż, przestępcy często inteligencją nie grzeszą); widać, że czasem bywało groźnie; udało się także autorom oddać znużenie codzienną, papierkową robotą, którą też trzeba było wykonywać. Zastosowano układ chronologiczny, by pokazać kolejne etapy rozwoju zawodowego powieściowego Krzyśka Zaręby: od zwyczajnego policjanta, przez pracownika wydziału kryminalnego i wykładowcę w Centrum Szkolenia Policji, wreszcie po szefa Wydziału Zwalczania Terroryzmu w MSWiA. Taka konstrukcja pozwoliła również dać wyraz temu, jak zmieniała się polska policja po 1989 r. Szkoda tylko, że z ostatnich słów podsumowujących te zmiany bije raczej gorzka refleksja.

„Gliniarza” czyta się błyskawicznie, z dużą przyjemnością, i jednocześnie z ogromnym zainteresowaniem, bo w końcu rzadko ma się okazję zajrzeć za kulisy pracy policjanta (a kryminały, nawet oparte na współpracy z przedstawicielami tej służby, to chyba jednak nie to samo). Uważam, że spotkania i rozmowy Marcina Ciszewskiego oraz Krzysztofa Liedla dały znakomity efekt. 


Ryszard Wolański „Aleksander Żabczyński. Jak drogie są wspomnienia”, Rebis 2015, ISBN 978-83-7818-539-0, stron 496

Opis wydawcy:
Wieść, że wrócił do Warszawy, rozeszła się błyskawicznie. 11 grudnia, już trzeciego dnia pobytu w stolicy, zaproszono go do redakcji "Życia Warszawy". W artykule Panie majorze, melduję wyjazd do kraju opowiedział o swoich wojennych losach. O obronie Warszawy, pobycie w obozie internowania na Węgrzech, o tworzeniu polskiej armii we Francji, w Wielkiej Brytanii i na Bliskim Wschodzie. Dzień później zapytany przez "Express Wieczorny" o najbliższe plany, odpowiedział: "Mam kilka propozycji, ale najpierw muszę przywitać się z Polską i polską publicznością. Muszę znów wszystko zobaczyć od Wybrzeża po Tatry. Wyruszam więc z najbliższymi przyjaciółmi i kolegami w tournée, a potem... zobaczymy".
Losy Żabczyńskiego opowiedziane w tej książce są fascynujące, tak jak losy wielu innych naszych twórców kultury rzuconych na scenę Teatru Wojny. Swym talentem, swymi rolami służył polskiej kulturze w latach międzywojennych, zajmował poczesne miejsce w gronie aktorów tamtych lat. Szanowano go i ceniono. Wojnę spędził w obozie jenieckim i w szeregach armii Andersa, z którą przemierzył długi i daleki szlak pełen walk. Po demobilizacji wrócił do Polski. Chciał jej służyć nadal, ale nie pozwolono mu spokojnie żyć i pracować. Podejrzewano go o kontakty z zagranicznymi służbami, inwigilowano, śledzono, kontrolowano jego korespondencję. Dopiero po »odwilżowym« październiku 1956 roku dano mu spokój. Niezwykle fascynującą opowieść autor książki wzbogaca wykazem wszystkich ról Żabczyńskiego w teatrze, w kabarecie i na ekranie, a unikatowe zdjęcia, których nikt wcześniej nie oglądał, prywatne dokumenty, materiały ze śledztw, jednym słowem cała ta niezbędna w takiej książce ikonografia wydobyta cudem z mroków niepamięci świadczy niezbicie o jego telewizyjnym zacięciu, o tym, że Wolański doskonale zdaje sobie sprawę, iż jeden obraz wart jest tysiąca słów.

Gdyby przyszło mi wymienić najbardziej charakterystycznych aktorów doby dwudziestolecia międzywojennego, padłyby trzy nazwiska: Adolf Dymsza, Eugeniusz Bodo i Aleksander Żabczyński. Nie oglądałam wprawdzie filmów z tym ostatnim, ale kojarzy mi się z amantem. Jego biografia tylko potwierdziła, że właśnie takie role grywał najczęściej.

Ryszard Wolański jest dziennikarzem muzycznym, który ma na swoim koncie już kilka biografii. Ja z efektem jego pracy obcowałam dopiero pierwszy raz. Na pewno należy mu oddać to że jest doskonale przygotowany merytorycznie. W jego opracowaniu nie brakuje szczegółów, ciekawostek; przedstawia krótkie streszczenia filmów, w których zagrał Aleksander Żabczyński. Publikacja ma układ chronologiczny i koncentruje się na życiu zawodowym aktora. Bez wątpienia bardzo dobrze się ją czyta, satysfakcjonuje także liczba zamieszczonych zdjęć.

I tylko jedną mam uwagę. Troszkę po macoszemu potraktował autor życie prywatne portretowanego artysty. W jednym miejscu jest wspomniany romans Żabczyńskiego z pewną aktorką (jego żona też zresztą nią była, nieraz grywali razem), w innym, że jego małżonka była bardzo dyskretna. Nie oczekiwałam oczywiście plotek ani żadnych szczegółów typowych dla brukowców, ale odniosłam wrażenie, jakby Wolański chciał Żabczyńskiego w tym względzie wybielić. Z innej też strony, dopiero w zakończeniu autor zdobył się na wyprostowanie mitów i przekłamań, jakie pojawiły się w innych książkach poświęconych gwiazdom II RP. Myślę, że miał tutaj szansę odbrązowienia aktora, ukazania go takim, jaki był naprawdę, tymczasem bardziej pozostało we mnie odczucie, że Wolański wolał postawić pomnik. Pod względem zawodowym na pewno mu to wyszło i chwała mu za to, ale już biografia Żabczyńskiego-człowieka jest dla mnie trochę niepełna. 



4 komentarze:

  1. Przyznam, że raczej żadna mnie nie zainteresowała tym razem. Może Ciszewskiego kiedyś przeczytam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ciekawe, jakim cudem mi się ten post opublikował, jak nastawiałam go na kiedy indziej;)

      Usuń
  2. Tym razem muszę odpuścić, bo żadna z książek nie zainteresowała mnie.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.