Olga Rudnicka „Diabli nadali”, Prószyński i S-ka 2015, ISBN
978-83-8069-147-6, stron 448
Po pierwszych dniach stażu w korporacji na stanowisku
sekretarki, Monika Kapuśnik dochodzi do wniosku, że trafiła do piekła. Jej
szefem jest Dagmar Różyk, mężczyzna cieszący się zasłużoną opinią, hm,
bawidamka, co to mało której przepuści. Monika ani myśli dołączać do jego
kolekcji; pomna nauk swojego tatusia, przełożonego wręcz potępia. Za to
Różykowi, zwanemu Diabłem, chętnie uległaby jego zastępczyni, Magda, o której
nikt nie mówi inaczej jak tylko Zdzira, ale tej akurat to on nie chce tknąć
nawet palcem. I tak oto po dwóch latach Monika znajduje zwłoki swojego
pracodawcy, na wpół leżące na jego ogromnym biurku. Zszokowana dziewczyna
okazuje się być ostatnią, która widziała Diabła żywego. Przy pomocy świeżo
upieczonego policjanta i sąsiada, Mateusza Jankowskiego, Monika chce dojść do
prawdy o zbrodni. Tajemniczo znika Zdzira, czyżby to ona miała Różyka na
sumieniu? Trudno w to uwierzyć, ale może w końcu nie wytrzymała i nie
zdzierżyła odrzucenia...
Że tak jeszcze zostanę przy „Fartownym pechu”, to jego
bohaterów, z perspektywy czasu, postrzegam jako trochę zbyt
„przekombinowanych”, takich trochę na siłę. Natomiast w „Diabli nadali” jest
to, co tak bardzo u Rudnickiej zawsze mi się podobało, czyli naturalność
kreacji. I to, że postawiła na kontrast, przeciwieństwa oraz zasadę „kto się
czubi, ten się lubi”. Bo oto mamy Monikę, młodą, mało doświadczoną dziewczynę,
która przyjechała do wielkiego miasta z małej miejscowości i jak sama
przyznaje, na oczy jeszcze wielu rzeczy nie widziała. Najwięcej o życiu
dowiedziała się od tatusia, a wsparciem było dla niej trzech braci. I nagle
cnotliwa, praworządna dziewczyna spotyka takiego Różyka. Owszem, podoba jej
się, ale tylko fizycznie, bo musiałaby chyba nie być kobietą, żeby nie docenić
walorów jego urody, ale już jego postępowanie jest nie do przyjęcia i dla
Kapuśnik Diabeł jest moralnie upośledzony. I z czasem zacznie dawać temu wyraz.
Sama stwierdzi, że Różyk wyzwala w niej najgorsze instynkty, choć według niego,
po prostu się wyrobiła. I choć „Diabli nadali” opiera się na tej dwójce, to nie
można zapominać o pozostałych, którzy tworzą wyjątkowo barwną plejadę. Jest
młody i idealistycznie nastawiony policjant Mateusz, którego kilka
niepomyślnych słów doprowadzi, jak to u autorki bywa, do wielu nieporozumień i
komicznych sytuacji (przykład to jedna z ostatnich scen, w której Monika będzie
oczekiwała od Diabła pewnej „pomocy”). Są ciotki i Jankowskiego, i Moniki,
nastawione na „spiknięcie” młodych. No a przede wszystkim jest tatuś i jego
synkowie oraz ich kodeks honorowy. Z pracy Moniki na uwagę zasługuje Renia i
zaznaczona mocnym epizodem sprzątaczka, pani Małgosia. Postaci negatywnie
odbierane, czyli Zdzira i jej sekretarz wazeliniarz, są dokładnie takie, jakimi
powinny być czarne charaktery.
Jednym słowem można powiedzieć, że w „Diabli nadali” dzieje
się dużo. Przypadła mi do gustu kompozycja, od początku uświadamiająca, że w
sprawie Różyka kryje się o wiele więcej znaczeń, niż się na pozór wydaje.
Intryga jest przewrotna i pochłania uwagę maksymalnie. Dla mnie osobiście nie
jest to powieść aż tak zabawna, jak seria o Nataliach; nie wybuchałam śmiechem
co trochę, ale już szatańskie chichoty, takie jak te Różykowe, zdarzały mi się
często. Ale jednocześnie wcale mi to nie przeszkadzało, bo ta książka w całokształcie
jest tak dobra, że Nataliom dorównuje. Nie potrafię tego jaśniej wyrazić,
chodzi mi o to, że w większości książek Rudnickiej liczył się przede wszystkim
humor, a sama warstwa kryminalna była jakby na drugim planie – tu, według mnie,
jest odwrotnie i dzięki temu „Diabli nadali” wydaje mi się bardzo dojrzałą
powieścią. Chyba najbardziej ze wszystkich, choć przecież każda jest znakomita.
Z siostrami Sucharskimi trudno było się rozstawać, choć
jednocześnie wiedziała pisarka, kiedy pozwolić im zejść ze sceny, żeby nie
przedobrzyć. W „Diabli nadali” pokazała, że potrafi stworzyć kolejne
fascynujące postaci, że nie wyczerpała zasobów swojej wyobraźni. Wygląda mi na
to raczej na jednorazową przygodę, ale naprawdę nie miałabym nic przeciwko, by
jeszcze raz poprzebywać w towarzystwie Moniki i Diabła.
Lubię książki autorki, bo można się przy nich pośmiać:) Dwóch ostatnich jeszcze nie czytałam, chociaż posiadam.
OdpowiedzUsuńCzyli musisz szybciutko nadrobić;)
UsuńKocham Diabła!!!! Ty też pokochałaś Diabła? Czy tylko polubiłaś? :) cieszę się, że książka Ci się spodobała, nawet bardzo się cieszę! :):)
OdpowiedzUsuńPokochać to chyba nie, mąż byłby zazdrosny;) Ale ogólnie to Diabeł jest świetny;)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Olgi Rudnickiej. Ale mam w swoich zbiorach "Fartowny pech" :)
OdpowiedzUsuńCholerka, to masz, według mnie, tę trochę słabszą. Może zacznij jednak od Natalii?
UsuńDiabła (mi) nie nadali, a szkoda. marze o tej książce.
OdpowiedzUsuńJa upolowałam w bibliotece, może Tobie też się uda? :)
UsuńWiedziałam! :D
OdpowiedzUsuńKolejny raz mi udowadniasz, że przewidywalna jestem;)
UsuńUwielbiam twórczość Olgi Rudnickiej. Jak do tej pory nie zawiodłam się na niej ani razu. Powyższą książkę tez czytałam i jestem nią zachwycona.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, zachwyty bardzo wskazane;)
UsuńKolejna dobra książka tej autorki, o jakiej czytam. Kiedy zajrzę do jej twórczości, jeszcze tego nie wiem. Ale na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuńMusisz to zrobić, szkoda by było odmawiać sobie takiej przyjemnej lektury;)
UsuńRudnicką poznałam w 2010 roku i od tamtej pory skradła moje serce. Diabli nadali już za mną - ile się naśmiałam przy tej historii to moje ;)
OdpowiedzUsuńI to najważniejsze, że Rudnicka potrafi zapewnić rozrywkę:)
UsuńNa pewno na szacunek zasługuje autorka za to, że wiedziała, kiedy zakończyć serię, a nie wszystkim to się udaje... Nie miałam jeszcze przyjemności poznać twórczości Rudnickiej, ale planuję to zmienić! :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, czasami widać, jak autor ciągnie coś na siłę. I nic dobrego z tego nie wynika;)
UsuńUwielbiam humor Rudnickiej, książkę mam w planach.
OdpowiedzUsuńDużo nas, uwielbiających pisarkę:)
Usuń