Remigiusz Piotrowski „Artyści w okupowanej Polsce. Zdrady,
triumfy, dramaty”, PWN 2015, ISBN 978-83-7705-924-1, stron 392
Pierwszego września 1939 roku dla milionów Polaków skończyła
się pewna epoka, ich świat runął z hukiem. Wiedzieli na pewno, że ich życie
zmieni się diametralnie, ale czy przypuszczali, do jakiego stopnia? Czy
przeszło im przez myśl, jakie piekło zgotują im już wkrótce dwaj okupanci? Jak
wielu z nich zadało sobie pytanie: czy ja przeżyję, czy dotrwam do końca tego
koszmaru? Przypuszczam, że takie rozmyślania towarzyszyły wszystkim,
niezależnie od zawodu czy statusu społecznego. I na pewno byli wśród nich
również artyści: aktorzy, reżyserzy, pisarze, muzycy. Losami twórców,
przedstawicieli artystycznej bohemy przedwojennej Polski, po agresji
niemieckiej i sowieckiej zajął się Remigiusz Piotrowski, filolog polski i
dziennikarz, autor znakomitych książek popularyzujących dzieje naszej ojczyzny.
Jeszcze przed lekturą byłam niezbicie przekonana, że z najnowszą będzie tak
samo, że też będę mogła pisać w samych superlatywach. I nie pomyliłam się.
„Artyści w okupowanej Polsce” to książka genialna.
Autor zajął się każdym aspektem wojennej rzeczywistości.
Zaczyna oczywiście od apokalipsy, jaką był wrzesień 1939 r. i szok związany z
koniecznością odnalezienia się w nowych warunkach. Potem pokazuje, jak radzili
sobie Polacy jako obywatele Generalnej Guberni oraz ci, którzy zdecydowali się
na ucieczkę na Wschód. Porusza Piotrowski problem, który spędzał sen z powiek
aktorom: grać czy nie grać – chodziło o udział w spektaklach teatrów jawnych,
akceptowanych przez Niemców. Autor przedstawia zarówno tych, którzy podjęli
decyzję na tak, wskazując na ich motywacje (jedną z częstszych było to, że
aktorzy nie potrafili robić nic innego i nie mogli sobie poradzić inaczej;
część z tych grających była także zmuszana i szantażowana), jak i pozostałych,
którzy takie sceny bojkotowali. Wielu z tych drugich zostawało nierzadko
kelnerami w kawiarniach, których wbrew pozorom nie brakowało. Teraz wyobraźcie
sobie, że przenosicie się w czasie, trafiacie do jednego z takich lokali, a
kawę podaje Wam Mieczysława Ćwiklińska czy Adolf Dymsza. Wybierano też inne
zajęcia: dozorcy, szatniarza, handlarza, szklarza, woźnicy, a dwie aktorki
zostały karmicielkami wszy w instytucie przeciwtyfusowym (str. 127).
Piotrowski poświęca także sporo miejsca pokoleniu Kolumbów,
czyli młodym poetom, którzy nie mieli szansy na długie życie i rozwijanie
swojej twórczości. Pokazuje tych, którzy się ukrywali lub działali w podziemiu.
Uświadamia, którzy artyści trafili do warszawskich więzień lub do obozów
koncentracyjnych. Opisuje ich losy w trakcie Powstania Warszawskiego. I
wreszcie nie szczędzi szczegółów na temat tych, którzy dopuścili się zdrady, za
który to czyn groziła kara śmierci wykonywana przez egzekutorów Armii Krajowej.
Jak więc widać, choć można wyróżnić pewne elementy łączące,
to da się równocześnie powiedzieć, że ilu ludzi, tyle historii. W książkach
takich jak ta, szczególnie mocno cenię sobie fakt, iż autor potrafi zachować
obiektywizm i daleki jest od oceniania swoich bohaterów. Piotrowski nie tylko
nie ocenia, on twardo stoi na stanowisku, że każdą sytuację i zdarzenie powinno
rozpatrywać się indywidualnie. Taka postawa wpisuje się również w moje
przekonanie, że nikt z nas, kto nie żył w czasach tak potwornego, codziennego
zagrożenia, nie ma prawa oceniać ludzi, którzy pod okupacją walczyli o
przetrwanie. Nawet jeśli nadal, po tylu latach wzbudzają kontrowersje, to
uważam, że nam, współczesnym, nic do tego – no chyba że ktoś ewidentnie był
zdrajcą, kolaborantem i wredną świnią (nie ubliżając świniom). Przykre jest
tylko to, że czasami na ten obiektywizm nie chcieli się zdobyć ci, którzy np.
weryfikowali aktorów po wojnie i wiedzieli, że nie wszystko wyglądało tak
negatywnie, jak oni sami myśleli; że nie zadawali sobie trudu, by zdobywać
dowody na potwierdzenie krzywdzących tez i nadawanych etykiet (przykładem niech
będzie Adolf Dymsza, któremu niesłusznie zarzucano współpracę z hitlerowcami).
Piotrowski w słowie wstępnym, nazwanym zresztą „Zamiast
wstępu”, zastanawia się, co by było, „gdyby 1 września nie spadły z nieba
bomby...” (str. 9). Na przykładzie konkretnych artystów snuje domysły, jak
mogłaby potoczyć się ich dalsza kariera i życie. Szczerze mówiąc, to po
skończeniu całości przeczytałam sobie te pierwsze akapity jeszcze raz i wtedy
zrobiły one jeszcze bardziej przejmujące wrażenie. Bo wówczas miałam już pełną
świadomość tego, kto z nich nie przeżył, kto stracił życie w tragicznych
okolicznościach, często o wiele za wcześnie, wpisując się w tezę, że wiek,
który osiągali, nie był wiekiem na umieranie. Ale tak właściwie, to cała ta
publikacja wywołuje takie odczucia. Przez większość lektury towarzyszył mi
smutek i żal, że także elita artystyczna, obok zwykłych ludzi, była
systematycznie wykańczana przez okupanta. Choć przyznaję, zdarzały się takie
momenty, gdy pojawiał się uśmiech – wtedy, gdy niektórym udawało się wychodzić
cało z opresji bądź przez przypadek, bądź przez jakiś epizod szaleństwa, lub
też zupełnie nieświadomie. Ale nie zmienia to faktu, że był to raczej śmiech
przez łzy, z uwagi na ogólny, tragiczny wydźwięk tej książki.
Wspomniałam wcześniej, że wszystkie książki Remigiusza
Piotrowskiego uznałam za znakomite, ale teraz muszę powiedzieć, że „Artyści w
okupowanej Polsce” są chyba tą najlepszą, zaraz po „Literatach w przedwojennej
Polsce”. Nie potrafię tego składnie uzasadnić, zwyczajnie tak czuję. I dlatego
gorąco polecam tę publikację Waszej uwadze. Ją po prostu warto przeczytać, bo
trzeba znać losy tych, którzy kiedyś jaśnieli na polskich scenach
artystycznych.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu PWN.
Twoja recenzja jakoś tak nastroiła mnie refleksyjnie. Wyobraziłam sobie wrzesień 1939 r. i przerażanie ludzi, którzy musieli jakoś odnaleźć się w nowych warunkach i aż mnie zmroziło. Mam nadzieję, że nigdy więcej Polacy nie doświadczą takiej ''apokalipsy''.
OdpowiedzUsuńMnie też mroziło, jak czytałam.
UsuńJa to się takiej apokalipsy boję, zwłaszcza jak sobie pomyślę o tym, co potrafi robić Rosja...
Lubię historyczne książki, nieoczywiste tematycznie. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo namawiam:)
UsuńNie chciałabym być artystą w tamtych, tak okropnych czasach. Książka na pewno ciekawa, zawsze po takiej recenzji mam ochotę przeczytać taką publikację.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dałam radę Cię przekonać:)
UsuńGenialna prawda:)
OdpowiedzUsuńOtóż to:) Najbardziej cieszy to, że autor trzyma cały czas wysoki poziom:)
UsuńZaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńCzyli spisałam się na medal;)
Usuń