środa, 16 grudnia 2015

Dagmara Andryka "Tysiąc"



Dagmara Andryka „Tysiąc”, Prószyński i S-ka 2015, ISBN 978-83-8069-145-2, stron 464

Marta Witecka jest dziennikarką, która własnie udaje się do Żarnowca na dokumentację do kolejnego reportażu. Po drodze jednak samochód zaczyna jej szwankować, więc zatrzymuje się w małym miasteczku Mille. Cóż, tam na pewno nie dbają o to, by hasło o słynnej polskiej gościnności wprowadzać w życie. Marta z trudem znajduje nocleg, a i to tylko na jedną noc, bo mieszkańcy wyraźnie sugerują, że musi się stąd jak najszybciej wynieść. Trochę na przekór, a trochę wiedziona dziennikarską intuicją, chce jednak w Mille zostać. Dowiaduje się, że nad miastem ciąży klątwa, a liczba mieszkańców nie może przekroczyć tysiąca, bo konsekwencje będą nieubłagane. Gdy Witecka coraz mocniej wciąga się w te niesamowite opowieści o historii miasta, ginie nauczycielka. Okoliczności wskazują na wypadek, ale Marta nie jest o tym do końca przekonana, tym bardziej że wyraźnie sugeruje się, jakoby nauczycielka zrobiła Witeckiej miejsce. Razem z były milicjantem prowadzą śledztwo na własną rękę.

Dagmara Andryka z wykształcenia jest filozofem, studiowała także w Instytucie Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorka opowiadań, więc nie można powiedzieć, by „Tysiącem” stawiała pierwsze kroki w literaturze, ale jednak jest on jej debiutem powieściowym. Ale za to jakim debiutem! Chylę przed autorką czoła za stworzenie tak dopracowanej, przemyślanej i świetnie skonstruowanej fabuły. W tym roku trafiło mi się już kilka tak doskonałych pierwszych powieści, o których twórcach mogłam napisać, że są od razu dojrzałymi i „okrzepłymi” pisarzami, że nie muszą niczego poprawiać bądź czegoś nowego się uczuć (chyba że oczywiście chcą). Magdalena Knedler, Maria Paszyńska – teraz do tego grona wybitnych debiutantów z przyjemnością mogę dołączyć także Dagmarę Andrykę.

Autorka jest wielbicielką Szwecji, jej języka i kina. I wydaje mi się, że trochę tego uwielbienia przeniosła również do literatury, ponieważ jej powieść trochę przypomina mi skandynawskie kryminały. Wprawdzie nie lubię takich porównań, bo wcale nie uważam, by obcy artyści byli lepsi od naszych rodzimych, ale tutaj działa to na plus, bo Andryka brawurowo oddała klimat panujący w niewielkiej mieścinie, która na własne życzenie chciałaby pozostać zamknięta na świat i na przyjezdnych. Poza tym, klimat – pełen grozy, jakiegoś nieuświadomionego niepokoju i narastających obaw – to jeszcze nie wszystko. Brawa należą się za sam koncept na rozwój akcji. Klątwa klątwą, ale już mieszkańcy w związku z nią wpadają na coraz ciekawsze pomysły. Liczba mieszkańców nie może przekroczyć tysiąca? To proszę bardzo, cóż lepszego, niż związek gejów, na dodatek tak pociesznych jak Dyzio i Jędruś? Tacy to się przynajmniej nie rozmnożą, więc wszystko zostanie po staremu. Pogrzeby w Mille też wyglądają specyficznie, szczególnie dla obcej początkowo dziennikarki – atmosferą bardziej przypominają festyn albo wiejski odpust i trudno mówić o prawdziwej żałobie, skoro stan liczbowy znów się zgadza, a nie padło na nikogo z żyjących. Łatwo można z tego wysnuć wniosek, że wyobraźnia pani Dagmary jest nieograniczona i wzbudza fascynację, i tak szczerze mówiąc, jestem ogromnie ciekawa, co zafundowałaby w kolejnej książce, skoro tą wywołała tak wielkie „łał” albo „bum”, zależy jak nazwać wrażenia po tym utworze. 

O mieszkańcach wspomniałam dość ogólnie, ale jeśli spojrzeć na nich pojedynczo, to każdy okazuje się intrygującą postacią. Napomknę tylko o moim początkowym zaskoczeniu, hm, postawą księdza Andrzeja, czy o księdzu Ryszardzie i jego siostrze Józi (ach, ten szczegół z okularami); urocze „wejście” miał także Stanisław Pająk. Generalnie, jeśli chodzi o wyrazistość kreacji bohaterów, to Andryka nie ma z tym najmniejszych problemów. 

Jakby tego było mało, to „Tysiąc” napisany jest bardzo przyjemnym językiem. Treść jest podana tak lekko, że nawet się tego nie zauważa – i jest to znów największy komplement dla autorki, że mogłam w pełni skupić się na prezentowanej historii, a nie rozpraszać się i irytować na drażniący styl. Naprawdę wygląda to tak, jakby pisarka miała na swoim koncie z kilkanaście powieści, na których mogła nabierać szlifów, a nie tylko tę jedną. I mam nadzieję, że jest to stan tylko przejściowy, że Dagmara Andryka szybko zaspokoi moją ciekawość i moje czytelnicze apetyty, i że napisze coś nowego.       

17 komentarzy:

  1. Fabuła brzmi intrygująco i widzę, że Ty także ogólnie oceniasz tę książkę całkiem pozytywnie. W takim razie będę miała ją na uwadze jeśli gdzieś przypadkiem spotkam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to może być książka bardzo w Twoim guście.

      Usuń
    2. Przeczytałam i faktycznie książka przypadła mi do gustu :)

      Usuń
  2. Ciekawy wątek :) Może być niezwykle wciągającą lekturą na zimowe wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwarantuję, że jest wciągająca na tyle, że tych wieczorów spędzonych na lekturze może nie być za dużo;)

      Usuń
  3. Książka typowo w moim klimacie:) Z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja recenzja nie pozostawia złudzeń, że jest to tytuł po który warto sięgnąć :) Cieszą takie debiutanckie perełki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszą te dopracowane i solidnie przemyślane, przy których od razu widać, ile czasu im poświęcono;)

      Usuń
  5. Marta o Marcie powinna przeczytać, czyż nie? ;)
    Ciekawi mnie ta książka, bo czytałam już kilka pochlebnych recenzji o niej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że mogłaby trafić w mój gust. Zapamiętam ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto sobie zapisać, żeby nie umknął w tym zalewie tytułów;)

      Usuń
  7. Ach, te małe miasteczka. :D
    Chętnie bym przeczytała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak:)
      Powiedziałabym, że "Tysiąc" jest w Twoim guście, więc postaraj się;)

      Usuń
  8. Intrygująca fabuła, może kiedyś poszukam

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.