Michael Russell „Miasto cieni”, SQN 2015, ISBN
978-83-7924-266-5, stron 384
Hannah Rosen od dawna nie dostała listu od swojej
przyjaciółki Susan. To, o czym pisze panna Field w ostatniej korespondencji
oraz fakt, że zniknęła, o czym dowiaduje się od jej ojca, każą Hannah
podejrzewać, że Susan grozi wielkie niebezpieczeństwo. W odtworzeniu ostatnich
kroków przyjaciółki pomaga Rosen policjant Stefan Gillespie, który sam boryka
się z problemami osobistymi.
Po nagłej śmierci żony, Stefan swojego syna wychowuje z
pomocą rodziców. Tak naprawdę to oni zajmują się chłopcem na co dzień, podczas
gdy on przyjeżdża do niego z miasta na wolne dni. I wszystko byłoby w miarę
dobrze, gdyby nie fakt, że Tom pochodzi z mieszanego małżeństwa katoliczki i
protestanta. Wiara Stefana bardzo kole w oczy wiejskiego wikariusza, który
zrobi wszystko, by „ratować” chłopca przed ogniem piekielnym. Czy Stefanowi uda
się rozwiązać zagadkę zniknięcia Susan? Czy to ją odnaleziono w górach
niedaleko Dublina? Jeśli tak, to kim w takim razie jest pochowany obok
mężczyzna? Czy Gillespie pozwoli sobie na nowe uczucie i wygra walkę o prawo do
własnego dziecka?
Z ochotą zagłębiłam się w lekturze i co się okazało? No cóż,
nie do końca zgodziłabym się, że „Miasto cieni” trzyma w napięciu. Ja go nie
poczułam, ale za to bez wątpienia udało się Russellowi zapewnić wyjątkowo
mroczną, duszną atmosferę. Wiąże się to oczywiście nie tylko ze śledztwem, które
z inicjatywy Hannah prowadzi Stefan, a które zatacza coraz szersze kręgi.
Powiedziałabym raczej, że chodzi tutaj o te zakazane uczucia. Zakazane, bo
dotyczyły księży. To oni mieli problem z dochowywaniem celibatu, a jeśli
dodatkowo uciechom cielesnym oddawała się osoba na wysokim stanowisku, można
było założyć, że zrobi ona wszystko, by jej sekrety nigdy nie ujrzały światła
dziennego. A stąd już tylko krok do zbrodni i otwierające się pole do popisu
dla autorów powieści.
Fabularny czas akcji to okres, w którym w Irlandii ścierały
się nie tylko poglądy polityczne, ale także kwestie religijne. Nie mam zbyt
wielkiej wiedzy na ten temat, posłowie Russella jest raczej dosyć skrótowe,
więc nie wiem, czy takie sytuacje zdarzały się w rzeczywistości, ale mocno
przerażający jest obraz starcia głównego bohatera z księdzem, który, nie będzie
chyba przesadą użycie takiego określenia, uważał się za potężniejszego od
samego Boga. To właśnie ten fragment wzbudza największe emocje, by nie
powiedzieć, że irytacja sięga wówczas zenitu.
Równie koszmarny jest nazistowski Gdańsk. To panoszenie się
Niemców, rozprawy z opozycją, a przede wszystkim to, czego chcieli dokonać,
może budzić jedynie niesmak. Ale pisarzowi należy się uznanie za sprawnie i
wciągająco poprowadzoną na tym tle intrygę.
„Miasto cieni” to powieść na przyzwoitym poziomie, choć na
pewno nie nazwałabym jej genialną (do tej genialności musiałoby się także
przyłożyć Wydawnictwo, a tego nie zrobiło; korekta jest zwyczajnie niechlujna,
przepuszczono masę literówek, najlepszy przykład to „koszmary” zamiast
„koszarów”). Może nie zachwyciła mnie tak, jak tego oczekiwałam, bo do czytania
z wypiekami na twarzy było mi bardzo daleko, ale jednak o rozczarowaniu też nie
ma mowy. W miarę oryginalny pomysł zrealizowany poprawnym stylem z zachowaną
dbałością o szczegół historyczny sprawiają, że książce Michaela Russella można
dać szansę.
Szkoda, że książka nie trzyma w napięciu, ale dobrze, że chociaż jest duszna mroczna atmosfera. Zatem jak trafi się taka okazja to chętnie poznam „Miasto cieni”, acz usilnie szukać go nie zamierzam.
OdpowiedzUsuńI do szukania usilnego nie będę Cię namawiać, jak znajdziesz przypadkiem, to możesz spróbować;) Bez wątpienia, gdyby autor trochę bardziej się przyłożył, książka by zyskała;)
UsuńDobrze, że zadbano o szczegóły historyczne. Nie mówię nie, może się skuszę.
OdpowiedzUsuńGdyby nie one, moja ocena na pewno byłaby niższa;)
UsuńNie przepadam za mroczną atmosferą, więc raczej sobie podaruję tę lekturę, przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńA ja czasem lubię;)
UsuńChyba raczej nie dla mnie, choć mam bardzo dobrą opinię o Wydawnictwie SQN, zresztą raczej wolę poświęcić swój czas innym książkom :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Ja mało ich książek czytam, ale ta mnie rozczarowała tą nieszczęsną korektą;)
UsuńTrochę szkoda, że tyle w niej błędów. Ale i tak planuję przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ja zazwyczaj staram się nie czepiać literówek, ale tu już było ich zwyczajnie za dużo;)
UsuńTe błędy trochę mnie odstraszają... ale już czeka na półce, wypożyczona z biblioteki... zobaczę - jeśli mnie nie wciągnie po pierwszych 50-ciu stronach, odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTeż miałam ją z biblioteki, dobrze, że nie wpadło mi do głowy ją kupić, tego na pewno bym żałowała;)
Usuń