Philippa Gregory „Klątwa Tudorów”, Książnica 2015, ISBN
978-83-245-8183-2, stron 552
„Niegdyś byłam Małgorzatą York z Plantagenetów, bratanicą
dwóch królów Anglii: Edwarda IV i Ryszarda III, a córką trzeciego z braci,
Jerzego księcia Clarence. Matka moja należała do najzamożniejszych niewiast w
królestwie, mój dziad zaś był człowiekiem tak potężnym, że nadano mu przydomek
Twórca Królów. Mego młodszego brata Edwarda król Ryszard wyznaczył na następcę
tronu” (str. 12). Z takiej to królewskiej dynastii wywodzi się Małgorzata,
obecnie tylko lady Pole. Gdy do władzy dochodzi Henryk Tudor, potomkowie
Yorków, Białe Róże Anglii, znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie. Nowy
król na tronie czuje się niepewnie, drży z obawy, że znajdą się tacy, którzy
upomną się o koronę i należyte im miejsce. Dlatego też Małgorzata musiała wyjść
za mąż za zwolennika nowej dynastii, by ukryć się pod nazwiskiem zwykłego
rycerza.
O swoim zachwycie prozą Philippy Gregory pisałam już
parokrotnie. I tak właściwie to z każdą jej następną książką – a z tych dwóch
najpopularniejszych cykli, czyli „Wojna Dwu Róż” oraz „Tudorowskiego”,
przeczytałam wszystkie – mam ten sam problem: co by nowego i świeżego napisać.
Autorka dba o wierność realiom historycznym – nawet to, co przyjmuje za swoją
wersję, zawsze opiera na faktach, a zarazem przejrzyście wyłuszcza w posłowiu,
co należy do sfery jej wyobraźni – i o każdy szczegół, łącznie z kolorem
damskich kornetów czy wyposażeniem pałacowych komnat. Choć życiorysy postaci,
które opisuje, są większości doskonale znane, nawet jeśli tylko w zarysach –
jak w tym przypadku perypetie matrymonialne Henryka VIII i liczba jego żon – to
i tak ich beletrystyczną wersję czyta się z wypiekami na twarzy i prawie że bez
tchu, nawet jeśli wie się, co będzie dalej. No tak, tylko że o tym wszystkim
już pisałam, ponieważ są to cechy charakterystyczne twórczości angielskiej
pisarki, znaki najwyższej jakości prozy tej doktor historii i literatury. Gdzie
więc szukać czegoś oryginalnego?
Jest taki jeden punkt zaczepienia. Historię panowanie
Henryka VII, krótkiego małżeństwa jego pierwszego syna Artura oraz panowania
młodego Henryka VIII, można prześledzić także i w innych książkach Gregory. Tym
razem jednak wydarzenia obserwujemy z perspektywy Małgorzaty Pole, późniejszej
hrabiny Salisbury, której całe, długie życie toczyło się w bliskości tronu, na
którym najpierw zasiadali przedstawiciele jej rodu, a później ci, którym
musiała przysięgać wierność, nawet jeśli była przekonana, że korona im się nie
należy. I to właśnie wiodąca postać jest tym „elementem”, dzięki któremu
lektura „Klątwy...” przebiegała u mnie w odmienny sposób, niż przy pozostałych
powieściach. Na pewno jej portret genialnie odmalowany przez pisarkę jest
wielobarwny i w pełni oddaje złożoność charakteru Małgorzaty, jak i czasów, w
jakich przyszło jej funkcjonować i wychowywać dzieci. Ale cóż, wzbudzała we
mnie uczucia bardziej mieszane i raczej jej nie polubiłam. I kluczowe jest
tutaj słowo „raczej”, ponieważ lady Pole była postacią wywołującą wiele
kontrowersji. Było kilka takich znaczących epizodów, które zdecydowały o moim
takim, a nie innym podejściem bohaterki. Ogólnie na pewno nie rozumiałam jej stosunku
do własnych dzieci, szczególnie do Reginalda. Scena, w której jego jedynego
zostawiała w klasztorze, była rozdzierająca, podobnie jak późniejsze, w których
odmawiała mu możliwości mieszkania razem z nią bądź z resztą rodzeństwa. Także
jej dążenia do tego, by przyjął święcenia kapłańskie, odbierałam jako chęć
uzyskania nowego znaczenia, wywyższenia rodu, bez uwzględniania, czego
właściwie chciał on sam (nawet pamiętając, o jakich czasach mówimy, czyli
takich, w których dzieci winny byłe posłuszeństwo rodzicom). Następna rzecz to
zachłanność Małgorzaty, która nie wahała się umieścić swojej synowej w
klasztorze, by przejąć jej ziemie – ta z kolei scena dobitnie pokazuje, jaką
zręczną manipulatorką była. Starałam się także zrozumieć tę jej wolę życia, za wszelką
cenę – dziwiło mnie, że osoba tak dumna z własnego pochodzenia, gotowa była
wyprzeć się wszystkiego, byleby tylko żyć. Oczywiście, że nie mnie to oceniać,
ale odcięcie się od własnego syna – nawet jeśli ten zdradził własnego brata –
wydało mi się przesadą. Jest to jeszcze o tyle niezrozumiałe, że rodzinie
Pole’ów przyszło żyć w czasach, które nie miały wiele wspólnego z rządami
dynastii Plantagenetów. Paranoja Henryka VIII narastała, nikt nie mógł czuć się
pewnie i w łasce króla, czy warto więc było tak kurczowo czepiać się życia i
rezygnować z bliskich?
I otóż właśnie, przechodzimy do sedna. Warto, ponieważ
Małgorzata Pole mogła być osobą bezpośrednio zaangażowaną w spiski przeciwko
Tudorowi. Taką tezę stawia autorka. W głębi serca Małgorzata, opiekunka
księżniczki Marii, pozostała jej wierna, także przez pamięć jej matki,
Katarzyny Aragonki, i wierzyła, że Anglia wróci na właściwą, świetlaną ścieżkę,
gdy to ona zasiądzie na tronie i przywróci katolicyzm. Czy więc pogłębiające
się lęki Henryka o koronę, o utrzymanie dynastii przy władzy – przy ciągłym
braku męskiego potomka – miały rzeczywiste, a nie tylko urojone podstawy?
Trzeba Gregory przyznać, że obraz, jaki kreśli w tym zakresie, jest wyjątkowo
wiarygodny. Co nie zmienia faktu, że powieściowy Henryk jest okrutnym tyranem,
na którego już nigdy nie spojrzę inaczej. Rzecz jasna, pod względem wrażeń
czytelniczych obserwowanie przemiany króla jest fascynujące – od młodego,
pewnego siebie chłopczyka, który jest przekonany, że będzie dobrze służył swoim
poddanym; przez wiernego małżonka po mężczyznę, który wynosi na szczyt
kochanicę z ludu; po ojca, który zaprzecza prawu krwi własnej pierworodnej; po
władcę, który boi się własnego cienia i ucieka przed zarazą, pozostawiając
obywateli samym sobie; wreszcie króla, który z czasem otacza się tylko takimi
doradcami, którzy mu się nie sprzeciwiają. A biorąc pod uwagę, ile osób
straciło za jego panowania życie, nietrudno dojść do wniosku, że zapisał jedną
z najkrwawszych kart w dziejach Anglii. Z tego też powodu nie da się
jednoznacznie ocenić Małgorzaty Pole – musiała popierać tyrana, chcąc zachować
życie, a ono dla Henryka VIII Tudora nie przedstawiało zbyt wielkiej wartości;
nikt nie znał dnia ani godziny, gdy przyjdzie mu je złożyć w ofierze. Stąd też
taka, a nie inna śmierć Małgorzaty, hrabiny Salisbury, potomkini Yorków –
ostatni sprzeciw wobec uzurpatorskiej dynastii Tudorów, która przyniosła Anglii
tylko przetrzebienie jej narodowej tkanki i upadek moralny.
Kocham takie książki. Takie, które prowadzą mnie do
zażartych sporów toczonych sama ze sobą, w których na jeden argument znajdę
kilka przeciwnych. „Klątwą Tudorów” Philippa Gregory taką dysputę mi zapewniła.
Jak każdą jej książkę, tak i tę będę jeszcze długo pamiętać i o niej rozmyślać.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej
Publicat.
Wyzwanie: „Czytamy książki historyczne”.
Widzę, że mistrzyni gatunku nadal jest w formie. Aż chciałoby się od razu przeczytać tę książkę. :))
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, forma to jej drugie imię:)
UsuńLubię książki tej autorki i od czasu do czasu po nią sięgam. Jej bohaterki to zawsze twarde babki, o takich chce się czytać :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Zgadza się;)
UsuńUwielbiam! Jeszcze nigdy się nie zawiodłam! Mistrzowskie portety bohaterów, zwłaszcza kobiece - to mnie zachwyca najbardziej! :-)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi się tylko podpisać pod Twoimi słowami:)
UsuńO Małgorzacie sporo jest też w "Białej księżniczce", którą ostatnio czytałam, dlatego po tę książkę też zapewne niedługo sięgnę. Bardzo dobrze czyta mi się P. Gregory, choć wiem, że ma ona tez sporą gromadkę przeciwników. Ja na pewno do nich nie należę :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Ja się jeszcze nie spotkałam z przeciwnikiem, mnie otaczają raczej wielbicielki autorki:)
UsuńJa jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości tej autorki, ale od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem, żeby to zmienić.
OdpowiedzUsuńKoniecznie. I ile wspaniałości masz do wyboru:)
UsuńCzytałam wiele opinii na temat książek tej autorki i wszystkie były pozytywne, mnie jeszcze jakoś do nich nie ciągnęło ale pomału się przełamuję.
OdpowiedzUsuńZakładam, że przyjdzie taki moment, że powiesz sobie: teraz:)
Usuń