piątek, 10 lipca 2015

Philippa Gregory "Klątwa Tudorów"



Philippa Gregory „Klątwa Tudorów”, Książnica 2015, ISBN 978-83-245-8183-2, stron 552

„Niegdyś byłam Małgorzatą York z Plantagenetów, bratanicą dwóch królów Anglii: Edwarda IV i Ryszarda III, a córką trzeciego z braci, Jerzego księcia Clarence. Matka moja należała do najzamożniejszych niewiast w królestwie, mój dziad zaś był człowiekiem tak potężnym, że nadano mu przydomek Twórca Królów. Mego młodszego brata Edwarda król Ryszard wyznaczył na następcę tronu” (str. 12). Z takiej to królewskiej dynastii wywodzi się Małgorzata, obecnie tylko lady Pole. Gdy do władzy dochodzi Henryk Tudor, potomkowie Yorków, Białe Róże Anglii, znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie. Nowy król na tronie czuje się niepewnie, drży z obawy, że znajdą się tacy, którzy upomną się o koronę i należyte im miejsce. Dlatego też Małgorzata musiała wyjść za mąż za zwolennika nowej dynastii, by ukryć się pod nazwiskiem zwykłego rycerza.

Małgorzatę, matkę i żonę, czeka pokorna służba Tudorom. Nie dlatego, że chce – musi, by pozostać przy życiu, a taki przywilej nie stał się udziałem jej brata. Nigdy jednak nie zapomina, kim jest, i od kogo się wywodzi. Zostaje wyznaczona opiekunką i doradczynią syna Henryka VII, Artura i jego niedawno poślubionej małżonki, hiszpańskiej krwi księżniczki, Katarzyny Aragońskiej. Gdy ulubieniec Małgorzaty umiera, Katarzyna zostaje żoną jego brata, Henryka VIII. Lady Pole trafia na królewski dwór. Przed nią i całą Anglią trudne czasy; za wierność królowej Katarzynie i swojej dynastii przyjdzie jej płacić wysoką cenę.

O swoim zachwycie prozą Philippy Gregory pisałam już parokrotnie. I tak właściwie to z każdą jej następną książką – a z tych dwóch najpopularniejszych cykli, czyli „Wojna Dwu Róż” oraz „Tudorowskiego”, przeczytałam wszystkie – mam ten sam problem: co by nowego i świeżego napisać. Autorka dba o wierność realiom historycznym – nawet to, co przyjmuje za swoją wersję, zawsze opiera na faktach, a zarazem przejrzyście wyłuszcza w posłowiu, co należy do sfery jej wyobraźni – i o każdy szczegół, łącznie z kolorem damskich kornetów czy wyposażeniem pałacowych komnat. Choć życiorysy postaci, które opisuje, są większości doskonale znane, nawet jeśli tylko w zarysach – jak w tym przypadku perypetie matrymonialne Henryka VIII i liczba jego żon – to i tak ich beletrystyczną wersję czyta się z wypiekami na twarzy i prawie że bez tchu, nawet jeśli wie się, co będzie dalej. No tak, tylko że o tym wszystkim już pisałam, ponieważ są to cechy charakterystyczne twórczości angielskiej pisarki, znaki najwyższej jakości prozy tej doktor historii i literatury. Gdzie więc szukać czegoś oryginalnego?

Jest taki jeden punkt zaczepienia. Historię panowanie Henryka VII, krótkiego małżeństwa jego pierwszego syna Artura oraz panowania młodego Henryka VIII, można prześledzić także i w innych książkach Gregory. Tym razem jednak wydarzenia obserwujemy z perspektywy Małgorzaty Pole, późniejszej hrabiny Salisbury, której całe, długie życie toczyło się w bliskości tronu, na którym najpierw zasiadali przedstawiciele jej rodu, a później ci, którym musiała przysięgać wierność, nawet jeśli była przekonana, że korona im się nie należy. I to właśnie wiodąca postać jest tym „elementem”, dzięki któremu lektura „Klątwy...” przebiegała u mnie w odmienny sposób, niż przy pozostałych powieściach. Na pewno jej portret genialnie odmalowany przez pisarkę jest wielobarwny i w pełni oddaje złożoność charakteru Małgorzaty, jak i czasów, w jakich przyszło jej funkcjonować i wychowywać dzieci. Ale cóż, wzbudzała we mnie uczucia bardziej mieszane i raczej jej nie polubiłam. I kluczowe jest tutaj słowo „raczej”, ponieważ lady Pole była postacią wywołującą wiele kontrowersji. Było kilka takich znaczących epizodów, które zdecydowały o moim takim, a nie innym podejściem bohaterki. Ogólnie na pewno nie rozumiałam jej stosunku do własnych dzieci, szczególnie do Reginalda. Scena, w której jego jedynego zostawiała w klasztorze, była rozdzierająca, podobnie jak późniejsze, w których odmawiała mu możliwości mieszkania razem z nią bądź z resztą rodzeństwa. Także jej dążenia do tego, by przyjął święcenia kapłańskie, odbierałam jako chęć uzyskania nowego znaczenia, wywyższenia rodu, bez uwzględniania, czego właściwie chciał on sam (nawet pamiętając, o jakich czasach mówimy, czyli takich, w których dzieci winny byłe posłuszeństwo rodzicom). Następna rzecz to zachłanność Małgorzaty, która nie wahała się umieścić swojej synowej w klasztorze, by przejąć jej ziemie – ta z kolei scena dobitnie pokazuje, jaką zręczną manipulatorką była. Starałam się także zrozumieć tę jej wolę życia, za wszelką cenę – dziwiło mnie, że osoba tak dumna z własnego pochodzenia, gotowa była wyprzeć się wszystkiego, byleby tylko żyć. Oczywiście, że nie mnie to oceniać, ale odcięcie się od własnego syna – nawet jeśli ten zdradził własnego brata – wydało mi się przesadą. Jest to jeszcze o tyle niezrozumiałe, że rodzinie Pole’ów przyszło żyć w czasach, które nie miały wiele wspólnego z rządami dynastii Plantagenetów. Paranoja Henryka VIII narastała, nikt nie mógł czuć się pewnie i w łasce króla, czy warto więc było tak kurczowo czepiać się życia i rezygnować z bliskich?

I otóż właśnie, przechodzimy do sedna. Warto, ponieważ Małgorzata Pole mogła być osobą bezpośrednio zaangażowaną w spiski przeciwko Tudorowi. Taką tezę stawia autorka. W głębi serca Małgorzata, opiekunka księżniczki Marii, pozostała jej wierna, także przez pamięć jej matki, Katarzyny Aragonki, i wierzyła, że Anglia wróci na właściwą, świetlaną ścieżkę, gdy to ona zasiądzie na tronie i przywróci katolicyzm. Czy więc pogłębiające się lęki Henryka o koronę, o utrzymanie dynastii przy władzy – przy ciągłym braku męskiego potomka – miały rzeczywiste, a nie tylko urojone podstawy? Trzeba Gregory przyznać, że obraz, jaki kreśli w tym zakresie, jest wyjątkowo wiarygodny. Co nie zmienia faktu, że powieściowy Henryk jest okrutnym tyranem, na którego już nigdy nie spojrzę inaczej. Rzecz jasna, pod względem wrażeń czytelniczych obserwowanie przemiany króla jest fascynujące – od młodego, pewnego siebie chłopczyka, który jest przekonany, że będzie dobrze służył swoim poddanym; przez wiernego małżonka po mężczyznę, który wynosi na szczyt kochanicę z ludu; po ojca, który zaprzecza prawu krwi własnej pierworodnej; po władcę, który boi się własnego cienia i ucieka przed zarazą, pozostawiając obywateli samym sobie; wreszcie króla, który z czasem otacza się tylko takimi doradcami, którzy mu się nie sprzeciwiają. A biorąc pod uwagę, ile osób straciło za jego panowania życie, nietrudno dojść do wniosku, że zapisał jedną z najkrwawszych kart w dziejach Anglii. Z tego też powodu nie da się jednoznacznie ocenić Małgorzaty Pole – musiała popierać tyrana, chcąc zachować życie, a ono dla Henryka VIII Tudora nie przedstawiało zbyt wielkiej wartości; nikt nie znał dnia ani godziny, gdy przyjdzie mu je złożyć w ofierze. Stąd też taka, a nie inna śmierć Małgorzaty, hrabiny Salisbury, potomkini Yorków – ostatni sprzeciw wobec uzurpatorskiej dynastii Tudorów, która przyniosła Anglii tylko przetrzebienie jej narodowej tkanki i upadek moralny.

Kocham takie książki. Takie, które prowadzą mnie do zażartych sporów toczonych sama ze sobą, w których na jeden argument znajdę kilka przeciwnych. „Klątwą Tudorów” Philippa Gregory taką dysputę mi zapewniła. Jak każdą jej książkę, tak i tę będę jeszcze długo pamiętać i o niej rozmyślać.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

http://publicat.pl/


Wyzwanie: „Czytamy książki historyczne”.

12 komentarzy:

  1. Widzę, że mistrzyni gatunku nadal jest w formie. Aż chciałoby się od razu przeczytać tę książkę. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię książki tej autorki i od czasu do czasu po nią sięgam. Jej bohaterki to zawsze twarde babki, o takich chce się czytać :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam! Jeszcze nigdy się nie zawiodłam! Mistrzowskie portety bohaterów, zwłaszcza kobiece - to mnie zachwyca najbardziej! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi się tylko podpisać pod Twoimi słowami:)

      Usuń
  4. O Małgorzacie sporo jest też w "Białej księżniczce", którą ostatnio czytałam, dlatego po tę książkę też zapewne niedługo sięgnę. Bardzo dobrze czyta mi się P. Gregory, choć wiem, że ma ona tez sporą gromadkę przeciwników. Ja na pewno do nich nie należę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ja się jeszcze nie spotkałam z przeciwnikiem, mnie otaczają raczej wielbicielki autorki:)

      Usuń
  5. Ja jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości tej autorki, ale od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem, żeby to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie. I ile wspaniałości masz do wyboru:)

      Usuń
  6. Czytałam wiele opinii na temat książek tej autorki i wszystkie były pozytywne, mnie jeszcze jakoś do nich nie ciągnęło ale pomału się przełamuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakładam, że przyjdzie taki moment, że powiesz sobie: teraz:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.