Katarzyna Kwiatkowska „Zbrodnia w szkarłacie”, Znak 2015,
ISBN 978-83-240-3491-8, stron 400. Premiera 10.08.2015
Jest listopad roku 1900. W dworze w Jeziorach zaczyna się
gorączkowa krzątanina przed ślubem córki właścicieli, Heleny. Dwudziestoletnia
panna ma wyjść za mąż za gospodarzącego po sąsiedzku Andrzeja Ostrowskiego. W
majątku przebywa obecnie Ewelina, bratowa ojca Heleny, ze swoją pasierbicą
Laurą oraz kuzyn Jezierskiego, Jan Morawski, ziemianin bez ziemi. Mężczyzna,
który niedawno przekroczył trzydziesty rok życia, wraz z kamerdynerem
Mateuszem, lubują się w rozwiązywaniu zagadek z dreszczykiem emocji. Tym razem
poszukują skarbu, pozostawionego przez dziadka wnuczce Helenie jako jej posag.
Szybko wychodzi jednak na jaw, że to dopiero początek problemów.
Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam zapowiedź „Zbrodni w
szkarłacie”, wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Przekonała mnie nie tylko
okładka, ale przede wszystkim czas akcji: 1900, sugerujący coś, co lubię:
kryminał retro (choć jakoś rzadko mam okazję obcować z tym gatunkiem). Później,
po rozmowie z Magdą ze Stulecia literatury, okazało się, że niniejsza powieść
jest czwartą częścią z cyklu, którego bohaterami są Jan Morawski i jego
kamerdyner. Na wyprzedaży upolowałam „Zbrodnię w błękicie”, tom inaugurujący,
ale doszłam do wniosku, że zanim zdobędę pozostałe dwa, wbrew kolejności zacznę
od czwartego, a potem na spokojnie będę uzupełniać braki. Decyzja w sumie
okazała się słuszna, ponieważ czwarty tom można czytać bez znajomości
poprzednich – nie ma w nim zbyt wielu nawiązań do przeszłości postaci, tym
bardziej że Kwiatkowska koncentruje się na samym dochodzeniu przezeń
prowadzonym, a nie na ich życiorysie.
Nie bez powodu okładka nazywa Katarzynę Kwiatkowską
mistrzynią intrygi w stylu Agathy Christie. Mamy więc zbrodnię i ograniczoną
liczbę osób, które mogły ja popełnić, zgromadzoną w jednym czasie w jednym
miejscu; w dodatku każdy ma motyw, a część z nich daje sobie wzajemnie alibi. O
samym przebiegu akcji zbyt wiele napisać się nie da, by nie zdradzać wszystkich
smaczków z rozwoju fabuły, ale można powiedzieć bez wątpienia, że pisarka z
wielkim kunsztem zwodzi czytelnika, umiejętnie podsuwa mu nowe fakty, powodując
tym samym, że odbiorca przenosi się w czasie, rozwiązuje zagadkę razem z Janem
i ani mu w głowie z tego rezygnować – konieczność oderwania się od lektury
autentycznie mnie bolała, a na ostatnie dziewięćdziesiąt stron przykleiłam się
do fotela i zaparłam się, że nie wstanę, dopóki nie skończę. Dodam jeszcze, że
choć starałam się czytać z wielką przenikliwością, na pytanie: „kto zabił”, nie
udzieliłam poprawnej odpowiedzi.
Skoro kryminał retro, to musi być i warstwa historyczna, a
ta jest wyjątkowo bogata, ku mojej niezmierzonej radości. Te wszystkie
szczegóły i drobiazgi składające się na obraz życia wielkopolskiego, ziemiańskiego
dworu, toalety pań i panów, menu weselne – właściwie powinnam teraz napisać
tylko dwa słowa: „och!” i „ach!” jako wyraz mojego najszczerszego zachwytu. Bo
„Zbrodnia w szkarłacie” jest pod tym względem – ale nie tylko pod tym, pod
każdym innym także – książką z gatunku tych, których nie da się oddać słowami.
Klasa i mistrzostwo, krótko mówiąc.
Na tę idealnie skomponowaną mozaikę składa się także
subtelny humor i cięta ironia. Uwidaczniają się one szczególnie w ramach
kontrastu między Morawskim a Mateuszem. Ten drugi wydał mi się tak zabawnie
romantyczny i rozczulający... Ale tego wrażenia też nie potrafię sprecyzować
słowami, nazwać go - trzeba przeczytać i doświadczyć, by zrozumieć. Aha, i
absolutny hit, małżeństwo Jezierskich mówi o sobie per „on / ona” (np. do Jana:
„Widziałeś go?”, „Ona poszła na pocztę”) – rewelacja.
Podsumowanie będzie krótkie, ale mam nadzieję maksymalnie
zachęcające: „Zbrodnia w szkarłacie” jest absolutnie idealna. Dla mnie ta
powieść to po prostu majstersztyk. A polski kryminał retro ma dla mnie od
dzisiaj oblicze Katarzyny Kwiatkowskiej.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Polacy nie gęsi’.
Fabuła brzmi szalenie intrygująco. A skoro dla Ciebie ta powieść to po prostu majstersztyk. To nie pozostaje mi nic innego, jak koniecznie zapoznać się z ową pozycją.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że udało mi się przekonać Cię do kryminału w wersji retro:)
UsuńZainteresowałaś mnie tą książką ;) już nie mogę się doczekać, aż po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać;)
UsuńJestem ciekawa, czy ja zgadłabym, kto zabił. Uwielbiam takie intrygi!
OdpowiedzUsuńJeżeli będziesz czytać, to koniecznie daj znać;)
UsuńŚwietna recenzja! :) Czuję się jeszcze bardziej nakręcona na tę lekturę i będę z niecierpliwością wyglądać sierpniowych nowości! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Wyglądaj, naprawdę nie pożałujesz:)
UsuńZasadniczo to jest trzecia część cyklu, bo w "Zobaczyć Sorrento i umrzeć" nie ma ani Jana ani Mateusza:) ale podobno w "Zbrodni w szkarłacie"dowiadujemy się co oni robili w tym czasie kiedy Konstancja przebywała w Sorrento. No i teraz będę jeszcze bardziej czekać na tę książkę.
OdpowiedzUsuńA no to widzisz, tego nie wiedziałam. Grunt, że zamówiłam sobie już pozostałe dwie i teraz czekam:)
Usuńcieszę się, że przypadła Ci do gustu uwielbiam powieści Kasi i gorąco jej kibicuję, to moja ulubiona współczesna autorka kryminałów
OdpowiedzUsuńSłyszałam od Magdy Kędzierskiej, że jesteś fanką Jana i Mateusza;)
UsuńPlanuję przeczytać :)
OdpowiedzUsuńDobra myśl:)
UsuńPrzeczytałam tę powieść i szalenie mi się spodobała :) Cieszę się, że Ty również masz o niej tak dobre zdanie :)
OdpowiedzUsuńNie mogło być inaczej, bo to rewelacyjna powieść:)
Usuń