Magdalenę Witkiewicz najpierw poznałam literacko – jej
debiut „Milaczek” po dziś dzień pozostaje jedną z moich najukochańszych
książek, taką, do której często wracam – a później wirtualnie, przy okazji
recenzji erotyku „Szkoła żon”. Osobiście spotkałyśmy się na okoliczność
krakowskich Targów Książki w 2013 r. Do tej pory jednak nie miałam możliwości
udziału w spotkaniu autorskim. Oczywiście, czytam rozmowy z autorką, słucham
wywiadów, jakich udziela, ale to jednak nie to samo, co być uczestnikiem
takiego spotkania, widzieć i słuchać na żywo, w pełni chłonąć atmosferę. Od
dawna śledzę kalendarz spotkań Magdy i kiedy zobaczyłam tam Zawiercie,
wiedziałam, że to jest ta szansa, że bliżej pewnie nie będzie.
Rozpoczęła od anegdoty związanej z tymi wspomnianymi
Targami, dla mnie tak wyjątkowymi. Później przybliżyła swoją pisarską drogę.
Opowiadała, jak narodził się jej debiut, a potem kolejne książki. Jak sama
mówi, uprawia płodozmian, czyli dwa różne oblicza literatury: jedną dla
śmiechu, a drugą „jęczącą” – to określenie mamy pisarki na powieści bardziej
smutne i refleksyjne.
Magdalena Witkiewicz uchyliła rąbka tajemnicy, o czym będzie jej najnowsza książka; planuje także coś, z czego ucieszą się jej najmłodsi czytelnicy (i ich rodzice). Zdradziła słuchaczom także kilka pomysłów na inne fabuły. Pozostaje nam trzymać kciuki, żeby wszystkie udało jej się zrealizować.
Spotkanie było fantastyczne. Sądzę, że nie tylko ja jestem
tego zdania. I tak jak pisarka powiedziała, że „ona może tak długo” – czyli
opowiadać i opowiadać – tak jak mogłabym jej jeszcze słuchać godzinami.
Magdalena Witkiewicz ujmuje poczuciem humoru, swoim ciepłem i taką swojskością.
Nie ma w sobie nic z gwiazdy, a przecież w środowisku literackim, dla mnie,
jest nią na pewno. Pozostaje jednak zwyczajną dziewczyną, która odniosła sukces
– choć myślę, że jej największym skarbem są wierne czytelniczki, które piszą do
niej: „Pani Magdo, pani napisała książkę o mnie”. Magda Witkiewicz doskonale
wie, co gra w kobiecej duszy, i z tego powodu każda z nas może się poczuć jak
bliska jej osoba. I dlatego też ogromnie się cieszę, jestem wręcz
przeszczęśliwa, że mogę czytać jej powieści i że mogłam ją poznać.
Cieszę się Twoim szczęściem. To cudowne, że mogłaś zobaczyć Magdalenę Witkiewicz na żywo.
OdpowiedzUsuńPrawda? Ja sobie od środy bujam w obłokach, tyle emocji za mną:)
UsuńPrzeczytałam jak na razie jedną książkę Pani Magdy i byłam zachwycona - i na pewno skusze się na kolejne. Spotkanie widać było bardzo przyjemne :)
OdpowiedzUsuńI zrób to jak najszybciej, szkoda odmawiać sobie takich świetnych książek:)
UsuńByło:)
Zazdroszczę i to bardzo. Może Pani Magdalena zawita kiedyś do Łodzi :)
OdpowiedzUsuńDo Łodzi ma na pewno bliżej niż na Śląsk, więc nadzieja jest:)
UsuńEj no, teraz to zazdrość :) Spotkanie musiało być cudowne i rzeczywiście p. Magdalena wygląda kwitnąco, a już gdzieś słyszałam że opowiadać to ona potrafi :)
OdpowiedzUsuńTo uczucie akurat znam, to tej pory to ja zazdrościłam innym, a teraz już sama wiem, jak to jest;)
UsuńOj tak, potrafi, a słucha się jej z niekłamaną przyjemnością. Można się i pośmiać, i wzruszyć:)
Ale Ci zazdroszczę
OdpowiedzUsuńChyba wiem jak;)
UsuńFajna sprawa, niesamowicie jest poznawać pisarzy ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się:)
UsuńNa spotkaniu z autorką nie byłam, ale nic straconego. Dla mnie takie spotkania to świetne uzupełnienie lektur. :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, inaczej się potem odbiera książki, gdy usłyszało się o nich od samego autora:)
UsuńMam nadzieję, że w moich okolicach autorka także niedługo się pojawi :))
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę, na pewno byłabyś zadowolona ze spotkania;)
UsuńZazdroszczę Ci tego spotkania :)
OdpowiedzUsuń