Dianne Hales
„Mona Lisa. Odkryte życie“, PWN 2015, ISBN 978-83-7705-885-5, stron 416
Mona Lisa. Dzieło sztuki jedyne w swoim rodzaju, obcowanie z
którym pozostaje w pamięci chyba na zawsze – niebywałe to doświadczenie mieć
odczucie, że gdy człowiek stojący przez obrazem się porusza, sportretowana dama
wodzi za nim oczami. Jednocześnie jedyny chyba taki obraz, którego bohaterka
ponad pięć wieków od uwiecznienia pozostaje ikoną pop-kultury. Nie ma chyba
rzeczy, której nie próbowano by sprzedać za pomocą tego wizerunku lub tych
dwóch słów. O fascynacji dziełem i jego twórcą pisało i mówiło już wielu. Do
tego grona niniejszym dołącza amerykańska dziennikarka i pisarka, Dianne Hales.
Ale nie koncentruje się ona na samym obrazie. Swoją książkę opiera na przekonaniu,
że „Mona Lisa faktycznie przedstawia osobę podaną w najstarszym opisie obrazu:
Lisę Gherardini, żonę florenckiego kupca Francesca del Giocondo” (str. 15).
„Odkryte życie” nie jest jednak typową biografią. Ma z niej
tyle, ile było możliwe, ale część informacji pewnie już na zawsze postanie
kwestią domysłów: „na tym gruncie stąpa się po granicy między prawdopodobnym a
możliwym; starałam się jasno zarysować tę granicę za każdym razem, gdy
przechodziłam od potwierdzonych faktów do opartych na nich wyobrażeniach” (str.
16). Trzeba przyznać, że to się autorce udało – poszczególne epizody są
czytelnie określone w tym, co pewne, a tym, co tylko możliwe.
Historia Lisy Gherardini to oczywiście kawałek dziejów
Florencji. Kobieta „żyła wśród gwałtownych przemian, politycznych waśni,
eksplozji twórczych sił, gospodarczych wzlotów i upadków” (str. 16). Dlatego
też nie brak tu szczegółów z wielkiej i mniejszej polityki oraz znanych
nazwisk, innych niż tylko da Vinci artystów czy rządzących Florencją
Medyceuszy.
Tym, co mnie wydało się najistotniejsze, a zarazem najciekawsze
z punktu widzenia nowej wiedzy, jest fakt, że Hales sporo miejsca poświęca
otoczeniu, warunkom społecznym, w jakich żyła jej bohaterka. „Książka (...)
opisuje obyczaje – ubiór, domy, rytuały, codzienność – z epoki Lisy Gherardini.
Ukazuje przy tym bohaterkę w roli kobiety, córki, siostry, żony, matki czy
matriarchini jako w pełni ukształtowaną ludzką istotę, nie tak znowu odmienną
od jej dzisiejszych odpowiedniczek” (str. 16). To właśnie te fragmenty
pochłaniały mnie bez reszty, nadając La Giocondzie wymiar pełnokrwistej
kobiety.
„Odkryte życie” przekonuje do siebie formą narracji. Obok
wspomnianych prawideł biografii, z łatwością dostrzeżemy elementy pamiętnika
Dianne Hales. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że przeradzają się one
niekiedy w reportaż, gdy autorka przedstawia etapy swoich badań czy podróży
śladami Mony Lisy. „Zasięgałam rady autorytetów z szeregu dziedzin, od sztuki,
przez historię i socjologię, aż po studia feministyczne. Zagłębiałam się w
archiwa, przeczytałam całą bibliotekę uczonych artykułów i tekstów. Polegałam
też na odwiecznym i najbardziej niezawodnym narzędziu reportera: dobrych
podeszwach. Przez lata złożyłam we Florencji kilka długich wizyt, za każdym
razem przemierzając ulice i dzielnice miasta, w których mieszkała kiedyś Mona
Lisa. Oglądałam muzea i zabytki, poznałam – i pokochałam – niebo nad Florencją
i tamtejsze pory roku” (str. 15-16). Tę osobistą perspektywę – i pasję – czuje
się w toku narracji, który ma tę niezaprzeczalną zaletę, że gwarantuje świeżość
i utrzymanie uwagi na stale tym samym poziomie. To przeplatanie form jest
strzałem w dziesiątkę.
Wraz z Dianne Hales odbyłam podróż do piętnasto- i
szesnastowiecznej Florencji. Myślę, że po takim doświadczeniu na pewno inaczej
będę patrzyła na obraz Leonarda da Vinci. Od teraz spoglądająca na mnie kobieta
będzie miała nie tylko imię i nazwisko, ale i pełen uczuć życiorys.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu PWN.
Przeczuwałam, że znajdę recenzję tej książki u Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczynam i jestem bardzo tym faktem podekscytowana. Cieszę się, że tak bardzo przypadła Ci do gustu, mam nadzieję, że ze mną będzie tak samo!
Cieszę się, że nie zawiodłam Twoich przeczuć;)
UsuńTeż mam taką nadzieję. I satysfakcjonującej lektury Ci życzę:)
Florencja, obraz znany na całym świecie i ta historia. Przyznam, że sama bym się chętnie skusiła.
OdpowiedzUsuńSądzę, że lektura przypadłaby Ci do gustu:)
UsuńWypadałoby przeczytać, prawda? :)
OdpowiedzUsuńPrawda:)
UsuńTę pozycję akurat sobie odpuszczę, ale dla fanów takiej tematyki to pozycja obowiązkowa. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak:)
UsuńMnie coś ciężko dogodzić ostatnio, gdyż powyższa pozycja niestety nie wzbudziła mojego zainteresowania.
OdpowiedzUsuńTo chyba raczej to, że gust nam się troszkę rozjeżdża, Ty częściej czytasz to, na co ja miałabym ochotę, a Tobie u mnie trudniej znaleźć coś dla siebie;)
UsuńChętnie wybiorę się w podróż do historycznej Francji i poznam losy prawdziwej Mona Lisy ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę udanej podróży:)
UsuńO, coś dla mnie! Nigdy co prawda nie zastanawiałam się nad historią postaci z obrazu, ale teraz widzę, że warto się jej przyjrzeć.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale byłam pewna, że tą książką to Cię na pewno nie zainteresuję;)
Usuń