piątek, 26 czerwca 2015

Bożena Aksamit "BATORY. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku"



Bożena Aksamit „BATORY. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku”, Agora 2015, ISBN 978-83-268-2258-2, stron 328

Dla miłośnika dwudziestolecia międzywojennego transatlantyk „Batory” jest jednym z nieodłącznych elementów, które składają się na klimat epoki. Wprawdzie swoją służbę rozpoczął na krótko przed końcem międzywojnia, bo w 1936 roku, ale na swoim pokładzie gościł najznamienitsze osobowości polskiej sceny artystycznej i kulturalnej, zarówno Drugiej Rzeczpospolitej, jak i późniejszego PRL-u. Gdy nadarzyła się okazja poznania bliżej losów tego bodaj najsłynniejszego polskiego statku, moja radość sięgnęła zenitu. Bożena Aksamit, dziennikarka i absolwentka oceanografii, barwnie, ciekawie i dowcipnie odmalowała portret „Batorego”, uwieczniając w ten sposób jego legendę.

O konieczności zbudowania dwóch transatlantyków polskie władze poinformowały w maju w 1931 r. Za kilka lat włoskie stocznie skończą budowę dwóch statków, którymi Polacy będą mogli podróżować do Ameryki i nie tylko. Światowy kryzys dotknął również odradzające się polskie społeczeństwo, a skutkiem tego była potężna fala emigracji – ludzie „uciekali z Polski, bo amerykańska bieda była dla nich bogactwem” (str. 16). Uznano wówczas, że chyba lepiej będzie, jeśli pieniądze na te podróże pozostaną w kraju. Z tego też powodu zbudowano port w Gdyni, a trzeba przy tym zauważyć, że nie szczędzono na ten cel środków finansowych. Warto też wspomnieć, że ówczesny rząd miał odznaczał się sporym rozmachem i miał ambicje kolonialne, a ewentualnie jakoś trzeba było do nich docierać, prawda? Po długich sporach o nazwy wreszcie nastał czas, gdy na polskie morze wpłynęły one, dwa transatlantyki: „Piłsudski” i „Batory”.

Ten drugi „był wielki: miał 160 metrów długości i prawie 22 szerokości. Budowano go dwa i pół roku, pływał 36 lat. Długo – statki żyją znacznie krócej, ale „Batory” był wyjątkowy” (str. 12). I tę wyjątkowość widać po dziś dzień, gdy patrzy się na jego zdjęcia oraz śledzi kolejne rejsy. Pływać chcieli nim wszyscy. Monika Żeromska, Wojciech Kossak, Melchior Wańkowicz, Arkady Fiedler, Loda Halama – to tylko niektórzy z licznych gości. O nich i o wielu innych pisze Bożena Aksamit. Ale nie tylko podróżni zapisali się na kartach dziejów „Batorego”, przecież nie płynęli oni sami. „Batory” to także załoga, a na jej czele niezmordowany kapitan Eustazy Borkowski. To o nim mówiono, że „jeśli kiedykolwiek zupełnie wytrzeźwieje, statek czeka pewna katastrofa” (okładka), a późniejsze określenie „lucky ship”, czyli szczęśliwy statek, także nie wzięło się znikąd. Oprócz Borkowskiego, na pamięć zasługują osoby Tadeusza Meissnera i Jana Ćwiklińskiego. Dlatego też tym bardziej przykro było czytać, jak kończyło się ich życie. Nie umieliśmy dbać o wyjątkowe dla polskiej historii osoby...

Autorka przedstawia kolejno wojenne oraz peerelowskie dzieje „Batorego”. I w sumie nie wiem, czy to normalne, ale gdy opisała decyzję o końcu statku, to naprawdę chciało mi się płakać. Może to z powodu tego, że legenda oceanu, pokład, na którym tyle się działo, skończyła pocięta na części, na złomowisku. Oczywiście można powiedzieć, że takie jest życie, ale mimo wszystko żal...

Jak łatwo zauważyć, do książki Bożeny Aksamit podeszłam bardzo emocjonalnie. Nie mogło być inaczej, skoro prezentuje czasy moich dwóch ukochanych epok. A może to dziennikarka pisze tak, że trudno mi było zachować dystans. Ta publikacja, moim zdaniem, jest znakomita. Jest dokładnie taka, jak lubię, bo zapewnia idealne proporcje między treścią uzupełniającą moją wiedzę, a przystępnym stylem. Nie brakuje w niej humoru i zabawnych anegdot, ale jednocześnie jest „Batory” podróżą sentymentalną, bo przedstawia świat, którego już nie ma – i nie chodzi mi tylko o międzywojnie, ale w ogóle czasy dominacji transatlantyków, zastąpionych przez samoloty. Bo wyobraźcie sobie tylko, czy nie przyjemniej byłoby płynąć statkiem (przyjmuję wersję optymistyczną, o żadnych sztormach czy chorobach morskich nie ma mowy) - pospacerować po nasłonecznionym pokładzie, na obiad wybierać potrawy z przebogatego menu, a wieczorem założyć elegancką suknię i udać się na dancing oraz zatańczyć z samym kapitanem? Według mnie – tak, no ale cóż, to już nie wróci. Tym bardziej więc jest „Batory” legendą, i dlatego też uważam, że to bardzo dobrze, iż powstała ta książka. Pokazuje ona, że w dziedzinie transportu morskiego i oceanicznego mieliśmy się czym pochwalić. A Bożena Aksamit spisała się na piątkę z plusem.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Agora oraz PRart Media.

http://wydawnictwoagora.pl/ksiazki/

Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

8 komentarzy:

  1. Ciekawy temat, warty przeczytania. Faktycznie, chociażby ze względów sentymentalnych chętnie przeczytam, aby przypatrzeć się wspomnianemu przez Ciebie światu, którego już nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze drugą książkę o polskich statkach, też będę polecać, bo faktycznie temat wyjątkowo ciekawy;)

      Usuń
  2. Nie martw się, ja tez bym chyba płakała czytając o końcu statku. Nie wiedziałam, że na rynku istnieje taka książka. Zapisuję sobie jej tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze wiedzieć, że nie byłabym sama w takiej reakcji:)

      Usuń
  3. Ach, czekałam na Twoją recenzję :) Kończę właśnie czytać "Batorego" i moja ekscytacja sięga zenitu, dlatego już nie mogłam się doczekać, żeby przeczytać Twoje ochy i achy, bo na LC widziałam, że tomisko bardzo Ci się podobało. Nie przypuszczałam nawet, ze biografię statku można czytać z zapartym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja na Twoją, bo widziałam, że też czytasz;)
      Prawda? Ja się coraz częściej łapię na tym, że nie tylko biografie ludzi mnie ciekawią, także miast i miejsc:)

      Usuń
  4. To musi być naprawdę niezwykła książka. Mam nadzieję, że kiedyś wpadnie mi w ręce, bo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o "Batorym" :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.