Bożena Aksamit „BATORY. Gwiazdy, skandale i miłość na
transatlantyku”, Agora 2015, ISBN 978-83-268-2258-2, stron 328
Dla miłośnika dwudziestolecia międzywojennego transatlantyk
„Batory” jest jednym z nieodłącznych elementów, które składają się na klimat epoki.
Wprawdzie swoją służbę rozpoczął na krótko przed końcem międzywojnia, bo w 1936
roku, ale na swoim pokładzie gościł najznamienitsze osobowości polskiej sceny
artystycznej i kulturalnej, zarówno Drugiej Rzeczpospolitej, jak i późniejszego
PRL-u. Gdy nadarzyła się okazja poznania bliżej losów tego bodaj
najsłynniejszego polskiego statku, moja radość sięgnęła zenitu. Bożena Aksamit,
dziennikarka i absolwentka oceanografii, barwnie, ciekawie i dowcipnie
odmalowała portret „Batorego”, uwieczniając w ten sposób jego legendę.
Ten drugi „był wielki: miał 160 metrów długości i prawie 22
szerokości. Budowano go dwa i pół roku, pływał 36 lat. Długo – statki żyją
znacznie krócej, ale „Batory” był wyjątkowy” (str. 12). I tę wyjątkowość widać
po dziś dzień, gdy patrzy się na jego zdjęcia oraz śledzi kolejne rejsy. Pływać
chcieli nim wszyscy. Monika Żeromska, Wojciech Kossak, Melchior Wańkowicz,
Arkady Fiedler, Loda Halama – to tylko niektórzy z licznych gości. O nich i o
wielu innych pisze Bożena Aksamit. Ale nie tylko podróżni zapisali się na
kartach dziejów „Batorego”, przecież nie płynęli oni sami. „Batory” to także załoga,
a na jej czele niezmordowany kapitan Eustazy Borkowski. To o nim mówiono, że
„jeśli kiedykolwiek zupełnie wytrzeźwieje, statek czeka pewna katastrofa”
(okładka), a późniejsze określenie „lucky ship”, czyli szczęśliwy statek, także
nie wzięło się znikąd. Oprócz Borkowskiego, na pamięć zasługują osoby Tadeusza
Meissnera i Jana Ćwiklińskiego. Dlatego też tym bardziej przykro było czytać,
jak kończyło się ich życie. Nie umieliśmy dbać o wyjątkowe dla polskiej
historii osoby...
Autorka przedstawia kolejno wojenne oraz peerelowskie dzieje
„Batorego”. I w sumie nie wiem, czy to normalne, ale gdy opisała decyzję o
końcu statku, to naprawdę chciało mi się płakać. Może to z powodu tego, że
legenda oceanu, pokład, na którym tyle się działo, skończyła pocięta na części,
na złomowisku. Oczywiście można powiedzieć, że takie jest życie, ale mimo
wszystko żal...
Jak łatwo zauważyć, do książki Bożeny Aksamit podeszłam
bardzo emocjonalnie. Nie mogło być inaczej, skoro prezentuje czasy moich dwóch
ukochanych epok. A może to dziennikarka pisze tak, że trudno mi było zachować
dystans. Ta publikacja, moim zdaniem, jest znakomita. Jest dokładnie taka, jak
lubię, bo zapewnia idealne proporcje między treścią uzupełniającą moją wiedzę,
a przystępnym stylem. Nie brakuje w niej humoru i zabawnych anegdot, ale
jednocześnie jest „Batory” podróżą sentymentalną, bo przedstawia świat, którego
już nie ma – i nie chodzi mi tylko o międzywojnie, ale w ogóle czasy dominacji
transatlantyków, zastąpionych przez samoloty. Bo wyobraźcie sobie tylko, czy
nie przyjemniej byłoby płynąć statkiem (przyjmuję wersję optymistyczną, o
żadnych sztormach czy chorobach morskich nie ma mowy) - pospacerować po
nasłonecznionym pokładzie, na obiad wybierać potrawy z przebogatego menu, a
wieczorem założyć elegancką suknię i udać się na dancing oraz zatańczyć z samym
kapitanem? Według mnie – tak, no ale cóż, to już nie wróci. Tym bardziej więc
jest „Batory” legendą, i dlatego też uważam, że to bardzo dobrze, iż powstała
ta książka. Pokazuje ona, że w dziedzinie transportu morskiego i oceanicznego
mieliśmy się czym pochwalić. A Bożena Aksamit spisała się na piątkę z
plusem.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Agora
oraz PRart Media.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Ciekawy temat, warty przeczytania. Faktycznie, chociażby ze względów sentymentalnych chętnie przeczytam, aby przypatrzeć się wspomnianemu przez Ciebie światu, którego już nie ma...
OdpowiedzUsuńMam jeszcze drugą książkę o polskich statkach, też będę polecać, bo faktycznie temat wyjątkowo ciekawy;)
UsuńNie martw się, ja tez bym chyba płakała czytając o końcu statku. Nie wiedziałam, że na rynku istnieje taka książka. Zapisuję sobie jej tytuł :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze wiedzieć, że nie byłabym sama w takiej reakcji:)
UsuńAch, czekałam na Twoją recenzję :) Kończę właśnie czytać "Batorego" i moja ekscytacja sięga zenitu, dlatego już nie mogłam się doczekać, żeby przeczytać Twoje ochy i achy, bo na LC widziałam, że tomisko bardzo Ci się podobało. Nie przypuszczałam nawet, ze biografię statku można czytać z zapartym tchem :)
OdpowiedzUsuńA ja na Twoją, bo widziałam, że też czytasz;)
UsuńPrawda? Ja się coraz częściej łapię na tym, że nie tylko biografie ludzi mnie ciekawią, także miast i miejsc:)
To musi być naprawdę niezwykła książka. Mam nadzieję, że kiedyś wpadnie mi w ręce, bo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o "Batorym" :)
OdpowiedzUsuńTaka właśnie jest, gwarantuję Ci to:)
Usuń