sobota, 10 stycznia 2015

Magdalena Witkiewicz "Pierwsza na liście"



Magdalena Witkiewicz „Pierwsza na liście”, Filia 2015, ISBN 978-83-7988-330-1, stron 352

Co byś zrobiła, gdyby na twoim progu stanęła nieznajoma dziewczyna, będąca posłańcem z przeszłości, o której tak bardzo chciałaś zapomnieć, że prawie udało ci się wyrzucić ją z pamięci? Nie lubiłaś wspominać, o nie, bo jak można lubić wracać myślą do swoich porażek, tragedii, bólu? W twoim życiu nie brakowało żalu, ale wydobyłaś się z niego, poszłaś naprzód i rzuciłaś się w wir pracy. Czy zrobiłaś karierę? Chyba można to i tak nazwać, jeśli uznamy, że karierą jest niszczenie życia innych ludzi. Ale skoro nie byli święci, a znajdowali się na świeczniku, to ktoś musiał powiedzieć o tym innym – padło na ciebie. Zresztą, nie oszukujmy się, życie jest brutalne, o czym nie raz się już przekonałaś. Los cię nie oszczędzał, wręcz cię krzywdził. Skoro więc nie masz za co być mu wdzięczna, to będziesz myśleć tylko o sobie, żyć tak, jak ci się zamarzy. Egoistka? Pewnie tak, choć hedonistka brzmi ładniej. Na swoją obecną pozycję ciężko pracowałaś, masz swój rytm godzin, dni, kolejnych tygodni. I teraz nagle, dzięki stojącej przed drzwiami Karoli, zziębniętej, przemokniętej od deszczu, dociera do ciebie, że oto masz drugą szansę, masz nowy czas, by zagoić stare rany. Bo możesz sobie wmawiać, że jesteś twardą zawodniczką, ale gdzieś w środku ciebie tkwi poraniona dziewczyna, która chciałaby mieć się do kogo przytulić...

O kobietach takich jak ty, pisze Magdalena Witkiewicz w swojej najnowszej książce. Możesz być pewna, że jeśli zapragniesz poczytać o zwyczajnym życiu, bliskim twojej rzeczywistości, to ona przedstawi je najlepiej. Pokazała ci już motywy kobiety, która zdradziła, w „Opowieści niewiernej”; uświadomiła, jak bardzo mogą się rozejść drogi małżeństwa, jeśli łączący ich cel tak naprawdę wcale nie jest wspólny - w „Zamku z piasku”; poprawiała ci humor perypetiami Milaczka i koiła ciepłą „Balladą o ciotce Matyldzie”. A teraz wzięła na warsztat historię kobiet, w których życiu okazało się, że miłość i przyjaźń, wbrew składanym deklaracjom i obietnicom, nagle się rozjechały, że tych dwóch uczuć nie da się zmieścić w jednym obrazku. Pokazała, jak jeden mężczyzna może na wiele długich lat rozdzielić bliskie sobie przyjaciółki. A czy na pewno był tego wart? Dwie dziewczyny, jeden chłopak – banalne? Może i trochę tak, ale zobacz, jakie to prawdziwe...

Mam wrażenie, że „Pierwsza na liście” jednocześnie jest i nie jest podobna do poprzednich powieści autorki. Podobna jest o tyle, że jej bohaterkami znowu są kobiety, które może już spotkałaś na swojej drodze, może dopiero spotkasz, a może sama przeżyłaś już to, co one. Pisarka kolejny raz uświadamia tobie, mnie i każdej kobiecie z osobna, że tak naprawdę jesteśmy chyba niezniszczalne. Jak mocno by nas los nie doświadczał, po kolejnym upadku znów stajemy na nogi, wygrzebujemy skądś jakieś resztki sił, by mierzyć się z następnym dniem. Łatwo nie jest, a  jednak trzymamy się tej nadziei, że jutro będzie lepiej; wierzymy, że tak musi być, że limit nieszczęść kiedyś się wreszcie wyczerpie i pojawią się pierwsze promyki słońca. A wiesz, skąd ona to wie? Po prostu bacznie przygląda się światu i ludziom, i widzi, jak jest. A potem przelewa swoje obserwacje na papier i wysyła swoje przesłanie w świat. Do ciebie, do mnie, do każdego, kto jest na nie gotowy...

Witkiewicz nie boi się korzystać ze zwyczajności. Doskonale wie, że życie to obdarzony nieograniczoną wyobraźnią scenarzysta, więc nie waha się sięgać do jego zasobów. Dlatego napisałam, że „Pierwsza na liście” jest i nie jest podobna, ponieważ tutaj po raz pierwszy pojawił się temat niezwykle istotny, który sprawił, że tę powieść określiłabym jako zaangażowaną społecznie. Porusza temat chorób oraz trudnych życiowych wyborów, jakie wiążą się z możliwością bycia dawcą szpiku. Jednak nawet tutaj widzę przejaw tej zwyczajności. Bo jakkolwiek w wymiarze jednostkowym wiadomość o diagnozie - a mam tutaj na myśli choroby niezwykle poważne, jak nowotwory - na pewno jest swoistym końcem świata, a już z pewnością świata, jaki do tej pory się znało i w jakim funkcjonowało, to jednak dzieje się niestety tak, że tych chorób wokół nas jest tak dużo, że powszednieją. A to jest jeszcze bardziej przerażające. Pisarka z taktem i wyczuciem opowiada o dylematach i problemach z tym związanych. A ja całym tym tekstem próbuję pokazać, jak bardzo cenię sobie u niej to trzymanie się realiów. Lubię mieć świadomość, że autor wie, o czym pisze, że coś przeżył, że nie ucieka się do wymyślania historii nieprawdopodobnych, w których trudno się odnaleźć, w które nie da się zaangażować. Magdalena Witkiewicz zapewniła mi solidną dawkę prawdziwie życiowych emocji: trochę frustracji przeplatanej śmiechem; sporo bolesnych, ale też i oczyszczających łez. Choć cieszę się, że były one spowodowane tylko fabułą literacką, bo nie chciałabym przeżywać ich osobiście, przynajmniej części z nich na pewno nie...    

Długo zastanawiałam się, co napisać na zakończenie. Stwierdziłam, że najlepsze będzie takie małe przesłanie, tak jak ma je „Pierwsza na liście”: przeczytaj, przeżyj, przemyśl. I pamiętaj, że decyzja należy do ciebie. Podejmij ją odpowiedzialnie. Te słowa nasunęły mi się po lekturze całej książki oraz kończących ją słów Urszuli Jaworskiej.   

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i Wydawnictwu Filia.



Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”, Grunt to okładka".

30 komentarzy:

  1. Niezwykła powieść, jak dotąd najlepsza w dorobku autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, a ja nie potrafię określić, która najlepsza, bo dla mnie wszystkie są świetne:)

      Usuń
  2. Co widzę w postach recenzję tej książki, to same pozytywne oceny. A tu jeszcze cyrysia pisze, że to najlepsza książka autorki - wpisuję na listę MUST HAVE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to naprawdę jest dobra książka, więc pozytywne oceny są jak najbardziej zasłużone:) Dobrze zrobiłaś;)

      Usuń
  3. Nie wiem, ale ta książka po prostu ma w sobie jakąś przyciągającą magię, która sprawia, że CHCE się ją natychmiast przeczytać. Bardzo się cieszę, że będę ją miała w swojej biblioteczce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci więc, żebyś czuła tę magię podczas czytania:)

      Usuń
  4. Rozczarowałam się - i to bardzo - książką "Szkoła żon" Magdaleny Witkiewicz i obecnie nie mam ochoty na jej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, choć myślę, że akurat tą mogłaby Cię znów do siebie przekonać:)

      Usuń
  5. Wszędzie jest ta książka, niedługo znajdę ją w mojej lodówce ;D żartuje oczywiście, ale widzę zdominowała blogosferę. Ja będę trzymała się swojego i póki co nie potrzebuje tej książki, Dawcą jestem od dawna. O przyjaźni kobiet już się naczytałam. Więc podziękuje :) ale cieszę się, że na tobie kochana wywarła tak pozytywne wrażenie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobacz, to okazuje się, że jest coś, czego jeszcze o Tobie nie wiedziałam:)

      Usuń
  6. Wspaniała powieść, która skłoniła mnie do wielu refleksji. Polecam ją wszystkim kobietom i nie tylko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, trudno nie oddać się rozmyślaniom w czasie lektury.

      Usuń
  7. Pięknie o niej napisałaś. Chyba nie wytrzymam do premiery!

    OdpowiedzUsuń
  8. To już chyba z 10 recenzja tej książki, jaką dzisiaj czytam. Przyznam, że mam chęć na ,,Pierwszą na liście", ale chyba poczekam aż trochę minie na nią szał i wtedy po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O książce jest ostatnio bardzo głośno, na pewno będę ją chciała przeczytać, temat przeszczepu szpiku i dawców jest nam bardzo bliski, miedzy innymi moja chrześnica w lutym będzie dawcą szpiku dla dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trzymam mocno kciuki, żeby wszystko poszło dobrze:)

      Usuń
  10. Genialna książka. Moja recenzja w poniedziałek, ale będzie mega pozytywna!

    OdpowiedzUsuń
  11. NA PEWNO przeczytam tę książkę! Muszę koniecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuję się zachęcona.. Może po "Pensjonacie marzeń" znów poczuję coś pozytywnego, bo pozostałe książki autorki uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Założę się, że tak właśnie będzie:) Tu są zupełnie inne emocje, niż w "Pensjonacie".

      Usuń
  13. Czytałam tę powieść, znakomita. Mnie z kolei nasunęła się taka refleksja, a raczej uświadomienie, że ta książka jest w stanie uratować komuś życie, wystarczy, że jeden czytelnik po głębokim przemyśleniu zechce zostać dawcą szpiku, a być może uratuje choć jedno życie, może nawet kilka, czy kilkanaście i to jest absolutnie wyjątkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak, jeden czytelnik, a może zrobić bardzo wiele:)

      Usuń
  14. Piękna powieść! Ja wręcz ją chłonęłam strona za stroną. Niezapomniane przeżycia. Zdecydowanie polecam ją każdemu ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.