Elżbieta Cherezińska „Legion”, zysk i S-ka 2013, ISBN
978-83-7785-377-1, stron 800
Historię piszą zwycięzcy... Jakże gorzko w obliczu polskich
dziejów, zwłaszcza drugiej połowy XX wieku, brzmią te słowa. I jak
niesprawiedliwe jest to, że jedynej polskiej jednostce wojennej, która
przetrwała i odniosła sukces – choć musiał mieć wyjątkowy paskudny smak, bo nie
o takie zwycięstwo przecież walczyła – dołożono tak czarną legendę, że na lata
skazano ją nawet nie na zapomnienie, a bardziej na unicestwienie. Bo dlaczego
mówi się tyle o Armii Krajowej, a o Brygadzie Świętokrzyskiej nie? A
przynajmniej ja o niej nie słyszałam – choć to akurat nie jest dobry
wyznacznik; już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że im bardziej pasjonuje
mnie historia i im więcej lektur jej poświęconych czytam, tym mocniej
uświadamiam sobie, jak ogromne mam braki i jak wiele jeszcze przede mną do
odkrycia. Na szczęście są takie książki, jak „Legion”, dzięki którym ten
istotny fragment polskiej historii jawi się przed oczami jak żywy. A przede
wszystkim jak żywi stają przed nami ci, którzy go tworzyli i których nazwiska
powinny być wszystkim dobrze znane.
Władysław Marcinkowski „Jaxa”, inżynier. Leonard
Zub-Zdanowicz, pseudonim „Dor”, a później „Ząb”, prawnik. Władysław Kołaciński
„Żbik”, bosman. Postaci autentyczne i bohaterowie „Legionu”, ci główni, choć
oczywiście nie jedyni. Różna była ich przynależność: i AK, i Obóz
Narodowo-Radykalny, i Związek Jaszczurczy, wreszcie Narodowe Siły Zbrojne, z
których rekrutowała się Brygada Świętokrzyska. Las należał do nich, nie mieli
sobie równych. Nigdy nie skręcili z raz obranego kursu, od samego początku
wojny twierdzili, że wrogiem jest nie tylko Hitler – dla nich Stalin wcale nie
był sojusznikiem, ani tym bardziej wyzwolicielem. Dlatego też liczyli tylko na
sobie, nie czekali na broń i zaopatrzenie od nikogo, ani od rządu w Londynie,
ani od Moskwy. Tyle mieli, co sami zdobyli. Podczas marszu na Zachód, gdy
próbowali dotrzeć do armii gen. Andersa, oswobodzili kobiety uwięzione w
niemieckim obozie koncentracyjnym w Czechach, przygotowanym już do spalenia na
wejście Amerykanów. Oryginalną pochwałę miał dla nich sam generał George Smith
Patton, szkoda tylko, że on w swoich poglądach był osamotniony...
Można chyba powiedzieć, że „Legion” jest powieścią drogi, bo
przedstawia drogę, jaka wiodła do utworzenia Brygady oraz drogę, jaką ona sama
pokonała. To powieść o życiu partyzantów, która doskonale oddaje ich codzienną
egzystencję: wykańczające marsze, czasem i po kilkadziesiąt kilometrów
dziennie; niezliczone potyczki z oddziałami wroga – i to każdego rodzaju:
niemieckiego, sowieckiego, polskiego także, już w barwach komunistów; przerwy
na sen liczone w minutach; chłód przejmujący do szpiku kości. Nie bez powodu
utwór ten liczy sobie osiemset stron, a mogę zapewnić, że ani jedna nie jest tu
zbędna. Cherezińska przeczytała tysiące stron dokumentów, by oddać fenomen
Brygady. I w pełni jej się to udało – ba, sama stworzyła fenomen. Najpierw
poznajemy realia, które ukształtowały żołnierzy i dzięki temu rozumiemy,
dlaczego znaleźli się właśnie w tej Brygadzie. Pióro autorki, dzięki któremu
nadała im życia, sprawiło jednocześnie, że w czytelniku rodzą się większe lub
mniejsze sympatie. Nie ma co ukrywać, że moim ulubieńcem został Zub-Zdanowicz
ze swoją charakterystyczną brwią; polubiłam też Żbika, za to nie mogłam się
przekonać do Jaxy – tak jak on nie okazywał swoich uczuć, tak ja nie mogłam
pozbyć się wobec niego jakiegoś uprzedzenia. Choć i tak moje serce skradł Arek,
mały chłopiec, który widział o wiele więcej, niż powinno widzieć dziecko w jego
wieku. I mimo tego, że jego skłonności do aktorstwa oraz podejście do życia
mogą bawić, to tak naprawdę przerażające jest to, że musiał tak szybko dojrzeć
i radzić sobie, jak umiał, by przetrwać. Wspomnę jeszcze, że choć mamy do
czynienia z opartą na faktach powieścią wojenną, to cieszę się, że Cherezińska
nie uciekała od humoru i ironii, dzięki którym odjęła historii trochę z jej
brązu, a przydała pełnokrwistości.
Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z lekturą „Legionu”, ale za to mogę sobie pogratulować intuicji, dzięki której go kupiłam. Choć muszę przyznać, że początek nie był łatwy – gubiłam się nieco w bohaterach, których wydawało mi się zbyt dużo do ogarnięcia; przeszkadzał mi także forma: te krótkie zdania, a czasem nawet równoważniki zdań. Z czasem jednak całkowicie przestałam na to zwracać uwagę, odnalazłam swój rytm czytania, a i formę doceniłam, dostrzegając jej niezaprzeczalny walor, jakim jest fakt, że Elżbieta Cherezińska stworzyła w gruncie rzeczy gotowy materiał, wręcz nawet scenariusz, na film (lub serial. I życzmy sobie, żeby ktoś zechciał go nakręcić, bo powinien z tego wyjść kawał dobrego kina). O pełni swoich przemyśleń na temat samej Brygady Świętokrzyskiej i jej późniejszych losów, przedstawionych w „Napisach końcowych”, nie będę pisać, bo za wiele bym może zdradziła, wspomnę więc jeszcze tylko, że „Legion” weryfikuje myślenie o polskiej historii, a zarazem sprawia, że czuje się przymus jej dalszego poznawania. Ale róbmy to w sposób, do jakiego zachęca sama autorka: „Cieszmy się naszą historią. Poznawajmy ją z ciekawością i radością. Pomniki zamieniają bohaterów w kamień, a historię czynią twardą i nieprzystępną. Opowieści mogą otwierać przeszłość i oddawać ludziom/historii życie. Bierzmy je takim, jakie było. W nas też jest Las” (str. 800). Teraz mam zamiar poznać inne powieści Elżbiety Cherezińskiej z dziedziny, która jest jej specjalnością, czyli średniowiecza. Nie wiem, jak wypadną, i jak dalej potoczy się rok, ale już teraz wiem, że ta autorka za sam „Legion” jest pewną kandydatką do mojego tytułu „odkrycie roku”.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Polacy nie gęsi”.
Też uświadamiam sobie jak mało wiem z historii, im więcej czytam. A o Brygadzie Świętokrzyskiej nie słyszałam wcześniej... więc tym chętniej sięgnę po książkę!
OdpowiedzUsuńCzyli koniecznie musisz poznać "Legion":)
UsuńA ja już dawno obiecałam sobie, że poznam pióro tej autorki. Muszę przestać zwlekać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie musimy przestać zwlekać obie, ja z jej innymi książkami;)
UsuńMoja bliska koleżanka ma tę książkę i nawet parę razy próbowała nakłonić mnie do jej przeczytania, ale jakoś nie potrafiłam się zdecydować. Jednak dziś po twojej recenzji chyba zmienię zdanie w tej kwestii :) Obym tylko nie żałowała tej decyzji.
OdpowiedzUsuńAle zobacz, skoro już dwie osoby Cię do tego namawiają, to znaczy, że coś w tej książce musi być;)
UsuńJeszcze nie przeczytałam, ale na pewno to zrobię, bo Chrezińska pisze rewelacyjnie:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, bo inaczej się nie da;)
UsuńCzytałam i wiele z niej skorzystałam. To rzetelnie zaprezentowana historia tych, którzy bronili ojczyzny przed nowym porządkiem.
OdpowiedzUsuńKsiążka mogła by być lekturą na lekcji historii a nawet powinna być.
Słuszna uwaga, na pewno historia Brygady w tej wersji jest łatwiejsza dla przyswojenia.
UsuńAutorki nie znam, ale do książek historycznych niedawno się przekonałem. Rozejrzę się.
OdpowiedzUsuńJa z każdą jedną przekonuję się coraz bardziej;)
UsuńHmm wiesz, że jak wojna, to już nie ja.. szkoda :(
OdpowiedzUsuńNo wiem;)
UsuńPowinni, bo niby dlaczego ma być to prezent tylko dla panów?;)
OdpowiedzUsuń