Magdalena Witkiewicz „Pierwsza na liście”, Filia 2015, ISBN
978-83-7988-330-1, stron 352
Co byś zrobiła, gdyby na twoim progu stanęła nieznajoma
dziewczyna, będąca posłańcem z przeszłości, o której tak bardzo chciałaś
zapomnieć, że prawie udało ci się wyrzucić ją z pamięci? Nie lubiłaś wspominać,
o nie, bo jak można lubić wracać myślą do swoich porażek, tragedii, bólu? W
twoim życiu nie brakowało żalu, ale wydobyłaś się z niego, poszłaś naprzód i
rzuciłaś się w wir pracy. Czy zrobiłaś karierę? Chyba można to i tak nazwać,
jeśli uznamy, że karierą jest niszczenie życia innych ludzi. Ale skoro nie byli
święci, a znajdowali się na świeczniku, to ktoś musiał powiedzieć o tym innym –
padło na ciebie. Zresztą, nie oszukujmy się, życie jest brutalne, o czym nie raz
się już przekonałaś. Los cię nie oszczędzał, wręcz cię krzywdził. Skoro więc nie masz
za co być mu wdzięczna, to będziesz myśleć tylko o sobie, żyć tak, jak ci się
zamarzy. Egoistka? Pewnie tak, choć hedonistka brzmi ładniej. Na swoją obecną
pozycję ciężko pracowałaś, masz swój rytm godzin, dni, kolejnych tygodni. I
teraz nagle, dzięki stojącej przed drzwiami Karoli, zziębniętej, przemokniętej
od deszczu, dociera do ciebie, że oto masz drugą szansę, masz nowy czas, by
zagoić stare rany. Bo możesz sobie wmawiać, że jesteś twardą zawodniczką, ale
gdzieś w środku ciebie tkwi poraniona dziewczyna, która chciałaby mieć się do
kogo przytulić...
Mam wrażenie, że „Pierwsza na liście” jednocześnie jest i
nie jest podobna do poprzednich powieści autorki. Podobna jest o tyle, że jej
bohaterkami znowu są kobiety, które może już spotkałaś na swojej drodze, może
dopiero spotkasz, a może sama przeżyłaś już to, co one. Pisarka kolejny raz
uświadamia tobie, mnie i każdej kobiecie z osobna, że tak naprawdę jesteśmy
chyba niezniszczalne. Jak mocno by nas los nie doświadczał, po kolejnym upadku
znów stajemy na nogi, wygrzebujemy skądś jakieś resztki sił, by mierzyć się z
następnym dniem. Łatwo nie jest, a
jednak trzymamy się tej nadziei, że jutro będzie lepiej; wierzymy, że
tak musi być, że limit nieszczęść kiedyś się wreszcie wyczerpie i pojawią się pierwsze
promyki słońca. A wiesz, skąd ona to wie? Po prostu bacznie przygląda się
światu i ludziom, i widzi, jak jest. A potem przelewa swoje obserwacje na
papier i wysyła swoje przesłanie w świat. Do ciebie, do mnie, do każdego, kto
jest na nie gotowy...
Witkiewicz nie boi się korzystać ze zwyczajności. Doskonale
wie, że życie to obdarzony nieograniczoną wyobraźnią scenarzysta, więc nie waha
się sięgać do jego zasobów. Dlatego napisałam, że „Pierwsza na liście” jest i
nie jest podobna, ponieważ tutaj po raz pierwszy pojawił się temat niezwykle
istotny, który sprawił, że tę powieść określiłabym jako zaangażowaną
społecznie. Porusza temat chorób oraz trudnych życiowych wyborów, jakie wiążą
się z możliwością bycia dawcą szpiku. Jednak nawet tutaj widzę przejaw tej
zwyczajności. Bo jakkolwiek w wymiarze jednostkowym wiadomość o diagnozie - a
mam tutaj na myśli choroby niezwykle poważne, jak nowotwory - na pewno jest
swoistym końcem świata, a już z pewnością świata, jaki do tej pory się znało i
w jakim funkcjonowało, to jednak dzieje się niestety tak, że tych chorób wokół
nas jest tak dużo, że powszednieją. A to jest jeszcze bardziej przerażające.
Pisarka z taktem i wyczuciem opowiada o dylematach i problemach z tym związanych.
A ja całym tym tekstem próbuję pokazać, jak bardzo cenię sobie u niej to
trzymanie się realiów. Lubię mieć świadomość, że autor wie, o czym pisze, że
coś przeżył, że nie ucieka się do wymyślania historii nieprawdopodobnych, w
których trudno się odnaleźć, w które nie da się zaangażować. Magdalena
Witkiewicz zapewniła mi solidną dawkę prawdziwie życiowych emocji: trochę
frustracji przeplatanej śmiechem; sporo bolesnych, ale też i oczyszczających
łez. Choć cieszę się, że były one spowodowane tylko fabułą literacką, bo nie
chciałabym przeżywać ich osobiście, przynajmniej części z nich na pewno
nie...
Długo zastanawiałam się, co napisać na zakończenie.
Stwierdziłam, że najlepsze będzie takie małe przesłanie, tak jak ma je
„Pierwsza na liście”: przeczytaj, przeżyj, przemyśl. I pamiętaj, że decyzja
należy do ciebie. Podejmij ją odpowiedzialnie. Te słowa nasunęły mi się po
lekturze całej książki oraz kończących ją słów Urszuli Jaworskiej.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i
Wydawnictwu Filia.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”, Grunt to okładka".
Niezwykła powieść, jak dotąd najlepsza w dorobku autorki.
OdpowiedzUsuńKurczę, a ja nie potrafię określić, która najlepsza, bo dla mnie wszystkie są świetne:)
UsuńCo widzę w postach recenzję tej książki, to same pozytywne oceny. A tu jeszcze cyrysia pisze, że to najlepsza książka autorki - wpisuję na listę MUST HAVE!
OdpowiedzUsuńBo to naprawdę jest dobra książka, więc pozytywne oceny są jak najbardziej zasłużone:) Dobrze zrobiłaś;)
UsuńNie wiem, ale ta książka po prostu ma w sobie jakąś przyciągającą magię, która sprawia, że CHCE się ją natychmiast przeczytać. Bardzo się cieszę, że będę ją miała w swojej biblioteczce:)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci więc, żebyś czuła tę magię podczas czytania:)
UsuńRozczarowałam się - i to bardzo - książką "Szkoła żon" Magdaleny Witkiewicz i obecnie nie mam ochoty na jej książki.
OdpowiedzUsuńRozumiem, choć myślę, że akurat tą mogłaby Cię znów do siebie przekonać:)
UsuńWszędzie jest ta książka, niedługo znajdę ją w mojej lodówce ;D żartuje oczywiście, ale widzę zdominowała blogosferę. Ja będę trzymała się swojego i póki co nie potrzebuje tej książki, Dawcą jestem od dawna. O przyjaźni kobiet już się naczytałam. Więc podziękuje :) ale cieszę się, że na tobie kochana wywarła tak pozytywne wrażenie :))
OdpowiedzUsuńNo zobacz, to okazuje się, że jest coś, czego jeszcze o Tobie nie wiedziałam:)
UsuńWspaniała powieść, która skłoniła mnie do wielu refleksji. Polecam ją wszystkim kobietom i nie tylko!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, trudno nie oddać się rozmyślaniom w czasie lektury.
UsuńPięknie o niej napisałaś. Chyba nie wytrzymam do premiery!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)
UsuńTo już chyba z 10 recenzja tej książki, jaką dzisiaj czytam. Przyznam, że mam chęć na ,,Pierwszą na liście", ale chyba poczekam aż trochę minie na nią szał i wtedy po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest teraz wysyp jej recenzji;)
UsuńO książce jest ostatnio bardzo głośno, na pewno będę ją chciała przeczytać, temat przeszczepu szpiku i dawców jest nam bardzo bliski, miedzy innymi moja chrześnica w lutym będzie dawcą szpiku dla dziecka.
OdpowiedzUsuńTo trzymam mocno kciuki, żeby wszystko poszło dobrze:)
UsuńGenialna książka. Moja recenzja w poniedziałek, ale będzie mega pozytywna!
OdpowiedzUsuńInna być przecież nie może:)
UsuńOj mam na nią ochotę! :)
OdpowiedzUsuńTo musisz koniecznie zdobyć i przeczytać:)
UsuńNA PEWNO przeczytam tę książkę! Muszę koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że musisz:)
UsuńCzuję się zachęcona.. Może po "Pensjonacie marzeń" znów poczuję coś pozytywnego, bo pozostałe książki autorki uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńZałożę się, że tak właśnie będzie:) Tu są zupełnie inne emocje, niż w "Pensjonacie".
UsuńCzytałam tę powieść, znakomita. Mnie z kolei nasunęła się taka refleksja, a raczej uświadomienie, że ta książka jest w stanie uratować komuś życie, wystarczy, że jeden czytelnik po głębokim przemyśleniu zechce zostać dawcą szpiku, a być może uratuje choć jedno życie, może nawet kilka, czy kilkanaście i to jest absolutnie wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak, jeden czytelnik, a może zrobić bardzo wiele:)
UsuńPiękna powieść! Ja wręcz ją chłonęłam strona za stroną. Niezapomniane przeżycia. Zdecydowanie polecam ją każdemu ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100 procentach:)
Usuń