Weronika Wierzchowska „Szukaj mnie”, Prószyński i S-ka 2014,
ISBN 978-83-7961-007-5, stron 408
Julia Jasińska pędzi życie beztroskiej singielki z wielkiego
miasta. Mieszka z kotem, który oczywiście uważa się za jej pana i właściciela
mieszkania, nie na odwrót. Gary towarzyszy jej w wieczorach snutych przy
butelce wina i w oczekiwaniu na poranki, kiedy trzeba wstać do pracy. I tak
dzień za dniem w korporacyjnej rzeczywistości. Monotonię codzienności
przerywają jedynie spotkania z przyjaciółkami, choć i one zazwyczaj wyglądają
tak samo: Ola narzeka na swojego byłego męża, który zostawił ją z dwójką
dzieci, a Anię obydwie z Julią próbują odwieść od trwającego dziewięć lat
związku z facetem, któremu ani w głowie rozwód z żoną – oraz wydarzenia
zupełnie niecodzienne, jak pogrzeb ciotki Aurelii. Starsza pani zostawia jej
pudła z rodzinnymi pamiątkami oraz fragment dziennika praprababki, a wraz z nim
zadania do wykonania. Pierwsze jest dosyć łatwe, te następne wymagają już od
Julii większego zaangażowania. Podejmuje się go jednak z chęcią, bo życie
Józefy Jasińskiej wciąga ją coraz bardziej. Czy podróż w przeszłość da Julii
możliwość przebudowania swojego życia i skupienia się na tym, co naprawdę
ważne?
Jak wspomniałam, bardzo lubię opowieści dziejące się na
różnych planach czasowych. Zazwyczaj bohater żyjący współcześnie poznaje
historię swojej rodziny lub odkrywa jakieś inne tajemnice z przeszłości. Nie
inaczej postąpiła autorka, dając swojej wiodącej postaci możliwość dotarcia do
swoich korzeni. Julia Jasińska trwoni czas na błahostki i nagle los zsyła jej
niespodziankę w formie nietypowego spadku – ma skompletować cały pamiętnik
swojej antenatki. Wraz z jego pierwszą częścią, wkraczamy w świat powolnego
schyłku XIX wieku, a mianowicie do roku 1877 i poznajemy młodą dziewczynę,
Józię, która przyjeżdża ze wsi do Warszawy, by znaleźć zatrudnienie.
Zamieszkuje u wujostwa i zaczyna szukać pracy, a że jest lato, to o zajęcie dla
takiej młodej panny łatwo nie jest. W końcu los się do niej uśmiecha i zostaje
damą do towarzystwa pewnej starszej pani. Najczęściej dzieje się tak, że w tego
typu powieściach zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie te fragmenty
historyczne, a nie współczesne. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że tym
razem tak się nie stało. Weronika Wierzchowska miała świetny pomysł na harmonię
obu części, a ta dziejąca się aktualnie ma tę zaletę i jej największym atutem
jest to, że pojawił się element gry. Julia musi postępować zgodnie ze
wskazówkami zmarłej ciotki, jeśli chce znaleźć następne stronice z dziennika
Józi. Sporo więc się dzieje, a odkrywanie kolejnych fragmentów układanki staje
się naprawdę pasjonujące. Brawa należą się autorce za pomysł i za to, że jej
czytelnik, czyli ja, nie musiał napisać, że część współczesna jest gorsza w
stosunku do historycznej.
A jak wygląda właśnie ta historyczna? Dobrze. Widać, że
autorka solidnie się przygotowała i szczegółów dziewiętnastowiecznych realiów
nie pozostawiła samym sobie. Życie Józi uczyniła ciekawym, tak że śledzi się je
z wielkim zainteresowaniem. Tym bardziej więc żałuję, że Wierzchowska nie
pokusiła się choćby o najmniejszą, ale jakąkolwiek, stylizację języka na taki,
jakim się wówczas posługiwano, albo chociaż zbliżony – tak aby nadal dobrze się
czytało, ale by jednak pamiętnik przodkini odróżniał się od relacji Julii.
Patrząc na język całości, uważam, że autorka podołałaby takiemu zadaniu. To
jest właśnie to moje największe zastrzeżenie. Tu naprawdę aż się prosiło o inny
ton narracji, a jeśli już tego zabrakło, to można było chociaż wyeliminować
niektóre wyrazy, bo one zwyczajnie nie pasowały – nie wiem, ale w XIX wieku
chyba nie było w powszechnym użyciu słowo „wkurzać”? A Józia się wkurzała.
Choćbym bardzo przymykała oko, to miejscami i tak było nienaturalnie i bardzo
tej stylizacji brakowało. I zdania nie zmienię. Mam oczywiście świadomość, że
nie byłaby to sprawa prosta, ale szkoda, że autorka chociaż nie spróbowała,
chociaż odrobinę.
Mimo wszystko nie żałuję czasu poświęconego na lekturę
„Szukaj mnie”. Jest to powieść pełna emocji oraz realiów historycznych, a takie
zawsze znajdą u mnie miejsce. Zachęcam do poznania losów Józi, odważnej,
dzielnej i nietuzinkowej kobiety, której przyszło żyć w niełatwych czasach. A
jednak wykazała się siłą, która pozwoliła jej u schyłku życia powiedzieć sobie,
że doświadczyła spełnienia.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Ja nie wiem, jaki powinien być ton narracji w XIX wieku, gdyż praktycznie wcale nie czytuje książek historycznych, więc nie mam rozeznania, dlatego też oceniłam tę książkę znacznie bardziej pozytywnie niż ty.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja w sumie też nie wiem, bo to nie moja ulubiona epoka, ale czytając, nasunęło mi się skojarzenie choćby z prozą Anny J. Szepielak, u niej jest ta stylizacja, której się tak uczepiłam;)
Usuńhmm, nie wiem ja się jeszcze chyba zastanowię nad tą książką, nie jestem do końca przekonana, czy by mi się podobała..
OdpowiedzUsuńMoimi uwagami na temat języka się nie zrażaj, może to tylko moje czepialstwo. Ale już nad fabułą musisz pomyśleć sama, czy by Ci się spodobała;)
UsuńNo i mam mieszane uczucia, skoro masz kilka zastrzeżeń to mnie już odbija od chęci przeczytania;) w dodatku tak nieoficjalnie postanowiłam wziąć się i przeczytać książki z tamtego roku ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to ja też powinnam trochę swoich zaległości nadrobić;)
UsuńStylizacja językowa jest bardzo ważna i na pewno taka niedbałość kłuje w oczy. Mimo wszystko jednak przeczytałabym tę książkę.
OdpowiedzUsuńI dobrze, bo nie chciałam zniechęcać;)
UsuńTym razem nie skorzystam z proponowanej przez Ciebie książki, chociaż recenzja jak zwykle świetna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie;)
UsuńPierwszy raz widzę ten tytuł, ale mimo wad dałabym szansę tejże książce.
OdpowiedzUsuńMoże to, co ja uznałam za wadę, Tobie nie będzie przeszkadzać:)
UsuńKsiążkę przeczytałam. Polecam! Na leniwe wieczory idealna, chociaż nie tylko :)
OdpowiedzUsuń