Małgorzata Szejnert „Śród żywych duchów”, Znak 2012, ISBN
978-83-240-2212-0, stron 400
W książce Jarosława Molendy „Polki przeklęte?” spotkałam się
po raz pierwszy z nazwiskiem Danuty Siedzikówny pseudonim „Inka”. Ta
sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej została zamordowana w 1946
r., gdy miała niespełna 18 lat. W 2014 r. media informowały o poszukiwaniach
ciał m. in. właśnie Inki, które najprawdopodobniej zakończą się sukcesem i
Danuta Siedzikówna doczeka się wreszcie nie symbolicznego, ale prawdziwego
grobu i należytego oddania jej czci. To wraz z historią Inki zaczęłam się
interesować tym drastycznym i brutalnym wycinkiem z dziejów polskiej historii,
czyli latami po zakończeniu II wojny światowej. Z tym że lektury, jakie
ostatnio pochłaniam, skłaniają mnie do wniosku, że ona się wcale nie skończyła,
a przynajmniej nie w naszym kraju – ona tylko zmieniła swoje oblicze i
przybrała postać wojny domowej.
Nowe władze ludowe, chcąc umocnić się na swoich
stanowiskach, obrały jeden cel: całkowicie wyeliminować, czy inaczej: fizycznie
unicestwić, wrogów politycznych. Mówili o nich: „wyrodki, wyrzutki, dywersanci,
podżegacze, zdrajcy, spiskowcy, bandyci, pachołkowie, szpiedzy do trzeciej
potęgi, mary przeszłości, faszyści, elementy, wrzód” (i wiele innych określeń),
którzy chcieli „mordować skrycie ludzi wiernych narodowi polskiemu i sprawie
sprawiedliwości społecznej; sprzedać swoją ojczyznę, swój naród, swój kraj”,
mając przy tym wsparcie „agentur imperializmu, wrogów klasowych, reakcyjnej
emigracji, dyplomatów anglosaskich i francuskich” (str. 221-222, z przemówienia
prokuratora Wojska Polskiego, płk. S. Zarakowskiego). Trzeba przyznać, że
postawiony sobie cel realizowano bezwzględnie i dosłownie: najpierw mordowano z
zimną krwią, a potem w tajemnicy grzebano, nie tylko nie wydając rodzinom ciał,
ale nawet ich o tym nie informując. „Trudno pogodzić się z myślą, że raz na
zawsze wymazany zostanie jedyny materialny ślad, który przedłuża istnienie
ludzkie i nadaje mu wyrazistszą trwałość w pamięci ludzkiej” (str. 12-13, za:
Gustaw Herling-Grudziński „Inny świat”). I o właśnie o tym jest ta książka: o
poszukiwaniu ciał pomordowanych.
„Śród żywych duchów” Małgorzaty Szejnert ukazało się po raz
pierwszy w 1990 r. nakładem londyńskiego wydawnictwa – w Polsce nie było
jeszcze wtedy na to warunków. Jest efektem półtora roku badań reportażystki,
która w 1988 r. postawiła sobie pytanie: co się działo ze skazanymi na śmierć
już po wykonaniu wyroków i gdzie ich grzebano? Na pytanie, dlaczego nie mogły
ich pochować rodziny, odpowiedzieć prościej – ustami Jana Olszewskiego: „Nigdy
nie wydawano bliskim tych zwłok. To stanowiło dodatkową karę dla skazanych i
rodzin”; Anieli Steinbergowej: „Oni mieli zniknąć bez śladu. Łatwiej zatrzeć
pamięć, kiedy nie ma grobu. Podczas procesów rehabilitacyjnych kładziono
wiązanki na ławach podsądnych, których stracono przed paru laty, a teraz
zwalniano z zarzutów. Nie było innego miejsca, gdzie by je można położyć. O to
właśnie chodziło. Żeby nie było żadnego miejsca na kwiaty”; czy Wacława
Glutha-Nowowiejskiego: „Żadna ze znanych mi rodzin, których bliscy zostali
straceni, nie dowiedziała się nigdy, gdzie leżą” (str. 9-10). Szejnert podąża
śladem pierwszych informacji o nocnym grzebaniu na starym cmentarzu i tzw.
„polu Bokusa” na Służewiu, by później trafić na wiadomości o kwaterze „Ł”,
zwanej „łączką”, na Powązkach. Samo poszukiwanie miejsc, gdzie grzebano
straconych, nie przesłania na kartach książki jednego: to nie była „masa”, jak
chcieli ją widzieć i traktowali oprawcy, to byli pojedynczy ludzie, jednostki,
które miały rodzinę; mężczyźni, którzy byli synami, mężami, braćmi, ojcami.
Wśród nich ci najbardziej znani, jak rotmistrz Witold Pilecki oraz generał Emil
Fieldorf „Nil” czy Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” (to jego podkomendną była
Inka) oraz wielu, wielu innych – mężczyźni, którzy zostali sprowadzeni do
nazwiska na wyroku (a czasem nawet i to nie), a dla bliskich byli
najukochańszymi: Jankiem, Kaziem, Stasiem, Tadziem czy Heniem... By jeszcze
bardziej to podkreślić – by nie zapominać, że każda jedna śmierć była czyimś
dramatem – w książce znalazły się zdjęcia niektórych straconych w otoczeniu
bliskich, gdy byli jeszcze zwyczajnie szczęśliwi...
Ta książka z samego założenie miała być wstrząsająca i
inaczej nie da się jej odebrać. Szokuje jako całość, ale czasem i nawet
pojedynczymi zdaniami, gdy dotrze do czytelnika pełnia grozy w nich zawarta.
Przeraża to, że więźniów na ostatnią drogę wyprowadzano po kilku, a strzały
następowały co pięć minut; zadziwia to, że czasem aresztowano całe rodziny, np.
żonę oskarżonego, jej dwie siostry, jego dwóch braci i „innych krewnych. W
początkowym okresie śledztwa na Mokotowie siedziało szesnastu członków rodziny
bliższej i dalszej” (str. 298). Wstrząsa to, że wszyscy byli tak bardzo młodzi
– niektórzy nie mieli nawet tylu lat, co ja teraz – i mieli całe życie przed
sobą. A kończyło się strzałem w tył głowy i wrzuceniem nagich do dołów... Jak
tak można było?! Nigdy tego nie pojmę, tak jak nie zrozumiem, jak można było
nie rozliczyć tych, którzy decydowali o egzekucjach i je wykonywali...
Przez pierwsze dwie części książki pojawiały się myśli, że
szkoda, iż nie dodano aktualnych informacji o pochówkach. Z czasem jednak
doszłam do wniosku, że dobrze jest tak, jak jest. Po pierwsze dlatego, że „Śród
żywych duchów” jest dokumentem i kroniką tamtych dni, tamtego czasu. Widać – o
czym pisze sama autorka – jaki panował wówczas klimat polityczny i społeczny
wokół tej kwestii, jak świadkowie bali się mówić, by otworzyć się (albo nie)
dopiero z czasem. Według mnie, upływ czas wcale tej książce nie zaszkodził i
reportaż w postaci dziennika przepełnionego zaangażowaniem autorki czyta się z
niesłabnącym zainteresowaniem. Zakładam, że gdyby Szejnert zdecydowała się na
aktualizację wiedzy na temat pomordowanych, musiałaby chyba powstać nowa
publikacja. I drugim argumentem za pozostawieniem pierwotnej formy jest to, że
stanowi ona przekonujący punkt wyjścia do swoich poszukiwań, do tego, by
dowiedzieć się, co było dalej. Bo ta historia ciągle jeszcze się nie skończyła
– pytanie brzmi raczej, czy kiedykolwiek uda się ją zakończyć, czy da się
odnaleźć i zidentyfikować wszystkich poległych...?
„Śród żywych duchów” nie było łatwą lekturą, ale za to dla
mnie w każdy sposób wielką. Nie bez powodu Norman Davies napisał o niej:
„Niezwykły nagrobek wystawiony polskim bohaterom”. Chciałabym, żebyście ich
poznali, tak jak ja to od niedawna robię, dlatego gorąco namawiam do
przeczytania ich historii widzianej oczami Małgorzaty Szejnert, tej, która ich
szukała.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Grunt to okładka”,
„Polacy nie gęsi”.
Ja raczej nie skorzystam, ale może mój tata zainteresuje się tą książką? Pokaże mu twoją recenzję, a potem niech sam zdecyduję.
OdpowiedzUsuńJak tylko Twój tata interesuje się historią, to myślę, że będzie to dla niego odpowiednia lektura.
UsuńLubię czytać reportaże, a i temat przedstawiany w tej książce jest ciekawy, więc będę mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńGorąco namawiam, mnie zachwycił do tego stopnia, że właśnie przyniosłam sobie z biblioteki inną książkę autorki;)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać zarówno "Śród żywych trupów", jak i "Polki przeklęte". Będzie to na pewno bolesna i trudna lektura, ale nie mam wątpliwości, że warto.
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że mamy takie samo zdanie na ten temat:)
UsuńJak dobrze, że takie książki powstają i dają tyle do myślenia. Tematyka rzeczywiście szokująca, ale trzeba o tym pisać, by kolejne pokolenia nie zapomniały.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, pamiętać, to chyba najlepsze, co możemy dla tych ludzi teraz robić.
UsuńKsiążka mądra, potrzebna, ale na ten moment dla mnie za trudna. Rozejrzę się za nią za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest to lektura, na którą trzeba wybrać właściwy moment, żeby w pełni ją docenić.
UsuńNie uciekam od trudnych tematów, a ten należy dla nas Polaków chyba do najtrudniejszych. Muszę przeczytać, szczególnie po takiej recenzji...
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie jest to temat najtrudniejszy, bo zazwyczaj w polskiej historii wrogiem był ktoś obcy, a tutaj takich cierpień dostarczali niby rodacy...
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńJeśli masz chwilkę i chęć zaczytaj się w "mój" romans zapraszam
http://xn--ksikowyromans-ksb99o.pl/archiwa/19
Opinie jak najbardziej widziane
Zajrzę, jeśli znajdę chwilę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZapraszam i dziękuje. Ja również uwielbiam obcować z książkami i stąd wzięła się moja pasja. Przejrzałam twoje propozycje niektóre czytałam a do niektórych teraz na pewno zajrzę
Usuńpozdrawiam
Miło mi, że znalazłaś tutaj coś dla siebie:)
UsuńTym razem tytuł nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńSzkoda.
UsuńWiesz, znasz mnie w końcu.. co teraz napiszę... ale wydaje mi się, że książka jest naprawdę świetna. Widać po emocjach bijących z twoje recenzji... Mam nadzieje,że kiedyś się przemogę :)
OdpowiedzUsuńPrzy "Upadłych damach" pisałam Ci, że pojawi się książka naprawdę trudna, i właśnie tę miałam na myśli.
UsuńKsiążka jak najbardziej dla mnie.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie bardzo, że są osoby, które podzielają moje upodobania:)
Usuń