Kimberley Freeman „Zatoka Latarni”, Nasza Księgarnia 2015,
ISBN 978-83-10-12590-3, stron 496. Premiera: 21.01.2015.
Początek XX wieku. Isabella Winterbourne jest tak
nieszczęśliwa, jak tylko może być kobieta, która straciła dziecko. Jej synek
Daniel żył tylko piętnaście dni; nie dana mu była szansa, by stać się słodkim
niemowlakiem, a potem ciekawym świata chłopczykiem. A Isabelli nie dano nawet
możliwości pożegnania się z nim i należytego przeżycia żałoby. Ale ona w niej
trwa, choć minęły już trzy lata, bo czas wcale nie leczy ran. Bólem reaguje na
słowa, że przecież jeszcze będzie miała dzieci – czy tak trudno pojąć, że może
i tak, ale to nie będzie Daniel, że jego nikt nie zastąpi? Młoda kobieta jest w
swoim żalu sama, rodzina męża i on sam uważają, że Isabelli wygodnie trwać w
takim stanie i że to ona sama nie chce zmienić swojego zachowania. Na pokładzie
statku, którym pani Winterbourne udaje się z Arthurem w podróż do Australii, by
przekazać pewien cenny dar, dociera do niej w pełni, że mąż jest jej całkowicie
obcy. Rozmyślania nad swoim losem przeplata z modlitwami, bo pogoda na oceanie
robi się coraz bardziej niespokojna. Aż wreszcie przychodzi przerażający
sztorm... Isabella budzi się na plaży. Jest sama.
Kimberley Freeman jest autorką powieści „Wzgórze Dzikich
Kwiatów”, które kiedyś przyciągały mnie jak magnes i nie puściły, dopóki ich
nie przeczytałam. Czy zauroczyła mnie okładka, czy zaintrygował opis, do dziś
nie umiem rozgryźć, skąd taki pęd do tej książki, ale intuicja mnie nie
zawiodła i „Wzgórze...” było jedną z najlepszych powieści przeczytanych przeze
mnie w 2013 r. Zapowiedź nowej książki autorki mnie zelektryzowała i czekałam
na nią z ogromną niecierpliwością. Rzuciłam wszystko inne, gdy ją dostałam i
pochłonęłam w przeciągu jednego dnia. I jestem pewna jednego: „Zatoka Latarni”
podzieli wyśmienity los swojej poprzedniczki i także zapisze się mojej pamięci
jako porywająca powieść.
Freeman konstruuje swoje opowieści na bazie dwóch płaszczyzn
czasowych, które w jakiś sposób łączą się ze sobą. Jako gorliwą wielbicielkę
fabuł historycznych, ekscytował mnie rok akcji jednej z nich: 1901. Z radością
przyznam od razu, że to, czego najbardziej obawiam się przy tego rodzaju
narracjach, czyli że część współczesną będę chciała przebrnąć jak najszybciej,
by wrócić do tej pochłaniającej mnie bardziej, tutaj nie wystąpiło. Autorka obydwie
warstwy skomponowała idealnie, tak dobierając cechy postaci oraz wydarzenia z
ich udziałem, że wszystko harmonijnie się uzupełniało. Można z pełnym
przekonaniem stwierdzić, że to, iż Freeman jest pisarką, nie jest dziełem
przypadku – ma talent i potrafi zrobić z niego użytek. Ku uciesze czytelników,
a zwłaszcza miłośniczek takich historii.
Myślę, że ogromne znaczenie w odbiorze ma także umiejętność
wiarygodnego kreowania emocji bohaterów. Australijka (urodzona w Londynie, od
trzeciego roku życia mieszkająca w Australii) czyni to w taki sposób, że
angażuje nas w ich losy i sprawia, że to, co oni przeżywają, staje się naszym
przeżyciem. W „Zatoce Latarni” wydaje się, że na pierwszy plan wysunie się
doświadczenie straty. Isabella traci dziecko, wyczekane i wytęsknione, które
miała przy sobie tak boleśnie krótko – Libby nagle staje w obliczu samotnego
życia, bez człowieka, który wypełniał jej świat przez dwanaście lat, nawet
jeśli wspólne chwile musieli kraść codzienności. Z czasem jednak okaże się, że
obie kobiety mają w sobie moc, która potrafi pomóc uporać się z traumami
przeszłości i ruszyć naprzód. Obie są silne jeszcze jednym: własną rodziną.
Szczególnie na przykładzie Libby Freeman pokazuje, że bliskie osoby mogą
dzielić mury wydawałoby się nie do obalenia, ale istnieje coś ponad nie - to
wspólnota wynikająca z więzów krwi, której nie da się ot tak przekreślić. I to
ona jest w stanie skruszyć ten narosły mur...
Kimberley Freeman swoją drugą książką wzięła mnie całkowicie
w swoje władanie. Poddałam się pięknu snutej przez nią opowieści. Wyobrażałam
sobie, że znajduję się obok latarni takiej jak okładkowa, a przed oczyma mam
wspaniały, australijski krajobraz, który tak bardzo chciałabym kiedyś zobaczyć.
To dzięki plastyczności pióra autorki mogłam przenieść się w czasy historycznej
i współczesnej Australii. I była to podróż niezapomniana.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Choć są w tej książce czasy historyczne (za którymi niezbyt przepadam), to jest również i współczesna Australia, a to powoduję, że mam ochotę poddać się tej podróży i poznać bliżej tę książkę.
OdpowiedzUsuńUczucia w wątku historycznym są na tyle uniwersalne, że spodobałyby Ci się, tak przypuszczam:)
UsuńCzekam na premierę, fabuła niezwykle zachęcająca do czytania!
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że fabuła ma jeszcze wiele innych ciekawych wątków, o których nie napisałam, żeby nie przedobrzyć;)
UsuńCzekam na nią z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię;)
UsuńLubię takie powieści, gdzie przeszłość z dobrze odzwierciedlonymi realiami historycznymi przeplata się ze współczesnością. Poza tym podoba mi się umiejscowienie akcji w Australii, to dopiero ciekawa czytelnicza podróż. :)
OdpowiedzUsuńCo prawda, to prawda. Wszystkie książki z Australią w tle są u mnie mile widziane:)
UsuńMatko, ta okładka mnie po prostu urzekła. I podczas czytania Twojej recenzji, poczułam klimat książki. Ta latarnia mnie kupiła.
OdpowiedzUsuńPiękna jest, prawda? Można się tak na nią patrzeć i patrzeć;)
UsuńChętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńNamawiam mocno:)
UsuńCóż mogę powiedzieć, bardzo zachęcająca rekomendacja, z pewnością będę miała na uwadze tę książkę, choć z autorką nie miałam jeszcze styczności.
OdpowiedzUsuńZakładam, że gdy już poznasz jedną z tych powieści, drugiej na pewno nie odpuścisz;)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać, czytałam autorki "Wzgórze Dzikich Kwiatów" i byłam książką zachwycona, mam nadzieję że i ta tak samo przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że inaczej być nie może;)
UsuńNie znam jeszcze książek tej autorki, ale czuję się bardzo, bardzo zachęcona.
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz poznać:)
UsuńCzasem lubię sięgnąć po takie historie, jakiś czas temu bardzo mile zaskoczył mnie chociażby "Irlandzki sweter" :)
OdpowiedzUsuńOj tak, "Irlandzkim swetrem" też byłam zauroczona:)
UsuńNajpierw pragnę przeczytać "Wzgórze Dzikich Kwiatów", które od dawna czeka na półce, ale później pewnie sięgnę i po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńKochana, nie czekaj dłużej z lekturą tej pierwszej, szkoda, żeby taka dobra książka leżała na półce;)
UsuńAbsolutnie nie jest to powieść do wzgardzenia;)
OdpowiedzUsuń