Remigiusz Piotrowski „Literaci w przedwojennej Polsce.
Pasje. Nałogi. Romanse”, PWN
2014, ISBN 978-83-7705-650-9, stron 400
“Z niecodziennych pasji słynął Julian Tuwim. Poeta
kolekcjonował wydawnicze rozmaitości, w tym książki o diabłach, demonach, pchłach
i szczurach (...). W jego bogatym zbiorze znajdowały się takie rzadkości, jak Antologia
literatury o pchłach czy dziwaczne broszury, które właściciel z dumą
pokazywał przyjaciołom i nad którymi piękna żona poety Stefania Tuwimowa
załamywała ręce” (str. 152). „Przez całe swoje życie do kina nie zdołał się
przekonać Tadeusz Boy-Żeleński (...). Irena Krzywicka zabrała go pewnego razu
na Niepotrzebnego człowieka. Boy nie rozumiał skrótów filmowych i co
chwila zadawał komiczne pytania: „Ale czyja to noga? – Dlaczego ni z tego, ni z
owego koła pociągu? itd.”. Ci, z publiczności, którzy nas słyszeli, musieli
mieć wrażenie, że siedzi obok nich kompletny głupek” (str. 97).
Takie oraz
mnóstwo innych niebywałych smaczków znajdziemy w fascynująco poprowadzonej publikacji
„Literaci w przedwojennej Polsce” pióra Remigiusza Piotrowskiego, polonisty i
dziennikarza, autora „Ślepego Maksa”, w której przybliżył szerszemu gronu
czytelników postać „łódzkiego Ala Capone”. W swojej drugiej książce pozostał w
kręgu tej cudownej epoki, jaką było dwudziestolecie międzywojenne.
Brzechwa, Tuwim, Leśmian, Witkacy, Słonimski, Nałkowska,
Dąbrowska, Miłosz, Wierzyński - kogóż jeszcze tutaj nie ma... Piotrowski nie
tylko nie pominął żadnej osoby, bez której taka publikacja nie mogłaby się
obyć, ale także, za co mu chwała, wspominał o postaciach mniej znanych, o
których dziś już się nie pamięta. Bo też trzeba przyznać, że tamte lata
zrodziły wiele wybitnych i kolorowych postaci, których życie obfitowało w
zdarzenia i sytuacje – częściowo przez nich samych prowokowane i kreowane – bez
wątpienia godne utrwalenia, z których wiele już przeszło do legendy. O każdym z
twórców można by zapisać niezliczone strony, więc nie będzie niczym
skomplikowanym wyobrażenie sobie, jak barwny i emocjonujący jest portret ich
wszystkich przedstawiony na kartach jednej książki, gdzie zgromadzono creme de
la creme, czyli to, co najlepsze, najciekawsze, najbardziej interesujące.
Patrząc na taki korowód bohaterów, nie trudno oprzeć się wrażeniu, a
przynajmniej we mnie taka refleksja się pojawiła, że żaden inny okres w
dziejach polskiej kultury, poza chyba tylko PRL-em, nie był dla twórców i ich
życia tak inspirujący, jak właśnie międzywojnie. Artystów drugiej połowy XX
wieku w pewnym stopniu określały warunki władzy ludowej, narzucone siłą – w
Drugiej Rzeczpospolitej epokowym powiewem historii było odzyskanie
niepodległości i działalność nowo rozwijającego się aparatu państwa. Gdyby nie
ono, losy ówczesnych gwiazd sztuki i kultury, a zarazem ich osobowości i
charaktery, wyglądałyby prawdopodobnie zupełnie inaczej.
To właśnie ta świeża wolność pozwoliła swobodnie gromadzić
się w kawiarniach, które przyciągały artystów. Część z nich miała swoje
ulubione lokale, w których spędzali mnóstwo czasu, nie tylko wolnego – różnego
rodzaju knajpki stawały się nieraz ich drugim domem. To tym „Kawiarnianym
gwarem” rozpoczyna Piotrowski swoją błyskotliwą gawędę. Trzeba też wyraźnie
zaznaczyć, że podtytuł „Pasje. Nałogi. Romanse” absolutnie nie wyczerpuje
zawartości dzieła. Autor dotknął wielu zjawisk i sfer życia: dzieciństwa
artystów, ich upodobań kulinarnych, działań na niwie sportu, zwierząt w ich
życiu, podróży, niebagatelnej roli alkoholu (u niektórych także hazardu), spraw
majątkowych, relacji międzyludzkich. Nie pominął także poglądów na sprawy
krajowe nurtujące ówczesnych obywateli; uchylił też rąbka tajemnicy i zgłębił
tajemnice alkowy. Jednym słowem, każdego opisywanego przedstawił jako zwykłego
człowieka, mającego lepsze i gorsze dni, takiego z krwi i kości. Nie znajdziemy
tutaj recepcji dzieł czy motywów krytycznoliterackich – nie na tym chciał
skupić uwagę Piotrowski. I bardzo dobrze, bo dzięki temu „literaci z
przedwojennej Polski” na kartach książki żyją, a to chyba stanowi jej najlepszą
rekomendację.
Jeśli jednak to nie wystarcza, dorzucę na zakończenie, że ta
książka dołącza do listy moich ulubionych. Można ją czytać na wyrywki, a już
tym bardziej miło będzie do niej wracać. Wyjątkowo płynna narracja nie pozwala
się nudzić ani przez moment, a ubolewać mogę jedynie nad tym, że „Literaci”
mają tylko... czterysta stron.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Pani Marcie z Domu
Wydawniczego PWN.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Nie tylko
literatura piękna...”, „Lata dwudzieste, lata trzydzieste...”.
Noo status ulubionej książki zobowiązuje mnie również do jej przeczytania :)
OdpowiedzUsuńNie może być inaczej;)
UsuńPodziwiam cię, że z takim zapałem czytasz książki historyczne. Ja jednak niezbyt dobrze czuje się w tym gatunku.
OdpowiedzUsuń:) I ciągle mi mało;)
UsuńAle masz tempo:) ja jestem w połowie Ułanów, ale nie mogę się doczekać Literatów, już tyle o nich czytałam, że ciekawa jestem co tutaj autor nowego napisał:)
OdpowiedzUsuńA bo tak żal mi było się od nich odrywać, że się sprężyłam i właściwie samo się przeczytało;)
UsuńAleż się cieszę, że mam ten tom na półce! Podejrzewam, że będę równie zachwycona :)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję:)
UsuńCechą przemawiającą za tą lekturą jest to, że można czytać ją na wyrywki. Podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńAle i tak wydaje mi się, że gdybyś przeczytała choćby kawałek, chciałabyś więcej i pochłonęłabyś od razu całość;)
UsuńMoże poczytam na wyrywki ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam:)
UsuńJa również lubię czytać książki na wyrywki, głównie ze względu na chroniczny brak czasu. Ta książka prezentuje się naprawdę dobrze. :-)
OdpowiedzUsuńTej warto poświęcić trochę więcej uwagi, dla samej przyjemności:)
UsuńJednak tym razem chyba nie odnalazłabym się w tej lekturze :)
OdpowiedzUsuńOj to szkoda.
UsuńBez dwóch zdań:)
OdpowiedzUsuńDla mnie, polonistki, ,,Literaci..." to pozycja obowiązkowa. PWN nigdy nie zawodzi.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście te publikacje historyczne mają rewelacyjne:)
Usuń