piątek, 31 października 2014

Anna Herbich "Dziewczyny z Powstania"


Anna Herbich „Dziewczyny z Powstania”, Znak Horyzont 2014, ISBN 978-83-240-3009-5, stron 320

Miały po dwadzieścia parę lat, niektóre z nich – tych, których lata młodości przypadły na jeden z najtragiczniejszych odcinków w dziejach naszej ojczyzny – nawet jeszcze mniej. Pewnie snuły plany na przyszłość, zakładając, że wyjdą za mąż, urodzą dzieci, będą żyć w spokoju przez długie lata. A może wcale o tym nie myślały, żyły z dnia na dzień, ciesząc się beztroskim czasem dojrzewania. Tak czy inaczej, świat stał przed nimi otworem, życie dopiero rozkładało przed nimi wachlarz swoich możliwości. Wszystko to jednak przestało mieć znaczenie w obliczu tej destrukcyjnej siły, jaką była w Polsce II wojna światowa i hitlerowska okupacja, a których konsekwencją było wydarzenie o takiej sile rażenia, że nie mogło nie odbić się znacząco na losach każdej z nich, Dziewczyn z Powstania.

Nie zastanawiały się, czy iść walczyć. Decyzja o udziale w zrywie niepodległościowym mogła być tylko jedna, a może to nawet nie była kwestia decyzji, a naturalna kolej rzeczy. Tak zostały wychowane, w duchu patriotycznym, z wiedzą, że wobec ojczyzny ma się określone powinności i akurat na nie przyszedł czas, żeby je wypełnić, skoro nastała taka konieczność. Często punktem wyjścia, zaczątkiem, było harcerstwo, a od niego już tylko krok do konspiracji. Potem była Armia Krajowa i niezwykle ważne role, jakie miały pełnić: łączniczek, sanitariuszek. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że „1 sierpnia 1944 roku w Warszawie znajdowało się pół miliona kobiet. W trakcie sześćdziesięciu dni heroicznej bitwy walczyły, bały się, śmiały, kochały, opłakiwały bliskich. Chroniły swoje dzieci, ukrywały się w piwnicach, biły na barykadach (...). Wiele z nich zginęło, wiele zostało rannych, niemal wszystkie straciły dorobek całego życia i przeżyły gehennę wypędzenia. Powstanie Warszawskie było również ich doświadczeniem” (str. 7). Być może się mylę, ale mam wrażenie, że dopiero obchodzona w tym roku okrągła rocznica wybuchu tego krwawego czynu patriotycznego spowodowała zwrócenie większej uwagi na losy kobiet już po Godzinie W. Pojawiło się więcej publikacji skoncentrowanych na tym zagadnieniu i Anna Herbich, młoda dziennikarka, dołożyła tutaj swój głos, chcąc podkreślić znaczenie przeżyć warszawskich kobiet, bo te „przeszły przez piekło”.

„Jedenaście spośród pół miliona bohaterek”. Zosia, dwie Jadwigi, Anna, Krystyna, Teresa, Janina, Irena i trzy Halinki. Każda ze swoją historią, swoimi wspomnieniami, obrazami, które już na zawsze zostały w ich pamięci i nawet niechciane potrafią stanąć przed oczyma. „Sławka” do tej pory wyrzuca sobie, że nie pocałowała na pożegnanie durzącego się w niej kolegi. Syn Halinki, Staszek, urodził się pierwszego sierpnia o pierwszej po południu; nie najlepszy to czas na przyjście na świat, ale ona wiedziała, że musi go ochronić za wszelką cenę. „Renę” przez lata prześladował sen związany z Powstaniem. Zosia, jak wielu z ówczesnych mieszkańców stolicy, była przekonana, że walki potrwają góra dwa, trzy dni, więc włożyła strój jak na piknik, sukienkę w paski i sandałki z rzemyków. Dom rodzinny „Blizny” znajdował się na terenie dzisiejszej Białorusi, a ona sama była sanitariuszką w partyzanckiej Rzeczpospolitej Kampinoskiej. Anna pochodzi ze szlacheckiego rodu Branickich i mieszkała w Wilanowie, w którym jej matka zorganizowała szpital polowy dla rannych żołnierzy. „Marzenka” właśnie w czasie Powstania usłyszała pierwszy w życiu komplement, miała wtedy piętnaście lat. Jadwiga przeżyła rzeź Woli, od matki usłyszała, że ma udawać martwą, gdyby nie trafiła ją kula, a uciekać dopiero, gdy będzie cicho i ciemno. Dla Teresy najgorszy dzień w życiu to trzynasty sierpnia, kiedy doszło do eksplozji „niemieckiego czołgu napakowanego materiałami wybuchowymi” (str. 229), czołgu zdobytego przez powstańców. „Dora” pracowała w żydowskim getcie, wraz z czterema kolegami, w ramach „zwalczania zarazy”, przemycali żywność. Mąż Ireny poszedł do Powstania, a ona została sama z trzymiesięcznym dzieckiem i osiemdziesięcioletnią babcią.

Większość z kobiet, postaci książki Anny Herbich, uważa, że Powstanie wybuchnąć musiało, bo mieszkańcy Warszawy nie byli w stanie znosić dłużej terroru ze strony nazistowskiego okupanta. Niektóre uważają, że mimo wszystko było warto i że drugi raz postąpiłyby tak samo, też ruszyłyby do walki. Ale są wśród nich także te, które do decyzji o rozpoczęciu bitwy podchodzą krytycznie, bo gdyby nie ona, nie zginęłoby tylu niewinnych ludzi, a stolica nie zostałaby obrócona w gruzy, zrównana z ziemią. Część wspomina także, że powstańcy naprawdę wierzyli, że Rosjanie przyjdą im z pomocą. I chyba to jest najbardziej cenne w niniejszej publikacji, że świadectwa „Dziewczyn z Powstania” pozwalają nam zachować własny pogląd na ten tragiczny akt dziejowy, że każda z bohaterek ma swoje własne zdanie, ale nie narzuca go innym. A przecież kto, jak nie one, uczestniczki tamtych wydarzeń, miałyby do tego większe prawo? Myślę zresztą, że nie ocena owych sierpniowych dni walki jest tutaj najważniejsza; widać, moim zdaniem, jak autorka kierowała rozmowami, by dać kompletny obraz tego, jak żyły przed wojną, jak sobie radziły z jej trudami i jak ułożyły sobie dalszą egzystencję już po kapitulacji Warszawy i powstańców.       

Sądzę, że właśnie takie zestawienie najdobitniej pokazuje, jak wielkim kataklizmem było to, co wydarzyło się w Polsce w latach drugiej wojny światowej i dniach samego Powstania. Bohaterki Herbich miały to szczęście, że przeżyły. I to jest ich osobiste, największe zwycięstwo. Niezmiennie będę powtarzać, że tym, którym się to nie udało, należy się pamięć, szacunek i wdzięczność za to, że chcieli walczyć, że chcieli wolności, dla siebie i dla nas. Książka Anny Herbich oprócz tych zalet: że świetnie są ją czyta, że skłania do refleksji, że przedstawia jednostkowe spojrzenie na zamęt wielkiej historii, że przybliża sylwetki dzielnych kobiet - których przecież tej dzielności nikt nie uczył, musiały się nią wykazywać w boju - ma jeszcze jedną: mocno sprowadza na ziemię. Irena Herbich, babcia autorki i jedna z pań przez nią opisanych: „Moje dzieci i wnuki regularnie mnie odwiedzają. Siadają przy stole i skarżą mi się na swoje kłopoty. A to coś nie wyszło w pracy, a to nie udało się czegoś załatwić w urzędzie, a to nie wypalił jakiś wyjazd. Patrzę wtedy na nich zdumiona. I mówię: - Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeżeli nie, to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką” (str. 309). I to jest chyba najlepsza puenta...

Wyzwania: „Grunt to okładka”, „Nie tylko literatura piękna...”, „Czytamy książki historyczne”.

22 komentarze:

  1. Książkę chcę przeczytać, im szerszą mam wiedzę o powstaniu, tym lepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga, są takie tematy, z których każda relacja jest ważna i cenna.

      Usuń
  2. Uwielbiam powieści osadzone w czasach okołowojennych, chociaż nie są łatwe, a czasami nawet poruszają skrajne emocje, co jednak zupełnie nie przeszkadza mi. Na pewno sięgnę, prędzej czy później, po "Dziewczyny z powstania".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wprawdzie nie powieść, ale emocje rzeczywiście wywołuje, dlatego gorąco zachęcam do lektury:)

      Usuń
  3. Takich książek powinno być więcej. Obecne pokolenia niestety nie do końca rozumieją co się wtedy stało, a póki żyją osoby, które przeżyły I czy II wojnę światową to musimy od nich zbierać jak najwięcej takich wspomnień, pomimo ich trudnego przekazu. Inaczej przepadną, a pamięć o nich zaginie.
    Coraz częściej rozglądam się za tego typu lekturą - oczywiście tytuł sobie zapisuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to, Kasiu, ujęłaś, że pozostaje mi się jedynie pod Twoim stwierdzeniem podpisać.

      Usuń
  4. Od dawna mam w planach, a Ty jescze podsyciłaś mój apetyt

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że takie książki powstają. Pamięć o tych osobach nie może umrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że nie poszłam na spotkanie z autorką oraz bohaterkami tej książki. Taka okazja może się już nie powtórzyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak mogłaś to uczynić, ale na Twoim miejscu chyba też bym żałowała...

      Usuń
  7. To straszne w tak młodym wieku poczuć smak strachu wywołany przez II wojnę światową i hitlerowską okupację. Nawet nie chce sobie tego wyobrażać. A książkę być może przeczytam, ale niczego nie obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? I wieku, powiedzmy, trzydziestu lat mieć już za sobą takie przeżycia...

      Usuń
  8. Uwielbiam tę książkę, choć przyznam szczerze, że patrząc na nią z perspektywy czasu większość historii zlała mi się w całość. Mimo wszystko - GENIALNA :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na szczęście można do niej wrócić i czytać na wyrywki:)

      Usuń
  9. O książce już słyszałam, i bardzo chcę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trudno mi sobie wyobrazić życie w takiej rzeczywistości. Może właśnie dlatego przejmuję się niekiedy błahostkami, bo nie wiem i mocno wierzę w to, że nigdy się nie dowiem, jak to jest mieć problemy takie, jak opisane w tej książce.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.