Katarzyna Zyskowska-Ignaciak „Wieczna wiosna”, Nasza
Księgarnia 2014, ISBN 978-83-10-12742-6, stron 352
Łucja może być z siebie dumna. Stworzyła rodzinę i dom,
których można pozazdrościć. Mąż, znany transplantolog, dzięki temu, że ma
zawsze ugotowane, podane, uprane, wyprasowane i przygotowane, może poświęcić
się pracy i swojemu powołaniu, którym jest ratowanie pacjentów. Wszelkie troski
dnia codziennego nie przechodzą mu nawet przez myśl, od tego jest ona. Mają
dwójkę dorosłych dzieci. Mikołaj studiuje medycynę w Poznaniu, zapewniając
sobie w ten sposób uznanie ojca. Córka Kornelia poszła własną drogą i kończy
grafikę na Akademii Sztuk Pięknych, a w dodatku zawiązana jest z artystą, a
tego Marek nie potrafi zaakceptować, więc na pewno o Neli nie można powiedzieć,
że jest córeczką tatusia. Wsparcie i bezinteresowną miłość dziewczyna otrzymuje
od matki.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Katarzyna
Zyskowska-Ignaciak dopieściła w tym roku swoich czytelników. Na przełomie trzech
miesięcy ukazały się trzy jej książki, każda zupełnie inna. Najpierw pełna
piękna rozkwitającego uczucia i narastającej grozy wojny wizja wspólnego życia
Krzysztofa Kamila i Barbary Baczyńskich w „Ty jesteś moje imię”. Potem odwrót o
180 stopni i przepełniona goryczą diagnoza pędu przez życie współczesnych
trzydziestolatków w „Nie lubię kotów”. I wreszcie niniejsza „Wieczna wiosna” –
tym razem poruszająca historia młodej przecież jeszcze kobiety, która nagle
słyszy wyrok i tylko od niej zależy, jak ułoży swoje dalsze życie, którego nie
wiadomo, ile jej jeszcze zostało. Pozwoliłam już sobie kiedyś na takie
stwierdzenie, ale się powtórzę: dla mnie autorka jest pisarskim fenomenem – nie
wiem, jak ona to robi, że tworzy opowieści tak różnorodne, a jednocześnie dla
niej charakterystyczne, bo według mnie swój niepodrabialny styl już
wypracowała; i nawet jeśli nie potrafię do końca określić, co się nań składa,
to myślę, że nie pomyliłabym jej fabuł z żadnymi innymi, nawet jeśli każdą
następną jestem całkowicie zaskoczona i postawiona przed refleksją, jakimiż to
jeszcze literackimi drogami podąży pisarka.
Gdybym nie przeczytała pewnego wpisu na blogu K.
Zyskowskiej-Ignaciak, padłoby teraz zdanie, że opowieść o Łucji poraża swoim
realizmem. Nie może być inaczej, gdyż autorka czerpała inspirację z prawdziwej
historii, a przez to „Wieczna wiosna” jest jeszcze bardziej przejmująca i
jeszcze mocniej dociera do czytelnika. I nie tylko tym, że bohaterka zostaje
skonfrontowana ze zdaniem, jakiego nikt nigdy nie chciałby usłyszeć: masz raka.
Choć chciałoby się powiedzieć, że to przecież proza życia, że tak zdarza się
często, to mnie osobiście przejmowało żalem to, jak do tej pory, do tego
sądnego dnia, żyła Łucja. Ile jest takich matek i żon, które zapominają o sobie
dla innych? Oczywiście nie mówię, że to źle, ale w obliczu tego, że życie mamy
tylko jedno, czy mamy prawo sami siebie pozbawiać szczęścia i zwykłego
cieszenia się chwilą, drobiazgiem? Wiadomo, że takie sytuacje nigdy nie są
czarno-białe; u Łucji też nie było tak jednoznacznie, ale czy nie wiedząc, ile
tak naprawdę dni mamy jeszcze przed sobą, możemy sobie pozwolić na
marnotrawstwo kolejnych godzin, tygodni, przechodzących niespostrzeżenie w
lata? Zdziwił mnie mój własny stosunek do postawy Łucji; zazwyczaj, gdy czytam
o podobnych losach kobiet, niejako automatycznie rodzi się we mnie bunt,
chciałabym krzyczeć, by zachęcić je do walki o siebie i swoje szczęście. Tutaj
było inaczej – obserwując zachowanie Łucji towarzyszył mi tylko smutek...
A to uczucie smutku spotęgowało się oczywiście przez chorobę
Łucji. Decyzją, jaką podjęła ta postać, chyba nikogo nie pozostawi obojętnym.
Ja na dłuższy moment zastygłam we własnych myślach nad tym, czy ona sama dobrze
robi, a przecież znałam już jej sytuację, oraz nad tym, czy potrafiłabym
postąpić tak samo, czy może jednak moja decyzja byłaby zupełnie inna w obliczu
takiej sytuacji życiowej i osobistej, w jakiej jestem na obecnym etapie. W ten
sposób doprowadziłam się tylko do łez i pomyślałam, dlaczego na tym cholernym
świecie jest tyle chorób, dlaczego w ogóle ktokolwiek musi stawać przed takim
wyborem?
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak autentycznej historii nadała
piękną, artystyczną formę. „Wieczna wiosna” to opowieść o prawie do szczęścia
niezależnie od wieku, o niezmiernie trudnych decyzjach oraz o godności w
chorobie. Choć potrafi czasem rozbawić, choć oczarowuje walorami literackimi,
choć niebywale wzrusza, to jednak przede wszystkim – jak to u tej pisarki bywa
– pozostawia z szeregiem pytań, także tych bez odpowiedzi. Z tego też względu
nie jest utworem łatwym, więc nie będzie to lektura na każdy nastrój. Ale bez
żadnego wahania stwierdzam, że warto znaleźć w sobie siły na zmierzenie się z
nią i na poznanie historii Łucji oraz tego miejsca, gdzie wszystko się kończy i
gdzie wszystko się zaczyna...
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Wyzwanie: „Czytamy powieści obyczajowe”.
Czytałam już jedną opinię na temat tej książki, a ty dodatkowo potwierdzasz, że warto mieć tę pozycję na półce. Cieszę się, że książka właśnie do mnie zmierza :)
OdpowiedzUsuńŻyczyłabym Ci przyjemnej lektury, ale to niezbyt właściwe słowo w jej kontekście;)
UsuńBardzo cenię pisanie pani Kasi, a ten tytuł interesuje mnie najbardziej spośród tych trzech, które wyszły w tym roku :)
OdpowiedzUsuńJedno Ci tylko powiem: nie da się powiedzieć jednoznacznie, która jest najlepsza, wszystkie trzy są świetne;)
UsuńCzytałam wiele pozytywnych opinii na temat twórczości autorki, osobiście nie miałam okazji poznać, mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się nadrobić zaległości. Książka ma piękną okładkę
OdpowiedzUsuńPolecam Ci każdą jedną powieść autorki. A jeśli byś czytała po kolei, tak jak się ukazywały, zobaczysz, jak jej fabuły dojrzewały:)
UsuńLubię twórczość tej pisarki, a powyższej książki akurat nie miałam okazji czytać, więc postaram się w wolnym czasie nadrobić zaległości w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńGorąco Cię do tego namawiam:)
UsuńPolowałam ostatnio na tę książkę. Teraz narobiłaś mi jeszcze większą ochotę na tę powieść.
OdpowiedzUsuńBo ona zdecydowanie jest warta upolowania i posiadania:)
UsuńWybacz, ale przeczytałam twoją recenzję trochę przez palce, bo właśnie zaczynam Wieczną wiosnę i chce do niej podejść z ,,otwartą" głową. Na początek mogę już powiedzieć, że wsiąkłam po pierwszej stronie. Język i rytm powieści ma coś takiego, co przykuwa do książki :).
OdpowiedzUsuńNie mam Ci czego wybaczać, bo sama też tak często robię;)
UsuńSkorzystam z polecenia i przeczytam, oj lubię takie książki.., zawsze mogę docenić potem swoje życie i zdrowie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, też tak mam;)
UsuńJa na razie poluję na "Upalne lato Kaliny" tej autorki, a potem się zobaczy :)
OdpowiedzUsuńPoluj, bo podobno już pisze się trzecia część;)
Usuń