piątek, 13 maja 2016

Katarzyna Tubylewicz "Rówieśniczki"



Katarzyna Tubylewicz „Rówieśniczki”, W.A.B. 2014, ISBN 978-83-280-0911-0, stron 336

Joanna. Żona Krzysztofa, chargé d’affaires w ambasadzie w Sztokholmie, którą wszelkie obowiązki reprezentacyjne zwyczajnie nudzą. Mężowi stanowisko uderzyło do głowy, choć zawsze taki był: pełen pogardy „dla znajdujących się niżej w hierarchii” i zachwytów dla tych, „którzy mieli większe wpływy, niż on” (str. 21). Gdy żona mówiła mu, że nic od niej nie zależy, „nic poza wyborem koloru szminki i menu” (tamże), traktował to jako komplement. Dreszczu ekscytacji i smaku zakazanego owocu Joanna szuka w wycieczkach do dzielnicy emigrantów i w romansie z jednym z nich, Karimem.

Zofia ma starszego od siebie męża i jest macochą dwóch nastolatek, które robią wszystko, by uprzykrzyć jej życie, najczęściej traktując ją jak powietrze. Imię zmieniła na bardziej europejsko brzmiącą Sofię. Gdy zachodzi w ciążę, uświadamia sobie, że chyba wcale nie jest gotowa na to, by zostać matką.  

Sabina jest zastępcą redaktor naczelnej czasopisma „Nasza Misja” i do swojej roli nadaje się idealnie – bo ona ma misję, jest pewna, że gdyby wszyscy kierowali się w życiu jej kodeksem, nie byłoby tyle zła i rozpusty.

Trzy przyjaciółki z podstawówki spotykają się po latach w Szwecji. Czy jeszcze coś je łączy, poza traumatycznym przeżyciem z dzieciństwa? Czy na takim fundamencie jest co budować? I czy jest im to w ogóle do czegokolwiek potrzebne?

Katarzyna Tubylewicz jest pisarką, dziennikarką i tłumaczką, mieszkającą od kilkunastu lat w Szwecji. O doświadczeniach polskich emigrantów wie pewnie sporo, stąd też zapewne taki, a nie inny wybór problematyki niniejszej książki. Emigrantkami uczyniła dwie ze swoich bohaterek: to na ich przykładzie widzimy, jak wyjazd z ojczyzny i nowe życie wpłynęło na ich osobowość. W mojej opinii, zarówno Joanna, jak i Zofia, udały się bardziej na emigrację wewnętrzną, choć dla tej drugiej wiąże się to bardziej z odcięciem od wspomnień i od miejsc, które przypominają o przeżytym koszmarze. Tyle że nowy kraj i nowi ludzie wcale nie pomagają jej w uporaniu się z przeszłością, nowe imię i nazwisko wcale nie tworzą lepszej tożsamości. Joanna z kolei w przesyconą seksem relację ucieka od prawdy o swoim małżeństwie, od porażek, jakich doświadczyli z mężem, od tego, że nie udała jej się ta jedna, jedyna rzecz, o której tak bardzo marzyła.

Sabina natomiast jest postacią innego kalibru. Dla mnie stała się najbardziej wyrazista z uwagi na katolicką mentalność, jaką reprezentuje. Jak ona potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi! Należała do tych ludzi, co do których należałoby się modlić, by ich nigdy w życiu nie spotkać. Na pozór bogobojna chrześcijanka, kobieta, która spełnia się jako żona i matka, która rodzinę zbudowała modelową, a w rzeczywistości mściwa, wredna, zarozumiała egoistka, nieznosząca sprzeciwu i narzucająca wszystkim swój światopogląd, daleka od tolerancji, którą tak chętnie sobie przypisywała. Postać Sabiny świadczy o kunszcie Tubylewicz, bo po pierwsze, obok tak ksenofobicznej bohaterki nie sposób przejść obojętnie, a po drugie, a zarazem najgorsze, na pewno nie jest tylko i wyłącznie wymysłem pisarki, myślę, że z łatwością można wskazać niejeden rzeczywisty wzorzec. 

Chciałam wspomnieć jeszcze o znaczeniu tytułu. Myślę, że nie bez powodu pojawia się słowo „rówieśniczki”, bo według mnie „przyjaciółki” byłoby już określeniem na wyrost. Nie da się zaprzeczyć, że te trzy kobiety łączyła silna więź, ale na pewno nie była to przyjaźń – przynajmniej ja po tym, co wychodzi na jaw w drugiej połowie książki, nie mogę rozpatrywać tej relacji w takich kategoriach. Na pochwałę i uznanie zasługuje też zakończenie, choć tak szczerze mówiąc, to do pewnego stopnia jest ono okrutne – cieszę się jednak, że autorka nie uciekła się do przewidywalnych, ani tym bardziej łatwych i ckliwych rozwiązań.

„Rówieśniczki” nie są powieścią lekką i przyjemną w odbiorze, choć bez wątpienia tak się ją czyta. W przedstawionych w niej relacjach bohaterek ze światem, ludźmi, a przede wszystkim z samym sobą, dużo gorzkiego posmaku, rozczarowania, żalu. Ale nikt nie powiedział, że takiej fabuły nie można ocenić pozytywnie. 

12 komentarzy:

  1. Na razie się wstrzymam, gdyż najpierw muszę ogarnąć obecne czytelnicze zobowiązania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawa lektura, skoro zmusza do przemyśleń. Nie idzie ogarnąć tych wszystkich dobroci na rynku wydawniczym ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, to prawda, tyle by się chciało przeczytać;)

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobała ta powieść, taka inna

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi ciekawie, zapamiętam tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Od razu zastanowił mnie właśnie tytuł, dlaczego takie słowo. Książka zapowiada się interesująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu na pewno dojdziesz do wniosku, że jest właściwy.

      Usuń
  6. Chyba się nie zdecyduję, ale zarekomenduję mamuśce :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.