Katarzyna Tubylewicz „Rówieśniczki”, W.A.B. 2014, ISBN
978-83-280-0911-0, stron 336
Joanna. Żona Krzysztofa, chargé d’affaires w ambasadzie w
Sztokholmie, którą wszelkie obowiązki reprezentacyjne zwyczajnie nudzą. Mężowi
stanowisko uderzyło do głowy, choć zawsze taki był: pełen pogardy „dla
znajdujących się niżej w hierarchii” i zachwytów dla tych, „którzy mieli
większe wpływy, niż on” (str. 21). Gdy żona mówiła mu, że nic od niej nie
zależy, „nic poza wyborem koloru szminki i menu” (tamże), traktował to jako
komplement. Dreszczu ekscytacji i smaku zakazanego owocu Joanna szuka w
wycieczkach do dzielnicy emigrantów i w romansie z jednym z nich, Karimem.
Zofia ma starszego od siebie męża i jest macochą dwóch
nastolatek, które robią wszystko, by uprzykrzyć jej życie, najczęściej
traktując ją jak powietrze. Imię zmieniła na bardziej europejsko brzmiącą
Sofię. Gdy zachodzi w ciążę, uświadamia sobie, że chyba wcale nie jest gotowa
na to, by zostać matką.
Trzy przyjaciółki z podstawówki spotykają się po latach w
Szwecji. Czy jeszcze coś je łączy, poza traumatycznym przeżyciem z dzieciństwa?
Czy na takim fundamencie jest co budować? I czy jest im to w ogóle do
czegokolwiek potrzebne?
Katarzyna Tubylewicz jest pisarką, dziennikarką i tłumaczką,
mieszkającą od kilkunastu lat w Szwecji. O doświadczeniach polskich emigrantów
wie pewnie sporo, stąd też zapewne taki, a nie inny wybór problematyki
niniejszej książki. Emigrantkami uczyniła dwie ze swoich bohaterek: to na ich
przykładzie widzimy, jak wyjazd z ojczyzny i nowe życie wpłynęło na ich osobowość.
W mojej opinii, zarówno Joanna, jak i Zofia, udały się bardziej na emigrację
wewnętrzną, choć dla tej drugiej wiąże się to bardziej z odcięciem od wspomnień
i od miejsc, które przypominają o przeżytym koszmarze. Tyle że nowy kraj i nowi
ludzie wcale nie pomagają jej w uporaniu się z przeszłością, nowe imię i
nazwisko wcale nie tworzą lepszej tożsamości. Joanna z kolei w przesyconą
seksem relację ucieka od prawdy o swoim małżeństwie, od porażek, jakich
doświadczyli z mężem, od tego, że nie udała jej się ta jedna, jedyna rzecz, o
której tak bardzo marzyła.
Sabina natomiast jest postacią innego kalibru. Dla mnie
stała się najbardziej wyrazista z uwagi na katolicką mentalność, jaką
reprezentuje. Jak ona potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi! Należała do tych
ludzi, co do których należałoby się modlić, by ich nigdy w życiu nie spotkać.
Na pozór bogobojna chrześcijanka, kobieta, która spełnia się jako żona i matka,
która rodzinę zbudowała modelową, a w rzeczywistości mściwa, wredna,
zarozumiała egoistka, nieznosząca sprzeciwu i narzucająca wszystkim swój
światopogląd, daleka od tolerancji, którą tak chętnie sobie przypisywała.
Postać Sabiny świadczy o kunszcie Tubylewicz, bo po pierwsze, obok tak
ksenofobicznej bohaterki nie sposób przejść obojętnie, a po drugie, a zarazem
najgorsze, na pewno nie jest tylko i wyłącznie wymysłem pisarki, myślę, że z
łatwością można wskazać niejeden rzeczywisty wzorzec.
Chciałam wspomnieć jeszcze o znaczeniu tytułu. Myślę, że nie
bez powodu pojawia się słowo „rówieśniczki”, bo według mnie „przyjaciółki”
byłoby już określeniem na wyrost. Nie da się zaprzeczyć, że te trzy kobiety
łączyła silna więź, ale na pewno nie była to przyjaźń – przynajmniej ja po tym,
co wychodzi na jaw w drugiej połowie książki, nie mogę rozpatrywać tej relacji
w takich kategoriach. Na pochwałę i uznanie zasługuje też zakończenie, choć tak
szczerze mówiąc, to do pewnego stopnia jest ono okrutne – cieszę się jednak, że
autorka nie uciekła się do przewidywalnych, ani tym bardziej łatwych i ckliwych
rozwiązań.
„Rówieśniczki” nie są powieścią lekką i przyjemną w
odbiorze, choć bez wątpienia tak się ją czyta. W przedstawionych w niej
relacjach bohaterek ze światem, ludźmi, a przede wszystkim z samym sobą, dużo
gorzkiego posmaku, rozczarowania, żalu. Ale nikt nie powiedział, że takiej
fabuły nie można ocenić pozytywnie.
Na razie się wstrzymam, gdyż najpierw muszę ogarnąć obecne czytelnicze zobowiązania.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że nie mówisz "nie";)
UsuńZapowiada się ciekawa lektura, skoro zmusza do przemyśleń. Nie idzie ogarnąć tych wszystkich dobroci na rynku wydawniczym ☺
OdpowiedzUsuńTaak, to prawda, tyle by się chciało przeczytać;)
UsuńBardzo mi się podobała ta powieść, taka inna
OdpowiedzUsuńOtóż to, wyróżnia się na tle innych.
UsuńBrzmi ciekawie, zapamiętam tytuł.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie pożałujesz lektury:)
UsuńOd razu zastanowił mnie właśnie tytuł, dlaczego takie słowo. Książka zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu na pewno dojdziesz do wniosku, że jest właściwy.
UsuńChyba się nie zdecyduję, ale zarekomenduję mamuśce :)
OdpowiedzUsuńPolecam;)
Usuń