Kata Mlek „Zapomnij patrząc na słońce”, Wyd. Prasa Beskidzka
2015, ISBN 978-83-940454-2-5, stron 230
Dzieciństwo Hanki nie jest bynajmniej bajką w różowych
odcieniach: na co dzień towarzyszy jej raczej czerń i szarość smutku. Matka
dziewczynki jest alkoholiczką, zbyt łatwo tracącą cierpliwość do córki, której
obrywa się właściwie za wszystko, nawet za to, że jest. Jakby tego było mało,
dziecko ma ciągle powracający sen, którego nieodłączną częścią jest kruk. To on
pokazuje dziecku obrazy, jakich nie powinno ono nigdy oglądać. Dla Hanki jedyne
radosne chwile to te, kiedy razem z ojcem idzie na ryby, ale nie zdarza się to
często, bo on coraz więcej pracuje, chcąc utrzymać rodzinę i posadę księgowego
w kopalni. Hance dochodzi jeszcze jeden obowiązek, gdy Sabina, jej matka, rodzi
syna. Życie toczy się beznadziejnym rytmem śląskiego blokowiska, gdy któregoś
dnia wydarza się tragedia...
Wydaje mi się, że „Zapomnij...” należałoby rozpatrywać z
dwóch perspektyw. Pierwszą będzie ta odbierana czysto dosłownie, na którą
składa się obraz rodziny Hanki. Zapracowany i nieobecny ojciec, matka z
depresją, skłonnością do autodestrukcji w postaci alkoholizmu i przygodnego
seksu oraz tendencją do przemocy wobec dziecka. Szare, ponure życie bez grama
radości, z jakim kojarzą mi się śląskie familoki – choć tu oczywiście mocno
generalizuję. Charakterystyczne jest tutaj to, jak Mlek rozprawia się ze
stereotypem, iż przemoc domowa to domena tylko mężczyzn. W tym przypadku
mężczyzna, czyli Janusz, jest tym, który musi ratować swoje dzieci przed ich
matką. Można się tu jeszcze posunąć o krok dalej, bo autorka pokazuje zjawisko
na kształt syndromu sztokholmskiego, gdy ofiara uzależnia się od swojego
oprawcy. Hanka wcale nie nienawidzi swojej matki, choć przecież miałaby do tego
święte prawo. Czy może bardziej chodzi tutaj o to, że matka to zawsze
matka?
Druga płaszczyzna musi być postrzegana w kategoriach
nadprzyrodzonych. Obecność kruka w snach Hanki jest tym wątkiem, który nie do
końca zrozumiałam. Nie jestem przekonana, o co tak naprawdę autorce chodziło.
Ptak pokazywał dziewczynce obrazy katastrof, jakie miały miejsce w Polsce, z
tym że nie zdradzał jej wszystkich szczegółów, to Hanka miała rozwiązywać te
zagadki. Nie wiem, czy Mlek chciała tutaj podkreślić rolę przeczuć lub
intuicji, czy też może chciała uświadomić, że każdemu wydarzeniu można było
zapobiec, że można było zmienić bieg wydarzeń? Rozmyślałam nad tym wiele, ale
nie doszłam do żadnych konstruktywnych wniosków.
Podsumowując. Dla mnie „Zapomnij patrząc na słońce” nie było
lekturą łatwą. Przez cały czas miałam jakieś nieodparte wrażenie, że grzęznę w
jakimś wciągającym bagnie, że przebywam w jakimś mrocznym świecie, z którego
już nigdy się nie wydostanę i nie zobaczę promieni słońca. Nie do końca trafił
do mnie motyw metafizyczny, na jakim opierała się fabuła – wolę zdecydowanie
prostszy przekaz. Ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, żeby powieść Katy Mlek
mi się nie podobała – choć z uwagi na powyżej opisany klimat trudno tu mówić o
podobaniu się, bardziej chyba pasuje określenie, że dobrze mi się czytało, tak
czysto technicznie, z uwagi na lekkość stylu. Nie powiem kategorycznie, czy to
dobra, czy zła powieść, wydaje mi się, że ilu czytelników, tyle będzie ocen, i
że każdy może ją zinterpretować inaczej. A to też wartość, którą w literaturze
cenię.
Czytałam tę książkę w starym wydaniu i pamiętam, że wywarła na mnie całkiem pozytywne wrażenie, mimo iż też wolę prosty przekaz.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wrażenia i upodobania mamy podobne:)
UsuńOj, poprzednia okładka tej książki była zdecydowanie bardziej udana, przynajmniej moim zdaniem. Muszę sięgnąć po tę lekturę, bo mam ją w planach od dawna - uwielbiam takie trudne, wręcz "brudne" historie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, tamta też podobała mi się bardziej:)
UsuńCzytałam ją jeszcze w pierwszym wydaniu gdy się tylko ukazała. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
OdpowiedzUsuńBo wrażenie to ona robi, nawet jak się nie do końca rozumie;)
UsuńChyba to nie dla mnie. NIe wiem czy by mnie porwała a i tak mam wiele zaległości ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego, słonecznego dnia :)
Nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz;) Dziękuję i wzajemnie:)
UsuńTo złożona książka,która niestety nie jest łatwą jak zauważyłaś. Ja doceniam taką metafizykę i psychodelizm.
OdpowiedzUsuńNie jest, i nawet jeśli nie ogarnęłam jej tak do końca, to i tak się cieszę, że ją przeczytałam.
UsuńMnie zaintrygowało imię autorki. Powieść niejednoznaczna, takie lubię.
OdpowiedzUsuńNo to tylko czytać;)
UsuńCzytałam książkę jeszcze w starym wydaniu i pamiętam, że zrobiła na mnie spore wrażenie. Co do kwestii kruka: przeprowadzałam wywiad z autorką i mówiła ona, że kruk to jej własny sen, a przy okazji próbowała w sposób nieoczywisty opowiedzieć o trudnych wydarzeniach. Nie wiem czy to w jakiś sposób pomogło w Twoich rozważaniach...:)
OdpowiedzUsuńNie bardzo, jeśli mam być szczera;) Ale bardzo Ci dziękuję za ten komentarz:)
UsuńHehe jestem w stanie to zrozumieć ;) Osobiście uważam, że kruk miał być zwykłym artystycznym zabiegiem, czymś w rodzaju eksperymentu literackiego, by do prozy realistycznej włączyć trochę magii lub grozy.
UsuńHmm, mroczny świat, złożoność lektury to mnie jednak ciekawi, ale aktualnie mam chęć na coś lżejszego :)
OdpowiedzUsuńTo może faktycznie lepiej odłożyć lekturę na później;)
Usuń