piątek, 27 maja 2016

W skrócie



Justyna Kopińska „Polska odwraca oczy”, Świat Książki 2016, ISBN 978-83-8031-472-6, stron 232

Opis wydawcy:
Nowa książka najczęściej nagradzanej dziennikarki 2015 roku. Zbiór reportaży Justyny Kopińskiej „Polska odwraca oczy” to opowieści o najważniejszych niewyjaśnionych sprawach ostatnich lat.  – Zawsze chciałam być policjantką śledczą – mówi Kopińska. – Odkrywać ukryte sprawy dotyczące przemocy dotykającej bezbronnych ludzi. Dziś robię to przez dziennikarstwo. W książce m.in. reportaż o dręczonych pacjentach szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim („Oddział chorych ze strachu”) i tuszowaniu najtrudniejszych spraw o zabójstwo („Ten trup się nie liczy”) oraz nigdy niepublikowane teksty, które powstały specjalnie na potrzeby tego zbioru. Z reportaży Kopińskiej wyłania się obraz nieskutecznego wymiaru sprawiedliwości i ludzi pozostawionych z poczuciem krzywdy. Po publikacji jej tekstów przestępcy trafiali do więzienia, a w prawie wprowadzano zmiany dotyczące bezpieczeństwa w instytucjach zamkniętych.

Zbiór tekstów Justyny Kopińskiej przeczytałam w miarę jednym ciągiem. Chyba nie do końca była to słuszna decyzja, lepiej było je sobie dawkować, ponieważ jako całość są mocno przygnębiające i dołujące. Pokazują bezsilność jednostki wobec wielkiej machiny, szumnie zwanej „prawem” czy „wymiarem sprawiedliwości”, lub wobec jakiejś instytucji. Nasuwało mi się w trakcie lektury spostrzeżenie, że „Polska odwraca oczy” jest książką o błędach systemu, przy czym Kopińska z całą mocą uświadamia, że każdy system tworzą ludzie. I to oni właśnie dalecy są czasem właśnie od bycia człowiekiem, od przyjęcia empatycznej postawy. Widać, jak niewiele czasem było trzeba, ale nawet tego „niewiele” zabrakło. Chyba najbardziej przeżyłam reportaże o tym, co działo się w ośrodku wychowawczym prowadzonym przez siostry boromeuszki w Zabrzu – czysta, przejmująca dreszczem zgroza, gdy dotrze do czytelnika, jak wielkim zaufaniem obdarzano zakonnice, wychodząc z założenia, że kogóż, jak nie osoby duchowne, taką wiarą obdarzyć... A tymczasem to one okazywały się gorsze od samego diabła (i wcale nie przesadzam). Z oczami wielkimi jak pięć złotych czytałam pierwszy tekst, będący wypowiedziami żony Mariusza Trynkiewicza. Mówienie o czterokrotnym mordercy, jakim to jest ciepłym i wrażliwym człowiekiem – cóż, ludzie chyba jednak nigdy nie przestaną mnie zdumiewać...

„Polska odwraca oczy” nie była lekturą łatwą, ale i tak bardzo się cieszę, że dane mi ją było przeczytać. Przypomniała mi, dlaczego tak bardzo cenię reportaże, dlaczego warto sięgać po ten właśnie gatunek.  

Cezary Łazarewicz „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”, Czarne 2016, ISBN 978-83-8049-234-9, stron 320

Opis wydawcy:
 „Ludzie o miedzianym czole, utożsamiający milicję z władzą, postanowili poświęcić prawdę dla swoich doraźnych korzyści, skompromitować wymiar sprawiedliwości w Polsce cynicznymi manipulacjami, które będą kiedyś książkowym przykładem niesprawiedliwości” – to słowa matki Grzegorza Przemyka, świeżo upieczonego maturzysty, który w maju 1983 roku został śmiertelnie pobity przez milicję. W czasie śledztwa i rozprawy władze PRL za wszelką ceną starały się odwrócić uwagę od milicjantów, próbując przerzucić odpowiedzialność na sanitariuszy i lekarzy.

Cezary Łazarewicz szczegółowo opisuje historię Grzegorza Przemyka – od zatrzymania na placu Zamkowym po wydarzenia, które nastąpiły później. Pokazuje cynizm władz komunistycznych, zacierających ślady zbrodni, a także bezsilność władz III RP, którym nie udało się znaleźć i ukarać winnych. W opowieść o Przemyku autor wplata historie jego rodziców – poetki Barbary Sadowskiej i ojca Leopolda, przyjaciół, świadków jego pobicia czy sanitariuszy, niesłusznie oskarżanych o zabójstwo. Jednocześnie odkrywa kulisy działań władz i wpływ, jaki na tuszowanie sprawy wywarli między innymi Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak czy Jerzy Urban.
To jedna z najgłośniejszych zbrodni lat osiemdziesiątych w PRL. W pogrzebie Przemyka wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy z podniesionymi w znaku wiktorii dłońmi, w całkowitym milczeniu odprowadzali trumnę na Powązki. To również zbrodnia, która nie doczekała się sprawiedliwego wyroku.


Sprawa śmierci Grzegorza Przemyka to jeden z najgłośniejszych przykładów tego, czym tak naprawdę był wymiar „sprawiedliwości” w PRL-u (nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek napiszę to słowo w tym kontekście bez cudzysłowu). Nazwisko maturzysty obiło mi się o uszy wielokrotnie, ale nie potrafiłam podać szczegółów. Zmieniło się to po lekturze wstrząsającego „Zabić” Patryka Pleskota. W jednym tomie zgromadzono kilka historii, które, choć lata upłynęły, chyba nadal szokują i przejmują do szpiku kości. Nie inaczej jest z „Żeby nie było śladów” – Cezary Łazarewicz, autor znanego mi  reportażu „Sześć pięter luksusu”, próbuje dociec prawdy o brutalnym pobiciu warszawskiego maturzysty, które skończyło się zgonem chłopaka.

Wszystkie synonimy słowa „wstrząsająca” będą na miejscu, jeśli chce się pisać (mówić) o tej publikacji. Tym, w co najtrudniej jest uwierzyć, była skala procederu, który rozpętano; to, jakie siły zaangażowano, by „zwalić” winę na Przemyka. Naprawdę jestem wielce zadziwiona faktem, iż nie zdecydowano się „poświęcić” sprawców, płotek w gruncie rzeczy, a wybrano drogę piramidalnych bzdur oraz piętrowych steków kłamstw, które nie trzymały się czasem jakiejkolwiek logiki.  

Ogólnie znakomita lektura, namawiam do jej przeczytania nie tylko osoby zainteresowane czasami Polski Ludowej.



6 komentarzy:

  1. Obydwie książki wstrząsające i poruszające, warto po nie sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że wolałabym poczytać o sprawie Grzegorza Przemyka. Jestem ciekawa, czy dowiedziałabym się czegoś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tematyka książki nie leży w mojej strefie zainteresowań, więc jednak odpuszczę ją sobie.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.