Hanna Dikta „We troje”, Zysk i S-ka 2016, ISBN
978-83-7758-846-2, stron 304
Agata może o sobie powiedzieć, że jest kobietą szczęśliwą.
Kochana przez męża, dużo starszego od niej artystę malarza, prowadzi pensjonat
w małej miejscowości nad morzem. Podjęła świadomą decyzję, że nie chce mieć
dzieci, więc ich nie ma i tego się trzyma. Traumatyczne przeżycia z młodości
zepchnęła gdzieś głęboko na dno świadomości i nie myśli o nich do czasu, gdy
dowiaduje się o chorobie siostry. Joanna ma raka, więc Agata jedzie na Śląsk,
do rodzinnych Piekar. Poznaje tam swojego szwagra; do tej pory nie było okazji
spotkać się z Piotrem, mężem Joanny. Mężczyzna wzbudza w Agacie uczucia, z
którymi nie może sobie poradzić – fascynuje ją, ale to przecież mąż siostry.
Joanna nie chce się leczyć metodami konwencjonalnymi, a wszystko to sprawia, że
siostrzana więź staje się coraz cieńsza. Co wybierze Agata, czy pozwoli sobie
skosztować zakazanego owocu?
Inną kwestią pozostaje małżeństwo Agaty. Nie traktuję tego w
kategoriach jakichkolwiek usprawiedliwień, ale wydaje mi się, że gdyby
faktycznie była w nim spełniona, zauroczenie innym mężczyzną by się nie
pojawiło. Dopiero z czasem autorka ujawnia, czego tak naprawdę mogła szukać w
związku z Jackiem Agata, a co z czasem okazało się niewystarczające. To
pokazuje, jak bardzo niezaleczone rany z przeszłości oddziałują na
teraźniejszość; choć wydawać by się mogło, że ich już nie ma w naszym życiu, że
o nich zapomnieliśmy, one nadal tkwią gdzieś jak zadra i prędzej czy później
wracają, nie pytając o zgodę. Zastanawiałam się także nad uczuciami Agaty i
przypomniało mi się postępowanie Zuzanny z „Cześć, co słychać?” Magdaleny
Witkiewicz. Jedna i druga szukała czegoś nowego, jakiegoś oderwania od
rzeczywistości, a mnie nachodziły myśli, co takiego złego jest w codziennej
rutynie, że bohaterki chcą odmiany? A może to kwestia charakteru? Bo ja w
codzienności znajduję poczucie bezpieczeństwa i myślę, że nawet jeśli czegoś by
mi brakowało, to szukałabym sposobów na ożywienie związku z człowiekiem,
któremu coś kiedyś przysięgałam, a nie nowego człowieka w swoim życiu...
Ostatnim wątkiem poruszonym przez Diktę, o którym chciałabym
wspomnieć, jest Joanna i jej podejście do własnej choroby. Z jednej strony
irytowała mnie maksymalnie, ale stawiając się na miejscu bohaterów, wydaje mi
się, że robiłabym to samo, co Agata, próbująca namówić siostrę na tradycyjnie pojmowane
leczenie. Nie wiem, czy akceptowałabym decyzję o chęci posiadania dziecka. Ale
znów patrząc z innej perspektywy, czy takie działania nie wynikałyby głównie z
egoizmu? Czy nie chodziłoby o to, że to ja chcę mieć tę kochaną osobę
jak najdłużej obok siebie? Przecież teoretycznie to ona sama powinna wiedzieć
najlepiej, co jest dla niej dobre, więc czy nie powinno być tak, że otoczenie
musi zapewniać wtedy całkowite wsparcie, niezależnie od własnych emocji? Nie
wiem, to wszystko są przemyślenia, jakie nasuwały mi się w trakcie lektury, ale
sama nie potrafię na tak postawione pytania znaleźć odpowiedzi. Dikta
znakomicie podkreśliła, że w życiu bardzo rzadko mamy do czynienia z sytuacjami
zerojedynkowymi, że są takie momenty, w których bardzo trudno jest dokonać
dobrego wyboru – bo skąd, nie znając przyszłości, wiedzieć, co tym dobrym
wyborem będzie?
Chciałam jeszcze podziękować pisarce za zakończenie.
Ogromnie się cieszę, że nie wybrała rozwiązania najbardziej oczywistego, że
pozostawiła sprawę otwartą. Czasami wolę mieć szansę samodzielnego
dopowiedzenia sobie epilogu – w tym przypadku wydaje mi się, że był on jak
najbardziej na miejscu.
„We troje” to powieść niewielkich rozmiarów, ale jeśli
spojrzeć na to, ile różnych myśli nasuwa się człowiekowi po jej przeczytaniu,
to łatwo dojść do wniosku, że „ilość” przekłada się tu na wysoką jakość.
Książka ta zapisze się w mojej pamięci przede wszystkim tym, jak bardzo jest
realistyczna – bo choć może nie ma w niej niczego odkrywczego czy nowego, to
jednocześnie trzeba powiedzieć, że to sama proza życia. Czekam na kolejny utwór
Hanny Dikty; sądzę, że ma jeszcze wiele do przekazania.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce.
Książkę mam na swojej półce i niebawem będę czytać, dlatego jestem bardzo ciekawa, czy przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńTrzymam za to kciuki:)
UsuńSame pozytywne rzeczy czytam o tej książce, warto chyba ją poznać.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem warto:)
UsuńMam tę książkę w planach, więc niebawem sięgnę :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury:)
UsuńJestem już po lekturze. Niebawem opublikuję swoją recenzję.
OdpowiedzUsuńTajemniczo napisałaś. Na pewno zajrzę:)
UsuńPowiem Ci, że ile razy czytam powieści z wątkiem zdrady, tyle razy robi mi się totalnie smutno i zastanawiam się, czy na tej planecie nie ma szczęśliwych, szczerych związków.
OdpowiedzUsuńTo ja już wolę kryminały. Choć i ta zdrada jest na porządku dziennym.
A wiesz, że o tym samym w ostatnim czasie myślę? Co w naszym pokoleniu jest nie tak, że te związki się tak sypią?
UsuńNa chwilę obecną to powieść nie dla mnie, może kiedyś...
OdpowiedzUsuńRozumiem.
Usuń