poniedziałek, 18 stycznia 2016

Emil Marat, Michał Wójcik "Ptaki drapieżne"



Emil Marat, Michał Wójcik „Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK”, Znak Literanova 2016, ISBN 978-83-240-3588-5, stron 376

Wojna kojarzy się chyba przede wszystkim z działaniami na froncie, kiedy walczy się z wrogiem w gruncie rzeczy anonimowym, który zlewa się w jedną całość. Rzadko kiedy rozmyśla się nad tym, że człowiek po przeciwnej stronie barykady ma imię, może rodzinę, przyjaciół. I to raczej normalne, w końcu walka to sytuacja zerojedynkowa: giniesz ty, albo on, twój nieprzyjaciel. Ale wojna to również te epizody, kiedy trzeba było zabić drugiego człowieka z zimną krwią, bez emocji, kiedy wykonywało się wyrok, gdy likwidowało się różnej maści zdrajców narodu i ojczyzny. Armia Krajowa, wojsko polskiego Państwa Podziemnego, miała w swojej strukturze oddział specjalny – 993/W – który egzekwował wyroki podziemnego wymiaru sprawiedliwości. Jednym z żołnierzy tego oddziału był Lucjan Wiśniewski, pseudonim Sęp, jeden z ostatnich żyjących jeszcze likwidatorów, bohater publikacji dziennikarzy Emila Marata i Michała Wójcika.

Wojna jest na pewno czasem tak specyficznym i tak nienormalnym, że potrafi wyzwolić w człowieku jego drugie ja. Część, oprócz instynktu przetrwania, będzie jeszcze ratowała czy pomagała innym; inni z kolei nie tylko będą chcieli przeżyć, postanowią jeszcze na wojennych okolicznościach zarobić. W tych trudnych czasach nie brakowało w Polsce szmalcowników, konfidentów i innych zdradzieckich typów. To na nich zapadały wyroki, to ich miano eliminować. Każda akcja zaczynała się od rozpoznania trybu życia skazanego, którego dokonywały wywiadowczynie oddziału. Potem powstawał plan akcji i wreszcie padał rozkaz wykonania. Jak opowiada Lucjan Wiśniewski, między bajki można włożyć filmowe sceny z odczytywaniem wyroku „W imieniu Rzeczypospolitej...” – na to zwyczajnie nie było czasu.

Gdy wybuchła wojna, Wiśniewski miał czternaście lat. Pierwszej egzekucji dokonał, gdy osiągnął wiek lat siedemnastu. Gdy patrzy się na niego na zdjęciu z młodości, na fotografie jego kolegów, trudno oprzeć się wrażeniu, że wyglądali w gruncie rzeczy jak dzieci, a ci młodzi chłopcy z patrolu „Ptaków” (od pseudonimów wynajdywanych w atlasach ornitologicznych) byli przecież elitą swojego oddziału. Co czuje człowiek, który musi pozbawić kogoś życia? „Żadnej euforii, żadnej przyjemności i żadnych rozterek. Rozkaz, spełnienie obowiązku. Nerwy i napięcie. Żadnego lubowania się w tym nie było. Chciałem mieć to jak najszybciej za sobą” (str. 29). Dlatego też zawsze ostro protestował, gdy ktoś twierdził, że tę „robotę” można było lubić lub gdy nazywano oddział zabójcami na zlecenie. Uważa, że każdy nich, w mniejszym lub większym stopniu, ale przeżywał to, co robił.    

W innym miejscu, na pytanie, czy gdyby cofnąć czas, zdecydowałby się na taką samą służbę jeszcze raz, Lucjan Wiśniewski odpowiedział: „Tak. Zdecydowanie. Gdybym mógł cofnąć czas, robiłbym to samo. Bo to jest tak: myśmy nie bardzo wierzyli, że możemy z tego wyjść, że możemy przeżyć wojnę, tej pewności nie było, choć chcieliśmy żyć. A ja robiłem coś, co było konieczne. Brałem udział w likwidacjach, ale z absolutną pewnością, że ta robota jest potrzebna i konieczna. Że trzeba to robić. Że ktoś musi!” (str. 178).

„Patki drapieżne” to historia o dojrzewaniu. Członkowie oddziału specjalnego byli młodzi, gdy zaczynali służbę, ale dopiero z czasem w pełni dorastali do bycia prawdziwymi żołnierzami. Ci, co przeżyli, czuli, że związali się ze sobą już na zawsze, spotkali się we własnym gronie jeszcze przez długie lata. I razem protestowali, gdy ich środowisko było opluwane.
Lucjan Wiśniewski raczej nie był łatwym rozmówcą, wielokrotnie można odnieść wrażenie, że dziennikarze musieli ciągnąć go za język (zresztą do tej pory „Sęp” unikał wywiadów, choć bez wątpienia ma on naprawdę wiele do powiedzenia). Ale gdy już zaczął mówić, to większość książki, opowieści przez niego snute, czyta się jak brawurową powieść wojenną. A to przecież sama prawda... Jedno tylko miejscami mi się nie podobało. Rozumiem, że Marat i Wójcik chcieli spojrzeć na oddział likwidatorów obiektywnie i całościowo, a jednak miałam wrażenie, że podeszli do tematu z gotowym nastawieniem i swoją subiektywną oceną, a to skutkowało czasem napastliwym tonem pytań. Poza tym uważam jednak „Ptaki drapieżne” za wyjątkowo cenną pozycję na polskim rynku wydawniczym – pozwala ona zajrzeć za kulisy działania jednego z oddziałów Armii Krajowej oraz daje możliwość poznania tych, którym przypadła w udziale jedna z trudniejszych służb żołnierskich.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7140,Ptaki-drapiezne


Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”, "Grunt to okładka".

8 komentarzy:

  1. Chciałabym przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce ani o jej bohaterze. I nawet się nie dziwię, skoro "Sęp" stroni od mediów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dobrze, że się w końcu zgodził, dzięki temu będziemy mieć pojęcie o codzienności tego specjalnego oddziału AK.

      Usuń
  3. Intrygująca publikacja, w sam raz dla mojego taty - miłośnika literatury wojennej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka idealna dla mojego taty. I już mam prezent na jego urodziny :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.