środa, 27 stycznia 2016

Renata Kosin "Sekret zegarmistrza"



Renata Kosin „Sekret zegarmistrza”, Znak 2016, ISBN 978-83-240-4099-5, stron 416. Premiera 03.02.2016.

Podlaskie Bujany niedaleko Białegostoku to miejsce na ziemi Leny. W odziedziczonym pod dziadkach dworku się wychowywała, a na co dzień towarzyszyła jej troskliwa opieka babci Stefanii oraz tykanie zegarów, które naprawiał dziadek Ignacy. To, co dla dziadka było zawodem, dla Leny jest pasją: projektuje biżuterię, która zawiera w sobie elementy starych zegarków. Kobieta otoczyła się pamiątkami i najchętniej wszystko zostawiłaby tak, jak jest, ale w końcu musi się pogodzić z myślą o remoncie. W jego trakcie znajduje zniszczony dziennik. Udaje się odczytać datę – 1884 r. – i nazwisko. Kim była Emilie de Fleury? Lena na własną rękę podejmuje śledztwo, które zaprowadzi ją do pięknej Prowansji. Pojedzie tam z córką, Ksenią, i szybko przekonają się, że nie wszystkim podoba się ich dociekliwość...

Renata Kosin jest autorką pięciu powieści; czytałam je wszystkie, ale to „Tajemnice Luizy Bein” spowodowały, że mogę z całą pewnością powiedzieć, iż autorkę wielbię. W mojej opinii, Kosin znalazła może nie tyle niszę – bo przecież pisze dla szerokiego grona czytelników – co pomysł na siebie i konsekwentnie go realizuje. Ta idea to miłość do Podlasia - jej miejsca na ziemi, gdzie się urodziła i gdzie mieszka - którą przelewa na karty swoich książek, oraz przedmioty i wydarzenia, które ona sama nazywa „zapalnikami” – to z nich zaczyna się opisywana później historia. Te dwa aspekty sprawiają, że w jej twórczości nie ma książek przypadkowych, w każdej widać, jak dobrze jest przemyślana, dopracowana i że pisarka poświęciła jej maksimum czasu, by oddać swoim odbiorcom i wielbicielom „produkt” najwyższej jakości. „Sekret zegarmistrza” nie odbiega pod tym względem od swoich dwóch ostatnio wydanych poprzedniczek. To historia doskonała w każdym calu. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że Kosin bazuje na sprawdzonym już schemacie, zgodnie z którym tajemnicze wydarzenia z przeszłości rzutują na teraźniejszość. Częściowo rzeczywiście tak jest, a mimo to „Sekret...” jest, w moich oczach, całkowicie inny od „Tajemnic Luizy Bein” i jej kontynuacji, „Kołysanki dla Rosalie”. Myślę sobie również, że autorka niejako sama sobie bardzo wysoko ustawiła poprzeczkę, ponieważ, bądźmy szczerzy, dorównać „Tajemnicom...” wcale nie jest łatwo. A jednak Kosin utrzymała wysoki poziom w drugiej częsci i najnowszą odsłoną dobitnie pokazała, że nie ma zamiaru spoczywać na laurach i że nie będzie autorką „jednej książki”. Nasuwa mi się tutaj porównanie z muzyką - są takie gwiazdy, które zabłysnęły jedną tylko piosenką, a potem nastała cisza. Wiem, że sugeruję w ten sposób wyraźnie, jakoby „Tajemnice...” były najlepszym według mnie utworem pisarki, ale zapewniam, że choć podobały mi się wyjątkowo, to jednak teraz nie mogę już powiedzieć, że są najlepsze. „Kołysanka...” i „Sekret...” mogą z dumą stanąć obok nich na podium. Opowieścią o Lenie pisarka udowadnia, że jej gwiazda na polskim rynku wydawniczym nie zajaśniała przypadkowo.

W najnowszym dziele Kosin znajdziemy wszystko to, co najlepsze. Jest wspaniale ukazana magia Podlasia, są rodzinne tajemnice, a zarazem siła więzi między najbliższymi, która potrafi pokonać nawet śmierć. Jest nuta napięcia i wątek sensacyjny, a przede wszystkim jest to oczekiwanie, związane z odkrywaniem przeszłości Emilie de Fleury i całego rodu Śmiałowskich, z którego wywodzi się główna bohaterka. Tylko to oczekiwanie ma dwa odcienie: z jednej strony chce się już wiedzieć, o co chodziło, co wydarzyło się w tych odległych latach, a z drugiej chciałoby się w nieskończoność delektować tą brawurowo poprowadzoną fabułą. Oczywiście u mnie zwyciężyła ta pierwsza opcja; zresztą za każdym razem, gdy mam przed sobą książkę Kosin, rezerwuję sobie więcej czasu, by nie musieć się od niej odrywać. Bo też oderwać się nie sposób, a po co się katować i dzielić sobie lekturę...
Mogłabym tutaj wymienić wszystkie przymiotniki, które byłyby synonimem słowa „zachwycona”, „urzeczona” i inne w tym stylu, by podkreślić, jak bardzo podobał mi się „Sekret zegarmistrza”. Zamiast tego napiszę tylko jedno: Renata Kosin dla mnie jest pisarką przez duże P.     

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak. 

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7328,Sekret-zegarmistrza



6 komentarzy:

  1. Na dniach dotrze do mnie mój egzemplarz :)
    I też lubię tę pisarkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że lektura okaże się satysfakcjonująca:)

      Usuń
  2. Widać Twój entuzjazm, oj widać :) Cieszę się, że książkę już mam. Mam nadzieję, że mnie także zachwyci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że tak twierdzisz, bardzo chciałam "zabrzmieć" entuzjastycznie:) I tego też Ci życzę:)

      Usuń
  3. Muszę w końcu poznać prozę tej autorki. Tyle dobrego o niej czytałam. Tylko nie wiem co wybrać na początek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wioluś, "Sekret..." wydaje mi się w sam raz na pierwsze spotkanie:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.