Natalia Sońska „Garść pierników, szczypta miłości”, Czwarta
Strona 2015, ISBN 978-83-7976-339-9, stron 364
Hanna Bielska na pierwszy rzut oka wygląda na pewną siebie
kobietę sukcesu. Wie, czego chce, jest świadoma swojej wartości, nie boi się
sięgać po to, co jej się należy. Ale tak naprawdę to tylko część obrazka.
Położenie nacisku na rozwój zawodowy, na karierę, jest wynikiem nieudanego
związku. Gdy przed kilku laty rozstawała się z Markiem, obiecała sobie, że
więcej się nie zakocha, bo po co jej to? Relację ze swoim byłym opiera teraz na
przyjaźni; gorzej, że jego żona jest jej szefową, więc o sympatycznym
porozumieniu mowy raczej nie ma. O awansie chyba też nie i jak na razie Hania
jest skazana na poprawianie cudzych tekstów, mimo że tak bardzo chciałaby pisać
swoje. Uporządkowane życie Hanki idzie w odstawkę, gdy w jej życie
niespodziewanie wkracza Wiktor. Wszystko zaczyna dziać się coraz szybciej i
spontanicznie, a Hani, o dziwo, nawet się to podoba. Czy Wiktor okaże się tym,
dla którego warto zmienić swoje poglądy na miłość i związki?
Muszę do czegoś przyznać: mam małą alergię na bohaterki
literackie o imieniu Hania. Była jedna taka, która doprowadziła mnie do stanu
bliskiego rwania włosów z głowy. Od czasu nieszczęsnego – nieszczęsnego dla
mnie, rzecz jasna, bo wielu osobom się podobało – „Alibi na szczęście” postawa
„chciałabym, a boję się” działa na mnie jak płachta na byka. Początkowo bałam
się, choć nie wiem zupełnie, skąd mi się to wzięło, że Hanka Sońskiej będzie
reprezentowała podobny typ. Nawet nie wiecie, jaką ulgę poczułam, gdy okazało
się, że jest całkowicie inna. Od razu uprzedzę, że idealna także nie była, bo
zdarzały się momenty, w których mnie lekko irytowała, ale nie przekroczyła
żadnych granic, dzięki czemu moje włosy pozostały na swoim miejscu;) Skoro nie
raz pisałam o mojej teorii, że lepszy irytujący bohater, niż taki, co to ani
ziębi, ani grzeje, to muszę się tego trzymać, a w przypadku „Garści
pierników...” założenie okazało się słuszne. Sońska zaplusowała postacią Marka.
Och, jak mnie drażnił ten facet! Tylko z wrodzonego szacunku do książek nie
rzuciłam nią parę razy o ścianę. Muszę więc pogratulować autorce umiejętności
kreowania postaci każdego autoramentu: takich do rany przyłóż oraz takich w
stylu „idź stąd i najlepiej nie pokazuj się więcej”.
Kiedyś myślałam, że powieść obyczajową jest napisać bardzo
łatwo. Może faktycznie niektórym łatwo się je pisze, ale z perspektywy
czytelnika już tak różowo nie jest. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie
opierają się właściwie na tych samych schematach konstrukcyjnych i rozbijają o
te same uczucia, więc właściwie można powiedzieć, że to wszystko już gdzieś
było, to chyba trudno jest zaspokoić oczekiwania wybrednego i wymagającego
czytelnika. „Garść pierników, szczypta miłości” może i nie wyróżnia się zbyt
odkrywczą fabułą, ale ma za to coś innego, coś, na czym opiera się jej siła. To
niesamowicie oddany nastrój. Ta powieść jest tak kusząco klimatyczna –
wystarczy popatrzeć na okładkę, by poczuć tego zalążki. I nie wiem, jak autorka
to zrobiła, ale dzięki niej naprawdę można poczuć magię świąt Bożego
Narodzenia. Zazwyczaj nie dobieram lektur do pór roku, ale myślę sobie, że
niniejsza jest doprawdy idealną opowieścią na zimę. Puchaty szlafrok, ciepły
kocyk, kubek z gorącą czekoladą, blask świecących się na choince lampek, w tle
cichy dźwięk kolęd czy świątecznych piosenek, a za oknem biel od prószącego
śniegu – tak wyobrażam sobie najwłaściwszą scenerię dla obcowania z fabułą
pióra Natalii Sońskiej.
Podsumowując, „Garść pierników, szczypta miłości” to powieść
na przyzwoitym poziomie, która ma bardzo dobrze wyważone proporcje. Te momenty,
w których obawiałam się, że zaraz zaleje mnie słodycz i lukier, równoważone są
problemami z życia bohaterów (i częściową irytacją na te, które sami sobie
stwarzają). Sądzę, że Natalia Sońska ma spory potencjał i będzie rozwijać swój
warsztat. Czas spędzony na lekturze jej powieści będę miło wspominać.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Moje zdanie na temat tej książki już znasz. Mnie się ogromnie podobała.
OdpowiedzUsuńTo co, czekamy razem na następną? :)
UsuńJa z kolei nie mam alergii na imię Hania, bo siostrzenica męża ma tak na imię i jest przesłodką istotką. :) Sporo dobrego słyszałam na temat tej powieści, więc może dam się skusić.
OdpowiedzUsuńJa mam tylko na te literackie Hanie alergię;)
UsuńOstatnio coraz rzadziej sięgam po literaturę obyczajową i wątpię żebym zrobiła wyjątek dla tej pozycji :) Niemniej jednak interesuje mnie, co ma do przekazania debiutujaca autorka :) Mnie również działała na nerwy Hania z "Alibi na szczęście"...
OdpowiedzUsuńJa sięgam nadal, ale za to mam coraz większe wymagania;) Cieszę się, że mnie rozumiesz co do "Alibi...".
UsuńMam na nią ochotę, bo okładka mnie po prostu zauroczyła. Już na Targach ręka mi drżała. Ale w domu inwestujemy w kryminały...
OdpowiedzUsuńNo tak, tej do kryminału daleko;) Zauroczenie okładką w pełni zrozumiałe:)
UsuńJuż sam tytuł budzi emocje, zapowiada, że książka nie jest słaba.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie jest:)
UsuńMam ją na półce, będę czytać w okolicach początków grudnia, żeby zdążyć z recenzją przed świątecznymi zakupami prezentów ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno czytanie w grudniu jeszcze podkreśli nastrój:)
UsuńI całe szczęście, że szanujesz książki, bo rzucać o ścianę zawsze można czymś innym, żeby i ściana przetrwała, np. poduszką ;) A na klimatyczną książkę mam ochotę.
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale zanim bym wzięła poduszkę do ręki, to już by mi ochota na rzucanie przeszła;)
UsuńAno właśnie, myślałam, że ten piernik w tytule zwiastuje za dużo słodyczy. Jednak skoro tak nie jest, to z chęcią przeczytam tę książkę. Zbiera całkiem dobre recenzje.
OdpowiedzUsuńTeż się tego bałam, bo lukru w obyczajówkach nie lubię, ale na szczęście udało się autorce zachować równowagę, więc myślę, że dobre recenzje są zasłużone:)
UsuńZobaczyłam imię bohaterki i mi również przypomniała się ta z "Alibi..." ;) Sporo dobrego już o tej ksiażce czytała i cieszę się, że to kolejny tak dobry debiut w literaturze polskiej.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że nie tylko ja miałam takie skojarzenia;)
UsuńJuż o książce słyszałam i czytałam kilka opinii, mam na nią wielka ochotę, mam nadzieję że uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to powieść w Twoich klimatach:)
UsuńCzeka już u mnie na półce. Nie mogę się doczekać, aż zacznę ją czytać :-)
OdpowiedzUsuńZatem miłej lektury:)
UsuńZdjęcie na okładce jest takie... ciepłe, kojące. Nie jestem jednak pewna, czy to książka dla mnie. Chyba poczekam na to, co autorka zdziała w przyszłości.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony wydaje mi się, że faktycznie dla Ciebie za grzecznie, ale z drugiej kto wie, może akurat przekonałby Cię ten klimat;)
UsuńTa okładka jest zachwycająca. Nie czytam raczej tego typu powieści, ale chciałabym ją mieć tylko dla tej okładki. Naprawdę świetna oprawa! Jeśli zaś idzie o zawartość - chociaż to nie mój styl, mogłabym poświęcić jakieś leniwe popołudnie na tę lekturę. Żeby spróbować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Po Książkach Mam Kaca
Na spróbowanie też polecam:) A najlepiej poczekaj do świąt, może wtedy powieść Cię do siebie przekona:)
UsuńJesienne / zimowe popołudnie tylko ja i książka... łyk gorącej herbaty z cytryną / miodem - i dalej zaczytana w kolejne wersy... niekiedy nie dostrzegamy panującej za oknem pogody - a to dzięki niej przecież mamy więcej czasu.... chwila tylko dla nas...Pozdrawiam :) Ps. Czekam na inne propozycje książkowe...
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny, również pozdrawiam:)
UsuńMuszę koniecznie przeczytać, mam ochotę rozgrzać się przy lekturze tego typu :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się w kwestii oceny wydawnictwa - mają naprawdę ciekawe debiuty, jak również interesujących autorów z ciut większym dorobkiem.
Na rozgrzanie w sam raz:)
UsuńZapowiedzi Czwartej Strony zawsze oglądam z ekscytacją:)
Mam, mam i czytać będę, jak się klimat bardziej świąteczny zrobi ;)
OdpowiedzUsuńDobra decyzja:) Ja czytałam, jak była złota jesień, ale i tak nastrój poczułam:)
UsuńMUSZĘ ją mieć na święta. Tyle :D!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Krótko, zwięźle i na temat:)
UsuńPrzeczytałam ja jednym tchem, wczoraj z rana zaczełam, skończyłam o 4 w nocy! Ksiązka zabawna, z humorem, dowcipem, z pazurem. Czasem się śmiałam, czasem wzruszałam a czasem byłam lekko poirytowana i chciałam ją zostawić! wzbudziła we mnie dużo emocji. Twoja recenzja idealnie opisuje tą powieść.
OdpowiedzUsuńBędę Cię odwiedzać!
Pozdrawiam
http://newlifeeasier.blogspot.com/