piątek, 6 listopada 2015

Katarzyna Misiołek "Ostatni dzień roku"



Katarzyna Misiołek „Ostatni dzień roku”, Muza 2015, ISBN 978-83-287-0180-9, stron 448

Wyszła z domu i do tej pory nie wróciła. Ktokolwiek widział poszukiwaną, jest proszony o kontakt... Magda nigdy nawet by nie pomyślała, że podobne zdania będą dotyczyły kiedyś jej rodziny. W sylwestrowy wieczór jej starsza siostra Monika schodzi po jakiś drobiazg do sklepu i już nie wraca. Nikt jej nie widział, wydaje się, że rozpłynęła się w powietrzu. Ani rodzice, ani mąż kobiety nie wierzą, że to mogła być ucieczka; są przekonani, że Monika na pewno by im czegoś takiego nie zrobiła. Wersja z porwaniem też jakoś do nikogo nie przemawia, nie są bogaczami, żeby ktoś miał żądać od nich okupu.

Mijają dni i tygodnie, szanse na odnalezienie Moniki maleją coraz bardziej. Magda zupełnie nie radzi sobie z sytuacją. Rozstaje się z chłopakiem, rzuca studia, całkowicie zmienia tryb życia, odkrywając w sobie tendencje do zachowań destrukcyjnych. Stara się wspierać rodziców i załamanego szwagra, ale czuje, że sama całkowicie się pogubiła. Nie wie już, czy nie lepiej by było, gdyby Monika odnalazła się martwa, ale w ogóle odnalazła, bo życie w takim zawieszeniu to przecież nie życie. Czy możliwe jest, by kiedykolwiek pogodziła się z tym, co ich spotkało?

Katarzyna Misiołek to autorka powieści obyczajowej „Niekochana”, którą zapamiętałam jako książkę bardzo w moim typie, bo realistyczną, bliską rzeczywistości. „Ostatni dzień roku” też taki jest, już więc choćby za to ma autorka u mnie bardzo dużego plusa. Ale nie tylko za to. Drugi należy się za związaną z powyższym wciągającą akcję – historia widziana oczami Magdy przykuwa uwagę i zajmuje myśli. Kolejną zaletą jest lekki, plastyczny język, który podkręca tempo i przyjemność czytania. Istotny jest także, według mnie, postęp, jakiego dokonała Misiołek, bo jeśli mam być szczera, to „Ostatni dzień...” zrobił na mnie o wiele większe wrażenie, niż pierwsza powieść, którą czytałam – nie mam żadnych wątpliwości, że autorka nie spoczęła na laurach, za to rozwinęła swój warsztat. A podsumowując wszystkie pozytywy niniejszej powieści w tej małej „ściągawce” – należy podkreślić, jak dobrze pisarka wie, co zrobić i jak pisać, by skłonić czytelnika do wielu przemyśleń.

Ukochany kubek, a w nim mandarynkowa herbata, taka, jaką piła bohaterka książki
Na mój osobisty odbiór powieści Misiołek niewątpliwie wpływ miało to, że sama jestem młodszą siostrą. Nie było mi zbyt trudno postawić się na miejscu głównej bohaterki i wyobrazić sobie, co przeżywała – choć, oczywiście, sama myśl, że to może spotkać każdego z nas, jest dosyć przerażająca, dlatego starałam się raczej koncentrować na przeżyciach postaci, a nie rozmyślać nad tym, co by było, gdyby coś podobnego spotkało moją rodzinę. Natomiast, przyznaję, miałam problem ze zrozumieniem postępowania Magdy. Rzecz jasna, znów musiałam uciec się do osobistych porównań i mogę tylko twierdzić, że nie mam pojęcia, jak bym sobie próbowała radzić, ale te relacje Magdy z mężczyznami, w które się wikłała, ta autodestrukcja, podświadoma chęć sprowadzania na siebie niebezpieczeństwa – tego za nic nie mogłam zrozumieć. Co tylko świadczy o umiejętnościach autorki – pokazała możliwy scenariusz, jeden z wielu, bo jest ich na pewno tyle, ilu ludzi dotkniętych traumą zaginięcia bliskiej osoby. W tym wariancie Magda karała samą siebie; za nie na miejscu uważała wszystko to, co mogło wzbudzać radość i uśmiech: no bo jak to, nie wiadomo, co dzieje się z jej siostrą, czy w ogóle jeszcze żyje i kiedykolwiek ją znajdą, a ona się cieszy?

Największe obawy miałam, jeśli chodzi o zakończenie. Zastanawiałam się, jak autorka zakończy swoją opowieść, a jednocześnie sama nie wiedziałam, czego oczekiwałam. W każdym razie przyjęłam rozwiązanie zaproponowane przez pisarkę, ale zabrakło mi trochę jakiejś wskazówki, dookreślenia, jak ona sama widziałaby to dalej. Może trochę bardziej rozbudowany epilog byłby tu wskazany. Nie traktuję tego w kategorii zarzutu, to tylko moja drobna, subiektywna uwaga.

„Ostatni dzień roku” to powieść, która funduje solidną dawkę trudnych emocji. Ból, żal, wściekłość, pytania bez odpowiedzi: dlaczego właśnie nas to spotkało i jak dalej żyć – tego wszystkiego u Katarzyny Misiołek nie brakuje. Ale dzięki temu ta książka jest dobra, nie ma w niej lukru, a jest samo życie. Warto przeczytać.    

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

http://muza.com.pl/



10 komentarzy:

  1. Ta książka to mój plan na weekend

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie czytałam powieści obyczajowych i trochę mi do niech tęskno, więc zapamiętam sobie tę autorkę.
    Herbatka mandarynkowa, hmmm. Ja właśnie dobiłam herbatę o smaku gruszka w czekoladzie - polecam :)
    /Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *nie no, aż taka agresywna nie jestem. Nie dobijałam żadnej herbaty :) *dopiłam.

      Usuń
    2. :)
      Gruszka w czekoladzie, brzmi nieźle:)

      Usuń
  3. Mam na oku tę książkę, ale na razie muszę wywiązać się z innych czytelniczych zobowiązań.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuję, że mnie również wywołałaby wiele emocji. Już Twoja recenzja to po części zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmmmm, ciekawa pozycja. Jeszcze nie zetknęłam się z ta książką, ale zachęciłaś mnie...

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.