Beata Chomątowska „Pałac. Biografia intymna”, Znak 2015,
ISBN 978-83-240-3494-9, stron 336
Od czasu do czasu przez media przewija się kolejny akt
namiętnej dyskusji na temat dalszych losów Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
Spór toczy się między dwiema frakcjami: są tacy, którzy uważają, że powinno się
go zburzyć, by raz na zawsze przestał być symbolem narzuconego siłą ustroju;
ale są i ci, którzy niezależnie od konotacji traktują go jako część polskiej
historii, jako zabytek (którym zresztą jest) i nieodłączny element tkanki
stolicy. W Warszawie nie mieszkam, Pałacu nie widziałam, więc nie wiem tak do
końca, czy mam prawo się wypowiadać w tej kwestii, ale osobiście skłaniałabym
się raczej ku tej drugiej opcji, by budynek pozostał. Bo trzeba chyba pamiętać,
że to nie jest tylko kupa cegieł ułożonych w wymyślny kształt, to przede
wszystkim pamięć ludzi, którzy tworzyli historię tego miejsca, będąc
jednocześnie świadkami zmieniającej się Polski pierwszej i drugiej połowy XX
wieku. Beata Chomątowska, dziennikarka i pisarka, oddaje nam do rąk zbiór
tekstów będących właśnie takim osobistym spojrzeniem na Pałac ludzi z nim
związanych.
O historii „snu pijanego cukiernika”, jak bywa nazywany
Pałac, chyba nikt nie wie więcej, niż Halina Szczubełek, jego kronikarka. Pracę
rozpoczęła w 1960 r., a wybrała akurat to miejsce, bo tam miała najbliżej z
domu. Zatrudniona jako pracownik biurowy, z czasem dostała zadanie utrwalania
historii Pałacu, „krótko, zwięźle, bez skrótów nazw i organizacji, bo tego
będzie sporo. Zapis w czasie przeszłym, w formie, jaką uzna pani za stosowną,
ale bez własnych komentarzy, i w ciepły sposób, ma się rozumieć” (str. 178). I
tak przez lata, dokładniej: przez trzydzieści pięć lat, na które złożyło się
czterdzieści siedem tomów kronik.
Oprócz tego, w innych tekstach znajdziemy fragmenty listów,
jakie były pisane do Pałacu – celowo tak napisałam, bo część z nich nie
przychodziła do Pałacu, ale pisana była bezpośrednio do niego, traktowanego
jako co najmniej osoba, a czasami nawet i bóstwo o nadprzyrodzonych
możliwościach. Prześledzimy również drogę od pomysłu stworzenia Muzeum
Komunizmu po... upadek tej koncepcji. Poznamy zbiory kolekcjonera, którzy
gromadzi pocztówki i gadżety związane z Pałacem. Jeden reportaż to również
przypadki osób, które zostały wywłaszczone z ziem w okolicach Pałacu. A jego
mroczna strona to losy samobójców, którzy zeń skakali. I na koniec – PKiN to
nie tylko ludzie, ale także żyjące w jego podziemiach koty.
Kiedyś ubolewałam, że tak mało czytam zbiorów reportaży,
dlatego też tak bardzo ciągnęło mnie do publikacji Beaty Chomątowskiej. Wiadomo,
jak to jest z takim zestawieniem: jedne teksty podobają się bardziej, drugie
porywają mniej – w tym przypadku jednak ogólny bilans wypada bardzo pozytywnie.
Mnie autorka potrafiła zaciekawić. Ale to, za co jestem jej szczególnie
wdzięczna, to przede wszystkim perspektywa jednostki. Cenię sobie niezmiernie
taki właśnie relacje, które oddają czyjś subiektywny punkt widzenia na fakty
czy zjawiska związane z wielką historią. Myślę, że nie sztuką byłoby napisać
relację z dziejów Pałacu tak, by przedstawić etapy jego działalności, ale
wówczas moglibyśmy otrzymać tekst suchy, podręcznikowy, pełen statystycznych
szczegółów. A to nie o to chodzi, bo chyba każdego interesują bardziej jakieś
niuanse, ciekawostki, paradoksy. Beata Chomątowska postawiła na indywidualizm i
dzięki temu wygrała.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Księgarni
Bookmaster.
Nie chciała bym, aby zburzono Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. To jednak część naszej historii.
OdpowiedzUsuńOdnośnie powyższej publikacji, o dziwo jestem nią zainteresowana :)
Zaskakujesz mnie, Krysiu:) Zakładałam, że co jak co, ale do tego tytułu Cię nie przekonam;)
UsuńKobieta zmienną jest, a jeszcze Ty tak skutecznie kusisz. Poza tym odkąd pamiętam na swój sposób zachwycam się Pałacem i dlatego chciałabym dowiedzieć się na jego temat czegoś więcej.
UsuńNajważniejsze, że mimo wszystko nie zamykasz się na inne gatunki, takie, które niezbyt często u Ciebie goszczą:)
UsuńA kusić historią to ja uwielbiam:)
Moim zdaniem PKiN powinien zostać. Nie wyobrażam sobie wytaczać się z dworca i nie mieć widoku na Pałac. A co do samej książki - trudno mi wyczuć, czy by mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńCzyli głos zabrały tylko zwolenniczki utrzymania stanu obecnego;) Ja mogę tylko przypuszczać, że znalazłabyś tutaj coś dla siebie, choćby reportaż o kotach;)
UsuńPKiN musi zostać :-) Po pierwsze: lubię socreal, te monumenty, ten patos - ot, podoba mi się. Może nie mam gustu? :-) A po drugie, jak Cyrysia zauważyła, to nasza historia... A książka na ten temat bardzo mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńGust nie gust, myślę, że ważniejsza jest jednak historia:) I Pałac powinno się uszanować jako jej część;)
UsuńHmm obecnie nie mam ochoty na taką publikację, ale przyznam, że mnie zaciekawiłaś i to bardzo.
OdpowiedzUsuńCzyli cel osiągnęłam, nawet jeśli realizacja odwlecze się w czasie;)
Usuń