Anne Brontë
„Agnes Grey”, MG 2012, ISBN 978-83-7779-082-3, stron 240
Agnes Grey jest córką duchownego, który ma pod opieką
niewielką parafię gdzieś na północy Anglii. Jej matka, jeśli chodzi o majątek i
zasoby finansowe, popełniła mezalians, poślubiając ubogiego pastora, jednak
nigdy tego nie żałowała, tworząc z nim zgodny i szczęśliwy związek. Swoje
córki, Agnes i starszą Mary, wychowywali w pogodnej atmosferze, nie szczędząc
im troski i miłości. Gdy jednak tracą całe oszczędności, a ich sytuacja materialna
coraz bardziej się pogarsza, Agnes postanawia pomóc. Choć matka i siostra
starają się ją oszczędzać, traktując trochę jak małe dziecko, dziewczyna
postanawia zostać guwernantką, na początku dzieci młodszych.
Zamieszkuje w domu
państwa Bloomfieldów, a jej najstarszy podopieczny nie ma jeszcze dziesięciu
lat. Szybko okaże się jednak, że zasady i przekonania dziewczyny mają się nijak
do krnąbrnych osobowości tych „niewinnych, słodkich maleństw”, jakim chce je
widzieć ich matka. Wobec braku wsparcia ze strony swoich pracodawców, Agnes
przenosi się do innej rodziny, państwa Murray, którzy mieszkają znacznie dalej
od jej domowników. Tym razem jej uczniowie są starsi, dwaj bracia po roku, ku
uciesze Agnes, wyjeżdżają do szkół z internatem; pozostają tylko Rozalia i
Matylda, pierwsza niezbicie przekonana o własnym uroku, któremu nikt nie jest w
stanie się oprzeć, druga swoimi zainteresowaniami i słownictwem odbiegająca od
wizerunku młodej damy. Czy pracując dla nowych państwa, Agnes zdoła spełnić się
w swojej pasji i misji, jaką jest nauczanie? Czy odnajdzie drogą wiodącą do
osobistego szczęścia?
„Agnes Grey” to dzieło, które wyszło spod pióra jednej z
genialnych sióstr Brontë. Po pierwszym spotkaniu z Charlotte, którym była
lektura „Profesora”, tym razem postanowiłam poznać styl Anne. I już na wstępie
powiem, że jestem nim oczarowana (więc chyba już wiem, którą powieść przeczytam
w następnej kolejności). Choć „Wichrowymi Wzgórzami” autorstwa Emily zachwycam
się już od parunastu lat, ciągle na nowo, a i „Profesor” miał swój
niezaprzeczalny wdzięk, to jednak „Agnes Grey” czytało mi się najlepiej, lekko
i potoczyście. I mimo że tak jak w tamtych utworach, nie można mówić o
nadmiarze akcji, to jednak nie mogłam się od niego oderwać.
Oczywiście największe znaczenie ma tutaj przebieg fabuły, a
zwłaszcza sylwetki bohaterów. Zostały one zbudowane na zasadzie kontrastu
między „tymi dobrymi”, a „tymi złymi”. Łatwo można wysnuć wniosek, że ówczesne
warstwy uprzywilejowane były przekonane o swojej wyższości i byciu tą najwartościowszą
tkanką społeczeństwa, co niekoniecznie było zgodne z prawdą. Z tym, że ci
bogatsi znajdują się w lepszej sytuacji, nie jest trudno się pogodzić, ponieważ
tak było, jest i będzie, ale ich powieściowe zachowanie mocno irytuje. I tym,
co bulwersuje najmocniej, jest sposób wychowywania dzieci, przedstawiony na
kartach książki. Choć nawet nie wiem, czy słowo „wychowywanie” jest adekwatne w
tym kontekście, bardziej pasuje mi „chowanie”, czy wręcz „hodowanie” – bo skoro
już te dzieci są, to trzeba się nimi jakoś zająć i doprowadzić je do
dorosłości, a jak – to ma już mniejsze znaczenie. Złośliwość, mściwość,
okrucieństwo, kłamstwa na każdym kroku, to tylko niektóre z cech, jakimi
dysponowali panicz i panienka Bloomfield, ale w gruncie rzeczy to „przecież dobre
i grzeczne dzieci”, tak, bardzo dobre... Panny Murray nie były lepsze, choć te,
zwłaszcza Rozalia, drażniły swoim podejściem do otoczenia, mianowicie swoją
pewnością, że są zjawiskiem niepowtarzalnym, wokół którego kręci się cały świat
i guwernantka ma być zachwycona możliwością wysłuchania relacji z udziału w
kolejnym balu, gdzie błyszczała tylko ona, czy z rozwijającego się flirtu.
I w tym wszystkim, świecie hipokryzji i obłudy wielkich
państwa, znalazła się biedna Agnes, inaczej wychowana, lekko naiwna idealistka,
wierząca, że wystarczy stawiać się na miejscu dzieci, by zdobyć sobie ich
wdzięczność, zaufanie i wierność. Ale gdzie tam. Choć starała się być
konsekwentna , jej postępowanie rzadko dawało radę skruszyć opór wychowanków;
dodatkowo nie miała możliwości egzekwowania dyscypliny, a środki nacisku także
były mocno ograniczone, z uwagi na podejście rodzicieli, m. in. to, że dzieci
absolutnie nie mogą się przemęczać. Można się zżymać, jak często Agnes dawała
sobą pomiatać, można się buntować, ale natychmiast przychodzi otrzeźwienie, bo
po pierwsze, posada była dla niej niezwykle ważna z uwagi na finanse, a po
drugie, praca guwernantki była jedyną szansą dla młodej, niezamężnej kobiety
chcącej zarabiać. I nie wolno też zapominać, że dla Agnes nauczanie innych było
pasją, pojawiają się wzmianki, jak ciągle sama się dokształcała, dużo czytała i
nie spoczywała na laurach. Tak zaprezentowany obraz społeczeństwa
dziewiętnastowiecznego może szokować tym bardziej, że książkę oparła autorka na
bazie własnych przeżyć i doświadczeń.
„Agnes Grey” to w moim odczuciu powieść fantastyczna. Losy
młodej dziewczyny skonfrontowanej ze światem bogaczy na pewno na długo zostaną
w mojej pamięci, przywołując refleksje, jak wiele człowiek jest w stanie
znieść, by zachować niezależność. Jeśli ktoś chce rozpocząć swoją przygodę z
twórczością wybitnych sióstr Brontë, moim zdaniem „Agnes Grey” będzie idealna
na pierwszy raz, to strzał w dziesiątkę.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu MG.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Czytamy powieści
obyczajowe”.
Mam ją w planach ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak będzie Ci się ją czytało:)
UsuńMam ją w planach, obawiam się niestety, że nie najbliższych :(
OdpowiedzUsuńOj to szkoda:(
UsuńA tej książki właśnie nie czytałam. Muszę nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńAle z całością dzieł sióstr i tak chyba jesteś do przodu:)
UsuńWiele osób narzeka na tę książkę, że jest bardzo słaba itp. ale mnie się baaardzo podobała. Jeśli nie czytałaś "Lokatorki" to jak najszybciej to zrób, bo Anne pisze naprawdę rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego zdziwiły mnie odrobinę niektóre recenzje, bo ja też jestem zachwycona:) I właśnie "Lokatorkę" miałam na myśli, pisząc, co przeczytam w następnej kolejności:)
UsuńTak właśnie myślałam, ale nie byłam pewna :p Koniecznie to zrób. Moim zdaniem jedna z najlepszych książek Sióstr :-)
UsuńMój apetyt na nią wzrasta pod wpływem Twoich słów:)
UsuńNie mogę jakoś przekonać się do twórczości Brontë, gdyż wydaje mi się, że to ,,wyższa półka'', więc nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńKrysiu, mnie też się tak wydaje, ale gwarantuję Ci, że tę czyta się bardzo dobrze:)
UsuńBardzo irytowała mnie główna bohaterka... ;)
OdpowiedzUsuńA mnie jej pracodawcy;)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki sióstr Bronte, ale jakoś mnie nie ciągnie - może kiedyś.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, do klasyki trzeba jakoś dojrzeć;)
UsuńOj na pewno się skuszę. Czytałam jedną książkę jednej z sióstr Bronte i jestem zadowolona ;>
OdpowiedzUsuńJa mam ambitny plan przeczytać wszystkie:)
Usuń"Agnes Grey" rozpoczęło moją przygodę (jak na razie bardzo skromną, ale jednak ;-)) z twórczością sióstr Bronte. Mimo tego, iż powieść jest w zasadzie pozbawiona jakiejkolwiek akcji, to jednak ma w sobie ten nieopisany urok. :)
OdpowiedzUsuńMam podobne zdanie, choć wydaje mi się też, że jednak w "Agnes Grey" było więcej akcji, niż np. w "Profesorze" pióra Charlotte.
UsuńZwracam uwagę na te książki, ale jeszcze żadnej nie miałam okazji przeczytać. Pozostaje mi mieć nadzieję, że to się zmieni ;)
OdpowiedzUsuńJa sobie dawkuję i myślę, że to dobre podejście;)
UsuńNiestety jeszcze przede mną, ale na 100% kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńJa bym chciała w tym roku poznać wszystkie dzieła sióstr, zobaczymy, co wyjdzie z tych założeń;)
UsuńMam zamiar kupić sobie przynajmniej jedną książkę autorstwa którejkolwiek z sióstr Bronte podczas najbliższych Targów Książki w Warszawie. ,,Agnes Grey" ciekawi mnie najbardziej.
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze na Targach:) I mam nadzieję, że zdasz relację;)
UsuńUwielbiam siostry Bronte - sama niedawno czytałam "Vilette" i jestem zachwycona. "Agnes Gray" jest następna w kolejce!
OdpowiedzUsuńA ja "Vilette" zostawię sobie chyba na sam koniec;)
UsuńBędę polować na tę książkę :))
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:)
Usuń