Magdalena Witkiewicz „Szczęście pachnące wanilią”, Filia
2014, ISBN 978-83-7988-087-4, stron 280
Biedny Bachor, czyli Zuzanna Wolicka, lat prawie jedenaście,
wiecznie ma pełne ręce roboty, bo otaczających ją dorosłych nawet na chwilę nie
można pozostawić samym sobie i tylko ona musi o wszystkim myśleć. Ostatnio
powzięła decyzję, że będzie panną roztropną, teraz martwi się, bo jej ukochany
Milaczek cudzołoży, czyli śpi w cudzym łóżku, a konkretnie to jej własnego
ojca, Jacka. Dobrzy by było, żeby mieli wspólne, wtedy obawy Zuzy, że Milenka
pójdzie do piekła i się we trójkę nie spotkają, zostałyby rozwiane. Razem z
drugą ubóstwianą przyjaciółką, Zosieńką Kruk, muszą działać, bo Jacek z Milenką
to by się tak mogli prowadzać jeszcze długo, a przecież nie ma na co czekać. Katalog
z biżuterią będzie jednym z narzędzi wykorzystanych przez dziewczynkę.
Opiekę nad nimi miałaby sprawować Natalia Kalinowska, z
wykształcenia pedagog, a obecnie matka na cały etat. Mikołaja i Zosię kocha nad
życie, ale jest już zmęczona tym, że nie ma wsparcia ze strony męża, który
uważa, że cóż ona ma takiego do roboty przez cały dzień, że nie może wstawać do
dzieci w nocy; a przecież to on chodzi do pracy i musi być wypoczęty. A Natalia
wolną chwilę – i to dosłownie chwilę – ma tylko w toalecie.
Do kawiarni Ady zagląda też Karolina Nogalska, samotna pani
psycholog, która w każdym mężczyźnie widzi materiał na terapię, oraz Magda
Kondracka, dentystka, matka Amelki i Michałka, żona Adama, który właśnie
przechodzi kryzys wieku średniego w związku ze zbliżającą się czterdziestką;
nowe auto, w którym absolutnie nie wolno siadać w dżinsach, bo mogą zabrudzić
jasną tapicerkę, jest tylko jednym z jego przejawów.
Na każdą książkę Magdaleny Witkiewicz czekam z niecierpliwością, mając pewność, że czeka mnie spora dawka przyjemności, ale i subtelnie podanych refleksji. „Szczęście pachnące wanilią” to powieść, która jest jak powrót do domu, ponieważ spotykamy naszych dobrych znajomych: Milaczka,
Zuzę i Zosieńkę. Ta książka jest po prostu cudowna – jej lekturze
towarzyszył stały uśmiech; nieraz też popłakałam się ze śmiechu, bo komizmu
sytuacyjnego, jak i słownego, nie brakuje, a wręcz jest go pełno. Oczywiście
zasługa w tym bohaterów; do bezkonkurencyjnego Bachora dołączył Niunio
Kondracki i jego starsza siostra - oboje bystrzy, lubiący zadawać pytania i
dzielić się swoją wiedzą z otoczeniem w najmniej odpowiednich momentach. Z
dorosłych postaci największą uciechę wzbudza tatuś Niunia, za to w
osobie jego teściowej pisarka wprowadziła, z przymrużeniem oka, cechy
prawdziwie czarnego charakteru. Najchętniej wymieniłabym wszystkie te sceny,
które tak bardzo przypadły mi do gustu i idealnie wpasowały się w moje poczucie
humoru, ale nie chcę pozbawiać Was tej przyjemności, przeżyjcie ją sami, a na
pewno będziecie zadowoleni.
Oczywiście Magdalena Witkiewicz nie byłaby sobą, gdyby nie
chciała nam przekazać czegoś głębszego. Kolejny raz dotyka relacji nie tylko
damsko-męskich, ale teraz też rodzinnych. Pokazuje, jak zmienia się
rzeczywistość, gdy do dwójki dołącza ten trzeci, malutki ktoś, któremu trzeba
poświęcić wszystkie siły, by niczego mu nie brakowało, zwłaszcza gdy dopiero
niedawno pojawił się na świecie. Gdy dzieci dorastają, a w związek ich rodziców
często wkrada się rutyna, bo przedszkole, szkoła, rozrywki, praca i trudno w
tym zabieganiu znaleźć czas dla siebie, by po prostu pobyć razem, bez myślenia,
co jeszcze jest w planie do wykonania. Pisarka nie omieszkała też wspomnieć o
relacjach dorosłych dzieci z rodzicami, którzy zawsze wiedzą lepiej, co jest
dla nich dobre i czasem obierają dziwne metody postępowania, jak mama Magdy
Kondrackiej.
Witkiewicz ze zrozumieniem i ciepłem podchodzi do rozterek,
jakie towarzyszą pewnie każdej matce: jak pogodzić wszystkie role, by czuć się
spełnioną. I to ciągłe rozdwojenie - z jednej strony kobieta chce iść do pracy,
mieć coś swojego, sprawdzać się na jakimś polu, ale wtedy dopadają ją wyrzuty
sumienia, że nie poświęca dzieciom tyle czasu, ile faktycznie by chciała. I tak
przez cały czas, aż do matury, albo i dłużej... Jednocześnie pisarka dotknęła
najczulszych stron mojej duszy, ożywiając tkwiący jeszcze w uśpieniu instynkt i
tęsknotę za dzieckiem – szczególnie poruszyła mnie scena, gdy do Natalii
siedzącej z Zosią na ręku, przytulił się synek, dotykając ją zimnym stópkami; i
choć wcześniej miała napad paniki i uaktywnił się baby blues, to jednak
poczuła, że jest szczęśliwa. Nie ukrywam, wzruszyłam się; ten epizod tchnął
pięknem i uniwersalną prawdą, że czasem uśmiech dziecka potrafi odegnać
wszelkie smutki.
Nie wiem, jak ona to robi, ale Magdalena Witkiewicz otula
mnie swoim słowami, jak kokonem; wśród nich czuję się swojsko i bezpiecznie, i
wcale nie chcę opuszczać świata stworzonego przez jej wyobraźnię. Czytając
„Szczęście pachnące wanilią”, miałam wrażenie, jakby tę opowieść snuła mi
najlepsza przyjaciółka, dostarczając powodów i do śmiechu, i do ciepłych łez
wzruszenia. A wszystko to w unoszącym się wokoło słodkim aromacie wanilii.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Magdalenie
Witkiewicz i Wydawnictwu Filia.
Brzmi całkiem ciekawie, ale ja na razie nie mam czasu. Muszę najpierw nadrobić bieżące zaległości czytelnicze.
OdpowiedzUsuńRozumiem, ale pamiętaj o niej;)
UsuńJak ja czekam na tę książkę!
OdpowiedzUsuńNie dziwię się wcale, bo jest na co:)
UsuńKsiążka zapowiada się świetnie, więc mam nadzieję, że będę mogła poznać ją jak najszybciej. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam za to mocno kciuki:)
UsuńZapowiada się bardzo ciekawa lektura ;-)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam!
UsuńLubię ksiażki pani Magdy, w tej przeszkadza mi tylko cukierkowa okładka, ale pasuje do konwencji. Z pewnością sięgnę, to tylko kwestia czasu ;)
OdpowiedzUsuńA mnie się okładka bardzo podoba:)
UsuńUwielbiam wanilię i lubię prozę autorki, czego chcieć więcej.
OdpowiedzUsuńTylko tego, żeby egzemplarz szybko wpadł Ci w ręce:)
UsuńNęci mnie ta książka bardzo i chyba się zdecyduję na zakup. :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie warto:)
UsuńNie mówię,że nie, ale kurcze no teraz mam tyle do przeczytania;) fajna ta okładka co nie?:)
OdpowiedzUsuńOkładka jest śliczna:) Właśnie dlatego, że taka słodka, to mi się podoba;)
UsuńNa pewno przeczytam, ale nieprędko, bo czekają na mnie egzemplarze recenzenckie i trochę czasu mi zajmą :)
OdpowiedzUsuńZnam ten stan;)
UsuńO rany! Ale pięknie o niej napisałaś. Aż żałuję, że nie znam poprzednich i w ogóle żadnych książek autorki, ja to muszę zmienić! Gratuluję recenzji przedpremierowej :)
OdpowiedzUsuńJuż niedługo zapoznam się z autorką, przyniosłam z biblioteki "Ballada o ciotce Matyldzie" może następna w kolejności będzie "Szczęście pachnące ..." :)
OdpowiedzUsuńZ "Ballady..." najbardziej kocham Olusia;)
UsuńPodoba mi się bardzo, od razu leci na lubimyczytać :)
OdpowiedzUsuńSłuszna decyzja:)
UsuńZapewne przeczytam, tylko jeszcze nie wiem kiedy :)
OdpowiedzUsuńLepiej późno, niż wcale;)
Usuń