Anne Brontë „Lokatorka Wildfell Hall”, MG 2014, ISBN
978-83-7779-177-6, stron 528
I połowa XIX wieku. W dworze Wildfell Hall zamieszkuje młoda
kobieta z małym dzieckiem. Jej samotność wzbudza powszechne zaciekawienie wśród
sąsiadów i mieszkańców hrabstwa. Dlaczego jest sama? Co się stało z jej mężem?
Dlaczego tak niechętnie odwiedza sąsiadów i przyjmuje kurtuazyjne wizyty?
Lawina plotek narasta, tym bardziej że dzierżawca majątku, pan Lawrence, nie
zdradza żadnych sekretów. Nie ulega jej jedynie Gilbert Markham, syn szlachcica
na zagrodzie, który poszedł w ślady ojca. Do tej pory zauroczony był córką
pastora, Elizą Millward, ale to tajemnicza Helen Graham wypełnia jego myśli
coraz bardziej. Nie może się oprzeć jej powadze, dostojeństwu i klasie, a cała
jej postać jawi mu się jako wcielenie doskonałości.
Rodzące się między nimi
zaufanie i bliskość skłaniają Helen do przekazania mężczyźnie jej prywatnego
dziennika, w którym opisywała przebieg swojego małżeństwa i motywy, które
skłoniły ją do odejścia od męża. Ta relacja wstrząśnie Gilbertem, tym bardziej
że już wkrótce przeszłość o sobie przypomni, bo nie lubi, gdy pozostawia się ją
samej sobie, nie domykając pewnych spraw...
Kontynuuję moje spotkania z twórczością sióstr Brontë. Po
ostatnio czytanej „Agnes Grey”, która mnie całkowicie oczarowała i pochłonęła
bez reszty, nie mogłam sobie odmówić przyjemności poznania drugiej powieści
pióra Anne. Z jednej strony należałoby powiedzieć, że „Lokatorka...” jest
zupełnie inna od „Agnes...”, z drugiej można jednak dostrzec pewne znaczące
podobieństwa, które wyraźnie pokazują, co tak naprawdę było ważne dla
najmłodszej w kolejności córki pastora z Haworth. Ta inność, o której
wspomniałam, zaznacza się już na początku powieści, gdy narratorem okazuje się
być mężczyzna, młody szlachcic pochłonięty pracą w rodzinnym majątku,
sprawujący opieką nad matką i młodszym rodzeństwem. Z podziwem obserwowałam
sylwetkę Gilberta kreśloną pewną ręką Anne, jego rozterki, targające nim
wątpliwości i sprzeczności. Trzeba więc przyznać, że jeśli chodzi o
przyjmowanie pozycji męskiego narratora, żadna z sióstr nie miała z tym
najmniejszego problemu – Anne również wyszło to naturalnie, bez sztuczności i
przesady. Gdy wraz z Gilbertem zaczynamy czytać dziennik Helen, otwierają nam
się oczy na sedno i przesłanie powieści.
Poznajemy kobietę przepełnioną miłością, którą tak bardzo
chciałaby kogoś obdarzyć. Wie, że to właśnie uczucie musi stanowić fundament
jej małżeństwa, choćby otocznie twierdziło inaczej. Gdy na swojej drodze
spotyka Arthura Huntingdona jest przekonana, że to ten właściwy człowiek, choć
szybko wychodzi na jaw, że ma on też takie cechy, których ona nie jest w stanie
akceptować. Ale chce je miłością i dobrocią wyplenić, i pomóc mężowi wrócić na
właściwą ścieżkę. Ale czy to wystarczy, by pokonać tkwiące w nim demony, które
coraz silniej dochodzą do głosu: jego egocentryzm, złośliwość i radosną chęć
ranienia najbliższych, perwersyjną przyjemność zadawania im bólu? Czy będzie
potrafiła wygrać z jego przyjaciółmi, razem z którymi się stacza? I wreszcie,
czy wszystkie jej przekonania o trwałości związku, o chrześcijańskim
miłosierdziu i wybaczaniu, mogą mieć jeszcze rację bytu, gdy zagrożona jest
czystość duszy jej syna? Jak długi jego matka może tak dawać sobą poniewierać?
I w imię czego, skoro miłość tak szybko uleciała? Decyzja, którą podejmie
Helen, wcale nie będzie łatwa, bo oprócz walki z samą sobą, naraża się na
ostracyzm społeczny. Przecież żona jest własnością męża aż po grób. A do tego
dochodzi jeszcze kwestia utrzymania, samotna kobieta niewiele miała możliwości
do wyboru, jeśli chciała zapewnić sobie niezależność. Naprawdę niełatwe to
życie miała Helen.
Opowieść Gilberta ujęła autorka w formę listów do jego
przyjaciela. Gdy dodamy to tego notatki Helen, otrzymujemy dwa rodzaje narracji,
obydwie pięknie napisane. Anne Brontë posługiwała się wyjątkowym językiem:
kunsztownym, wykwintnym, wobec którego z powodzeniem można zastosować
określenie „gęsty” lub „esencjonalny”. W „Lokatorce...” nie ma zbyt dużo akcji,
wszystko opiera się o emocje i uczucia, a te są widoczne, jak na dłoni, to na
nich musimy się skoncentrować, a właściwie nie musimy – chcemy, wręcz się w
nich zanurzamy, bo daje to wrażenie obcowania z czymś naprawdę wielkim i
wspaniałym, czego chyba z niczym nie da się porównać. Wcale nie przesadzę
stwierdzając, że „Lokatorka Wildfell Hall” to literacka uczta – żałuję tylko,
że mimo pięciuset stron tak szybko się skończyła.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu MG.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Czytamy powieści
obyczajowe”.
Rzeczywiście świetna książka, a te 500 stron nie wiadomo kiedy się kończą ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Prawda? Samo się czyta;)
UsuńTak myślałam, że jeśli "Agnes Grey" zrobiła na Tobie takie wrażenie, to ta książka też Ci się spodoba :-) To jedna z moich ulubionych powieści sióstr, chociaż dwie z nich (Charlotte i Profesor) ciągle przede mną :)
OdpowiedzUsuńA nie "Shirley"?;) Mnie właśnie poza "Profesorem" zostają pozostałe autorstwa Charlotte:) Ale już wiem, że powieści Anne będą dla mnie dość szczególne.
UsuńBardzo bym chciała przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńOby więc się udało:)
UsuńNie miałam jeszcze tej książki w rękach, ale widząc same przychylne recenzje i piękną okładkę - widzę, że warto ją zobaczyć wśród swoich zbiorów:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak, zwłaszcza że to poniekąd klasyka, więc jej wartość jest ponadczasowa:)
UsuńChcę też taką literacką ucztę - na pewno nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńJa muszę sobie zafundować te, co Ty już chyba czytałaś:)
UsuńZapowiada się wspaniale :)
OdpowiedzUsuńI tak też jest:)
UsuńNie mam jakoś przekonania do twórczości Brontë. Nie wiem skąd we mnie taka nieuzasadniona awersja, ale mam nadzieję, że kiedyś ją w sobie pokonam.
OdpowiedzUsuńTo na pewno nie ma się co zmuszać, bo gdybyś czytała z przymusu, to na pewno by Ci się nie podobała. Widać jeszcze nie przyszedł na Ciebie czas;)
UsuńWydaje mi się, ze mi sie spodoba :)
OdpowiedzUsuńZaryzykuję stwierdzenie, że tak;)
UsuńA ja mam chęć na zapoznanie się z twórczością Bronte :)
OdpowiedzUsuńZa mną dopiero cztery powieści, ale polecam:)
UsuńŚwietna recenzja, czuję się zachęcona :)
OdpowiedzUsuńChciałabym nadrobić w końcu zaległości w literaturze klasycznej, w końcu są to sztandarowe utwory, które według mnie, każdy pasjonata książki powinien znać:)
OdpowiedzUsuńMnie też by się przydało, ale powolutku, muszę czekać na odpowiednie momenty, żeby się nie okazało, że jednak mi z klasyką nie po drodze;)
UsuńJakoś nie mogę przebrnąć przez książki sióstr :/
OdpowiedzUsuńPowtórzę to, co pisałam do Cyrysi, nie ma się co zmuszać, przecież wiadomo, że nie każdy musi się odnajdować w danym gatunku:) Może kiedyś poczujesz ochotę i docenisz taką prozę;)
UsuńTa książka jest po prostu piękna. Co prawda momentami była dla mnie ciut przynudnawa, ale w końcu to klasyka.
OdpowiedzUsuńFakt, akcja nie pędzi, ale ma to swój urok:)
Usuń