sobota, 23 kwietnia 2016

Magdalena Witkiewicz "Cześć, co słychać?"



Magdalena Witkiewicz „Cześć, co słychać?”, Filia 2016, ISBN 978-83-8075-092-0, stron 320. Premiera 27.04.2016.

Tekst może zawierać spoilery.

Przed Zuzanną czterdzieste urodziny. Czuje się, jakby była w połowie życia i ten czas – swoisty moment przełomu – skłania ją do rozmyślań nad własną egzystencją. Teoretycznie ma wszystko to, co najważniejsze: męża, o którym z pewnością może powiedzieć, że jest jej przyjacielem, takiego, na którym zawsze może polegać; ukochane córki; pracę i odnowione po latach przyjaźnie ze szkolnej ławy. Ale dla Zuzanny to „tylko” tyle, nie „aż” tyle; chciałaby czegoś więcej – nuty jakiegoś szaleństwa, motyli w brzuchu, romantyzmu zamiast rutyny i przewidywalnego ciepła domowego ogniska, ekscytującej nowości. Gdy po latach spotyka swoją pierwszą wielką miłość, lgnie do niej jak ćma do światła, a strach przez sparzeniem nie jest w stanie jej zatrzymać... 

Magdalena Witkiewicz mawia o sobie, że jest specjalistką od szczęśliwych zakończeń. Ja powiedziałabym jeszcze, szczególnie po kilku jej ostatnich książkach, że stała się specjalistką od historii, o których trudno zapomnieć, po których niełatwo wrócić do rzeczywistości. W moim przypadku było tak zwłaszcza po lekturze „Po prostu bądź” (do tej pory mam dreszcze na myśl o emocjach, jakie we mnie wzbudziła) i czuję, że będzie tak teraz, po „Cześć, co słychać?”. Skończyłam ją czytać już jakiś czas temu, a myśli nadal kotłują mi się w głowie, nie pozwalając ułożyć się w jakąś jednolitą formę. Już wiem, dlaczego ta książka może być odbierana jako kontrowersyjna i wydaje mi się, że ilu będzie odbiorców, tyle będzie jej ocen – każdy będzie patrzył na główną bohaterkę przez pryzmat swoich przekonań i doświadczeń.

To pierwsza książka Magdaleny Witkiewicz, której wiodącej postaci nie polubiłam. I słowo „chyba” jest tutaj bardzo na miejscu, bo w sumie nie wiem, czy można tu mówić o polubieniu bądź nielubieniu – ja Zuzanny po prostu kompletnie nie rozumiałam. W czasie czytania nasuwały mi się skojarzenia z „Opowieścią niewiernej”, tyle że jej bohaterkę, Ewę, rozumiałam w pełni, nie dziwiłam się jej postępowaniu, akceptowałam to, co robiła. Z Zuzanną natomiast jest zupełnie inaczej, co może wynikać stąd, że autorka do pewnego stopnia uprzedza fakty i sugeruje, jak to wszystko się skończy. Choć tak naprawdę nie powinno to mieć żadnego znaczenia, bo zdrada jest zdradą i nie powinna podlegać relatywizowaniu. Ale Witkiewicz w dwóch książkach z tym samym motywem pokazała, że każda sytuacja jest inna, indywidualna, że jeśli w grę wchodzą uczucia, to nic nigdy nie jest czarno-białe, a ma miliony odcieni szarości. Czemu więc taka, a nie inna ocena Ewy i Zuzanny? Może wzięła się ona z faktu, że Ewa walczyła o swoje małżeństwo, a Zuzanna od razu założyła, że w swoim nie znajdzie tego, czego szuka? Może dlatego, że mąż Ewy dawno z niej zrezygnował, a „Zuzannowy” Wojtek był dla niej zawsze, tylko ona nie potrafiła tego dostrzec? A może nie rozumiałam Zuzanny, bo już na wstępie moją niechęć wzbudził Paweł i nie pojmowałam, co ona w nim widzi, po co pcha się w coś, co nie mogło mieć przeszłości, o czym już raz się przecież przekonała? Jakby tego było mało - tych rozważań i wątpliwości, i prób postawienia się na miejscu teraźniejszej Zuzanny - to jeszcze większą wodę z mózgu zrobiła mi autorka, gdy zdradziła tajemnicę z przeszłości bohaterki. Nastała dłuższa chwila całkowitego oszołomienia i konsternacji, po której chyba jeszcze mniej ogarniałam to, co się stało. Wierzę, że taka sytuacja mogła się wydarzyć naprawdę, bo w końcu nie takie scenariusze życie pisze, ale i tak nie potrafiłam połączyć tego w jedną całość.

To wszystko, co napisałam powyżej, świadczy jednak o tym, jak wielkiej klasy pisarką jest Witkiewicz. Snuje swoją opowieść, czytelnik myśli, że wie już wszystko, po czym jednym ruchem autorka przetasowuje karty i całkowicie zmienia obraz sytuacji, dokładając zupełnie niespodziewany element. Mistrzostwem jest też to, że choć nie poczułam jakiejś wspólnoty losów z Zuzanną, to jednak nie potrafię przestać rozmyślać nad jej postępowaniem, a całokształt fabuły i tak oceniam pozytywnie. „Cześć, co słychać?” to opowieść o kobietach czterdziestoletnich, ciągle jeszcze młodych, ale już z bagażem doświadczeń, trochę pogubionych we własnym życiu i odczuciach. Jakkolwiek muszę przyznać, że ta powieść nie dostarczyła mi aż takich wrażeń, jak „Po prostu bądź” (niezmiennie od premiery uważam ją za najlepszą powieść Magdaleny Witkiewicz), to z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że warto się zmierzyć z „Cześć, co słychać?”, problemami, jakie porusza i refleksjami, jakie wywołuje.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Filia.  

http://www.wydawnictwofilia.pl/Ksiazka/132

14 komentarzy:

  1. Mam w planach tę książkę, ale na razie tonę w innych zaległościach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę jeszcze, żebyś szybko z nich wyszła:)

      Usuń
  2. Nie przeczytałam całej recenzji bo właśnie będę czytać tę książkę. I czuję, że się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lada dzień mam dostać tę książkę w ramach book touru i nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że lektura Cię usatysfakcjonuje:)

      Usuń
  4. Właśnie przypomniałaś mi, że muszę w końcu zabrać się za "Po prostu bądź"! Ale na "Cześć, co słychać?" również mam ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "PO prostu bądź" czytaj czym prędzej, naprawdę:)

      Usuń
  5. Na 100% przeczytam :) Uwielbiam powieści tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam książkę w planach więc tylko zerknęłam na podsumowanie, ale myślę, że się nie zawiodę. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki Witkiewicz zawsze chętnie, po tę koniecznie muszę sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.