Karolina Wilczyńska „Ja, kochanka”, Czwarta Strona 2016,
ISBN 978-83-7976-415-0, str. 304
Gdy lata temu brałam do ręki książkę Karoliny Wilczyńskiej
„Ta druga”, byłam, nie wiedzieć czemu, przekonana, że to powieść o kochance.
Wiem, że zazwyczaj mówi się o niej „ta trzecia”, ale teoretycznie dla mężczyzny
jest tą drugą kobietą, po żonie, więc chyba tym tokiem szły moje myśli. Tamten
utwór okazał się być opowieścią o teściowej, ale gdy zobaczyłam zapowiedź
najnowszej książki, uśmiechnęłam się do siebie i przeszło mi przez głowę, że
„przeznaczenie” nie ominęło Wilczyńskiej i jednak napisała książkę o kochance,
„tej drugiej”. Tyle że ta akurat pisarka nie byłaby sobą, gdyby nie poszła
trochę pod prąd.
Miłość kochanki do mężczyzny, który nie jest tylko jej, ma
różne odcienie i oblicza. Jest tu miejsce na zazdrość, że trzeba się nim
dzielić, że spędza czas nie tylko z nią. Pojawia się niepewność, strach, że
kiedyś to wszystko się skończy, że on więcej nie przyjdzie, że nie zadzwoni. Z
innej znów strony czasem rodzi się bunt i zniechęcenie, potrzeba uwolnienia się
z takiego związku – bo niby jest się z kimś, ale praktycznie cierpi się z
samotności. Ale miłość kochanki to przede wszystkim namiętność, ta
niepohamowana, szukająca spełnienia tu i teraz, szybko, gwałtownie, oraz ta
celebrowana niespiesznie, powoli, z przedłużaniem napięcia i odwlekaniem
finału. Nie czytałam zbyt wielu erotyków, ale te, które znam, utwierdziły mnie
w przekonaniu, że wcale nie jest łatwo pisać o seksie, bo jak ugryźć temat, by
nie przekroczyć granic dobrego smaku, a z drugiej strony nie zahaczyć o
śmieszność? Jakich użyć słów, skoro w języku polskim dominuje podejście albo
czysto medyczne, albo już wulgarne? Jednak w przypadku Wilczyńskiej od samego
początku byłam spokojna, że sobie poradzi. Jak sama napisała, ten utwór
kosztował ją najwięcej wysiłku i emocji, ale za to efekt tej ciężkiej pracy
jest znakomity. Gdybym miała jednym słowem określić ten aspekt powieści, bez
wahania użyłabym tego: pięknie. Wilczyńska odarła seks z jego czysto mechanicznych
(czy też technicznych) elementów, pokazała, jak piękny może być, jak może nieść
bliskość i czułość, jak staje się okazywaniem miłości, uwielbienia i
dopełnieniem uczucia duchowego. Naprawdę byłam (w trakcie lektury) i jestem
(już po jej zakończeniu) pod ogromnym wrażeniem. „Wierzę, że spisana przeze
mnie opowieść poruszy serca i ciała, że doznacie tych samych uczuć, co jej
bohaterka – całego spektrum kobiecych emocji” (str. 297). Wiara pisarki jest
tutaj w pełni uzasadniona – gdy czyta się kolejne strony zwierzeń powieściowej
kochanki, budzą się zmysły i domagają się zaspokojenia...
„Ja, kochanka” to przykład wyśmienicie wyważonej kompozycji
dla ciała i ducha. Powiedziałabym, że dla ciała jest erotyczny wymiar powieści,
dla ducha zaś – refleksje, jakie wywołuje. Może celowo autorka nie ukazała
sytuacji U., by odbiorca nie myślał o jego ewentualnej żonie czy partnerce, a
skupił się na przeżyciach kochanki. Jednocześnie Wilczyńska uświadamia, jak
nieokiełznaną potęgą może być pożądanie, bo gdy „spotykają się te dwie
największe siły – kobiecość i męskość”, „cała reszta przestaje mieć znaczenie”
(str. 298). Może równie celowo bohaterowie nie mają imion, nie znamy szczegółów
z ich przeszłości, by dobitniej pokazać, że ich historia może przydarzyć się każdemu
z nas, że może pojawić się uczucie mające siłę lawiny, wobec którego wszystkie
nasze przekonania w rodzaju: „nie mogłabym być kochanką”, „nie odebrałbym komuś
żony” mogą okazać się tylko pustymi słowami.
Karolina Wilczyńska każdym swoim dziełem pokazuje, że jest
specjalistką w przelewaniu emocji na papier w taki sposób, że odczuwają je nie
tylko postaci, ale także, a może przede wszystkim, czytelnicy. Teraz jednak
przeszła samą siebie, bo „Ja, kochanka” to sam koncentrat emocji: żywy,
pulsujący, zmysłowy, prawdziwy. Wyzwaniem i sztuką jest napisać historię o
dwójce tylko postaci, o łączącej ich miłości, tak, by czytelnik stracił z oczu
cały świat i żył przez chwilę tylko ich uczuciem. Karolina Wilczyńska to
potrafi. Każdą jej powieść cenię sobie bardzo, ale „Ja, kochanka” wysuwa się na
prowadzenie w rankingu tych najlepszych – autorka udowodniła, że nie boi się
kontrowersyjnych tematów i że o tym, o czym opowiedzieć wcale nie łatwo: o
seksie, o intymności, można pisać w sposób piękny, trafiający prosto w serce.
Brawo. Jestem pełna podziwu.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Bardzo lubię książki tej autorki, ale narobiły mi się takie zaległości, że z tej niestety musiałam zrezygnować. :(
OdpowiedzUsuńMoże nadrobię za jakiś czas.
Mam nadzieję, bo jestem ciekawa Twojego zdania, zwłaszcza że gatunek chyba też nie Twój;)
UsuńJak tylko znajdę chwilkę wolnego czasu, to na pewno wezmę się z powyższą książkę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to coś w sam raz dla Ciebie:)
UsuńJuż z Twojej recenzji wyczuwa się te emocje, więc tym bardziej chcę przeczytać tę książkę. Byłabym nią urzeczona.
OdpowiedzUsuńJestem tego pewna:)
UsuńJestem ciekawa jak autorka poradziła sobie z opisem tych wszystkich uczuć, chętnie przeczytam książkę.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, naprawdę dała radę:)
UsuńCzytałam wywiad z aktorką na temat tej powieści.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy ten sam co ja;)
UsuńW magazynie internetowym "Życie i pasje"
UsuńCzyli ten sam:)
UsuńDo tej pory czytałam jedynie "Jeszcze raz, Nataszo!" i styl pani Wilczyńskiej przypadł mi do gustu. Jestem pewna, że niebawem sięgnę po tę książkę, bo lubię powieści, w którym emocje są wyczuwalne.
OdpowiedzUsuńPozostałe też Ci polecam:)
UsuńNietuzinkowa powieść o kochance? Brzmi intrygująco, więc na pewno dam się skusić. Tym bardziej, że nie znam jeszcze twórczości Wilczyńskiej. :)
OdpowiedzUsuńTaka wspaniała pisarka i jeszcze jej nie znasz? ;)
Usuń