sobota, 1 sierpnia 2015

Patrycja Bukalska "Sierpniowe dziewczęta'44"



Patrycja Bukalska „Sierpniowe dziewczęta’44”, Trio 2013, ISBN 978-83-7436-327-3, stron 308

Wydawać by się mogło, że o Powstaniu Warszawskim napisano i powiedziano już wszystko. Ja jednak uważam, że wcale tak nie jest. Myślę, że uczestniczenie w nim, jego przeżycie było doświadczeniem tak indywidualnym, tak jednostkowym – mimo, oczywiście, podobieństwa losów – że dopóki żyją jeszcze Powstańcy, nadal jest o czym pisać. A gdy ich już zabraknie, powinniśmy dbać o ich wspomnienia, o to, by ich świadectwa zachowały się dla przyszłych pokoleń, by pamięć o ich zrywie, niezależnie od jego oceny, przetrwała w narodzie. Bo pamięć to tożsamość.

W zeszłym roku, z okazji okrągłej rocznicy wybuchu Powstania, lektury na jego temat wręcz się wysypywały. Nie brakowało wśród nich również tych, które patrzyły na jego przebieg z perspektywy kobiecej, by przywołać tylko „Dziewczyny z Powstania” Anny Herbich czy „Bohaterki Powstańczej Warszawy” Barbary Wachowicz. Ale jeszcze w 2013 roku ukazała się publikacji Patrycji Bukalskiej „Sierpniowe dziewczęta’44”. To zapis rozmów, jakie od 2002 r. prowadziła autorka, dziennikarka „Tygodnika Powszechnego”, z bohaterkami tamtych dni. Jak sama podkreśla, „każde spotkanie było ważne. Każde było lekcją. Nie patriotyzmu, bohaterstwa, ale po prostu lekcją życia” (str. 5).

„Miały zwykle po kilkanaście lat. Raczej dziewczynki niż kobiety. Często przed pierwszą miłością, przed pierwszym pocałunkiem. Podejmujące decyzje, które dla wielu starszych osób byłyby trudne. Dźwigające za ciężkie pakunki z bronią, obarczane zbyt wielką odpowiedzialnością. Bez nich nie byłaby możliwa ani konspiracja, ani otwarta walka w czasie Powstania” (str. 6). Różnie o sobie mówią, ale większość z nich uważała się za żołnierzy. Nawet jeśli nie miały broni i nie strzelały – a będąc łączniczkami lub sanitariuszkami, raczej jej nie miały – to liczyła się przysięga, a ona zobowiązywała. Rozkaz był rozkazem i robiło się to, co było trzeba. Wszystkie zwracają jednak uwagę na szacunek ze strony dowódców i tych, co walczyli na pierwszej linii ognia. 

„Dwadzieścia jeden uczestniczek Powstania opowiedziało (...) o tym, co było najważniejsze. O wolności i walce, miłości i śmierci” (str. 6). Każdy rozdział to zebrane wypowiedzi kobiet o konkretnym zagadnieniu. Opowiadają, jak wyglądał pierwszy sierpnia 1944 r. każdej z nich. Wspominają, jak wyglądały walki i jak radziły sobie z wszechobecną śmiercią. Sięgają do traumatycznego przeżycia, jakim było przejście kanałów. Mówią o swojej wierze w to, że Powstanie miało być krótkie i zwycięskie. Tym bardziej więc trudno było im wszystkim pogodzić się z kapitulacją. Przytaczają historie powstańczych miłości – wiele z nich zresztą wyszło za mąż za kolegów z oddziałów czy nieznanych wcześniej, ale także żołnierzy Powstania. Wracają pamięcią do szczegółów związanych z ciałem; mówią, jak radziły sobie z myciem, zapachami, w co się ubierały, skąd zdobywano jedzenie. Nie było takiej, której Powstanie by się nie śniło. I tylko „jedno pytanie niemal zawsze pozostawało bez konkretnej odpowiedzi. Kobiety w Postaniu nie miały marzeń” (str. 5).

Jako że nie uciekam od tematyki Powstania i sporo lektur mu poświęconych już za mną, to w tej książce nie było raczej nic, co by mnie zszokowało czy zdziwiło. Zdecydowanie jednak z wypowiedzi uczestniczek walk wybija się przekonanie, że Powstanie Warszawskie było dla nich doświadczeniem niezwykle istotnym – oczywiście trudnym, które na pewno je zmieniło, i które zostało z nimi już na zawsze, nawet jeśli o nim nie mówiły. Podkreślają jednak, że to, co przeżyły, miało „ogromną wartość” (str. 271), że są z tego dumne (str. 279); że przyjaźnie, które wówczas się zrodziły, „trwały całe życie” (str. 291). I wszystkie, „absolutnie wszystkie powtarzają, że nie dałyby sobie tego doświadczenia odebrać” (str. 298).

„Ich opowieści o Powstaniu też są inne, niż te, do których przywykliśmy. Mało tam akcji i strzelania, liczb, danych, lokalizacji oddziałów. Więcej uczuć, zapachów, kolorów, wspomnienia deszczu i pierwszego papierosa” (str. 6). I rzeczywiście tak jest, a przez to „Sierpniowe dziewczęta’44” stają się lekturą wielce emocjonalną i emocjonującą.   

Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

13 komentarzy:

  1. Jak wiesz, nie jest to moja ulubiona tematyka, chociaż nie skreślam tej książki całkowicie, bowiem obecnie czytam pewną około-wojenną powieść i jestem zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale do tej gorąco Cię namawiam, z tego względu, że to relacje kobiet.

      Usuń
  2. Odpowiedni czas na taką właśnie lekturę. Takie książki trzeba czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację, zawsze w sierpniu szukam lektur na temat Powstania. Choć tę przeczytałam w lutym, jakoś mi tak zeszło z opublikowaniem recenzji.

      Usuń
  3. Zgadzam się z tym, co napisałaś na wstępie - trzeba spisywać te relacje, dopóki mamy na to szansę, a później dbać o te wspomnienia. Książkę mam w planach, po Dziewczynach z Powstania szukam takich tytułów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że cały czas się takie ukazują. Teraz bardzo ciekawią mnie "Łączniczki", choć nie wiem, czy uda mi się je przeczytać.

      Usuń
  4. Brzmi świetnie, chyba narobiłaś mi mega ochoty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodziło, wiecie, że do takich książek będę namawiać zawsze.

      Usuń
  5. O Powstaniu Warszawskim zawsze chętnie.. Wczoraj oglądałam uroczystości, czytałam wiele wypowiedzi tych, co przeżyli.. Zawsze się wzruszam i podziwiam odwagę naszych rodaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się wzruszam. Płakać mi się też chciało, jak oglądałam ten wieczorny koncert, gdzie mieszkańcy Warszawy śpiewali powstańcze piosenki.

      Usuń
  6. Jestem pewna, że sięgnę po powieść. Lubię tą tematykę, chociaż z pozoru jak sama napisałaś, czasem wiemy już wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wprawdzie nie powieść, ale przeczytać tym bardziej warto:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.