środa, 11 lutego 2015

Zoé Valdés "Kobieta, która płacze"



Zoé Valdés „Kobieta, która płacze. Dora Maar – muza, kochanka i ofiara Pabla Picassa”, Muza 2015, ISBN 978-83-7758-911-3, stron 352. Premiera 18.02.2015

Nie będę ukrywać, że do pewnego stopnia fascynują mnie historie partnerów osób, które w powszechnej świadomości istniały i mimo upływu lat istnieją nadal jako geniusze. Intryguje mnie, jak absolut sztuki miesza się z prozą codziennego życia. Takie opowieści pozwalają spojrzeć na twórcę obdarzonego rzadko spotykanym talentem przede wszystkim jak na zwykłego człowieka, ze wszystkimi jego wadami i zaletami, jak na istotę z krwi i kości, a dopiero później jako jednostkę wybijającą się ponad przeciętność. Ponadto ogromnie sobie cenię biografie nietuzinkowych kobiet. Tak mogłabym  przedstawić motywacje, jakie kierowały mną, gdy decydowałam się na lekturę „Kobiety, która płacze”. Na czym opiera się jej fabuła?

Kubańska pisarka, od lat mieszkająca w Paryżu, dokąd uciekła ze swojej ojczyzny, jest zafascynowana życiorysem Dory Maar, kochanki Picassa. Chce napisać o niej książkę. Punktem wyjścia ma być dla niej kilkudniowa podróż, jaką artystka, fotograf i malarka doby surrealizmu, odbyła do Wenecji wraz z przyjaciółmi, Bernardem Minoretem i Jamesem Lordem – ten drugi jest autorem publikacji „Picasso i Dora”. Po tym ośmiodniowym wypadzie Maar ucieknie w samotność, a całym jej światem stanie się paryskie mieszkanie wypełnione pamiątkami po związku z malarzem, które opuszcza codziennie tylko po to, by udać się na mszę do katedry Notre Dame. Kubanka stara się dociec, co kierowało Dorą, że postanowiła usunąć się z rzeczywistości, która do tej pory ją pochłaniała.

Książka Zoé Valdés jest, niestety, przykładem tego, jak mocno mogą się rozminąć nastawienia i wrażenia po lekturze. Oczekiwałam biografii Dory Maar i nie mogę nawet powiedzieć, że zwiodło mnie słowo „powieść” umieszczone na okładce, bo także powieść, ale oparta na źródłach historycznych, potrafi być wielka i mnie do siebie przekonać. Tutaj źródła są podane, ale zabrakło mi pełniejszego wyjaśnienia ze strony autorki, co dokładnie jest „fikcją stworzoną z czystej wyobraźni”, na czym polegają te „subtelności i wymysły właściwe temu rodzajowi literackiemu, jakim jest powieść” (str. 349). Może byłoby inaczej, może odbiór byłby lepszy, gdyby nie zastosowana w utworze chronologia, a właściwie jej brak. To jest moje największe zastrzeżenie wobec „Kobiety, która płacze”, które rzutuje na całość oceny. Do tego, że narrację snuje sama Valdés – czy może jej powieściowe alter ego; Dora, Bernard Minoret i James Lord, po dość długim czasie, ale jednak się przyzwyczaiłam; odczuwałam natomiast dotkliwy brak spójności wszystkich tych wypowiedzi, a przede wszystkim ich wyrazistszego i bardziej konkretnego uporządkowania w czasie. Czytam sporo biografii i powieści biograficznych, i zawsze bardziej trafiają do mnie te w „tradycyjnej” formie. Nie twierdzę, że ma być  klasycznie aż do bólu, czyli „urodziła się wtedy i wtedy, itp.”, ale jednak opowieść Valdés pozostawiła we mnie wrażenie głównie chaosu. Wiem, że to powieść, ale nawet ona powinna mieć jakąś harmonię – tu jej nie dostrzegłam. Wolałabym raczej, żeby autorka przejęła formę dokumentu, a nie fikcji opartej na faktach.

Rozumiem, że pisarka chciała się skoncentrować na podróży do Wenecji jako punkcie zwrotnym w życiu Dory Maar. Przywoływała więc obrazy z jej wcześniejszych lat, ze związku z Picassem oraz środowiskiem, w jakim oboje funkcjonowali. Jeśli jednak chciała przedstawić swoją koncepcję na temat tego, co skłoniło Dorę do takiej decyzji, to chyba się ona rozmyła w nadmiarze artystycznego wyrazu (tak to odebrałam, ale może się nie znam na wielkiej sztuce i nie potrafię docenić takiej stylizacji języka; wolę prostotę) – lub też ja, zmęczona kolejnymi stronami, po prostu ją przegapiłam. A to chyba znaczy, że sedno całej opowieści - i związku dwojga artystów – zwyczajnie mi umknęło. 
Po skończeniu obejrzałam w sieci zdjęcia Dory Maar i szczerze mówiąc, nie potrafię pojąć, co ona widziała w Picassie. Jeśli malarz traktował ją tak, jak zaprezentowała to Zoé Valdés, to tym bardziej trudno mi zrozumieć, czemu tkwiła w takim chorym układzie. Nie wiem, czy faktycznie aż tak go kochała, ale gdyby tak, to jestem chyba za głupia, żeby taką miłość ogarnąć rozumem, bo dla mnie miłość wyklucza zdrady, poniżanie i upokarzanie na każdym kroku. Obraz Picassa, jaki wyłania się z „Kobiety...”, jest wyjątkowo negatywny, miejscami nawet obrzydliwy i w moich oczach nie usprawiedliwia go nawet talent (inna sprawa, że tego też nie pojmuję, jego dzieła nie rzucają mnie na kolana, ale jak wspomniałam, pewnie się nie znam. Wolę impresjonistów...) – nie ma on nic do rzeczy, jeśli jest się parszywcem. Tym bardziej więc, patrząc na fotografie autorstwa Maar, nie rozumiem, dlaczego nie walczyła o siebie i swoją karierę, czemu była mu tak uległa...

Cóż, nie ma co ukrywać, że „Kobieta, która płacze” mnie rozczarowała. Opowieść Valdés miała wielki potencjał – bo nie przeczę, że z wielkim entuzjazmem podeszłam do opisu, że chciałam dowiedzieć się więcej o tytułowej bohaterce – ale według mnie zawiodła jego realizacja. Mam wrażenie, że pisarka przesadziła z artyzmem, myśląc może, że im bardziej „udziwni” tok narracji, tym lepiej, ale mnie taka konstrukcja fabuły zupełnie nie przekonuje. Myślę, że w tym przypadku prostota i chronologia wyszłyby tej historii na dobre, tym bardziej że Valdés dysponowała świadectwami dwóch uczestników tej opisywanej wyprawy do Wenecji. A poza tym związek Maar i Picassa sam w sobie był na tyle specyficzny, że przedstawiająca go książka nie powinna iść w tym samym kierunku. Zazwyczaj namawiam do czytania biografii (lub powieści na ich podstawie); szkoda, że tym razem nie mogę tego zrobić.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza. 

http://muza.com.pl/

19 komentarzy:

  1. Zatem na razie się nie zdecyduję na tę książką, mam zdecydowanie ciekawsze książki na liście :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, co innego źle napisana książka, co innego relacje między tym dwojgiem - być może rzeczywiście ten układ był chory i toksyczny, a wtedy niełatwo jednemu z partnerów się z niego uwolnić, choćby nie wiem co. Tak więc nie wiem do końca, czy od lektury odrzucił Cię wizerunek bohaterów, którego nie akceptujesz, czy po prostu fakt, że sposób pisania i styl autorki odbiega od Twoich oczekiwań. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jednak forma literacka.
      Wiesz, mogę nie rozumieć relacji Dory z Picassem, nie zgadzać się z nią, nawet jej nie akceptować, ale w gruncie rzeczy nie mnie oceniać ich związek. To było ich życie, i mnie nic do tego, mogę to tylko przyjąć. Natomiast styl i rodzaj narracji męczył mnie na tyle, że zupełnie nie mogłam się zaangażować w treść. Może byłoby inaczej, gdybym miała większą wiedzę na temat tych artystów, była już po lekturze innych poświęconych im publikacji? Sama już nie wiem. Coś zwyczajnie nie "zagrało".

      Usuń
  3. Może kiedyś się skuszę, ale na razie nic mnie specjalnie do tej książki nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię biografii ,a jak już są nieudane to całkowita klapa. dla mnie byłbay to istna męczarnia;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro książka ciebie rozczarowała to ja nie zamierzam się za nią rozglądać. Ponadto, nie przepadam zbytnio za czytaniem biografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że raczej nie przypadłaby Ci do gustu.

      Usuń
  6. To w sumie chyba dobrze, że zrezygnowałam z tej książki. Mogłoby mnie bowiem spotkać rozczarowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewności nie mam, ale uważam, że dobrze zrobiłaś;)

      Usuń
  7. A po pierwszym akapicie pomyślałam, że książka jak najbardziej dla mnie. No cóż całkowicie rozwiałaś moje wątpliwości, skoro tobie się nie spodobała, to ja również nic ciekawego w niej nie znajdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak myślałam po opisie i widzisz, co mi z tego przyszło;)

      Usuń
  8. O mamusiu:) to miałam jednak nosa, żeby jej nie zamawiać.Paula, nasze gusty na ogół się pokrywają, więc sądzę, że raczej nie przypadła by mi do gustu. A tak dobrze się zapowiadała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To razem z Awiolą możecie sobie pogratulować, pytanie, czemu mnie intuicja aż tak zwiodła;)

      Usuń
    2. A bo spojrzy się na wydawnictwo...dobre, gniotów nie wydaje; tematyka ciekawa jak z opisu na okładce wynika i bierze się. Mnie też to się nieraz zdarzyło.

      Usuń
    3. I dlatego pewnie rozczarowanie jest potem tak duże.

      Usuń
  9. wobec takiej antyreklamy.... jednak przeczytam, by mieć własne zdanie...

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.