Edyta Świętek „Tam, gdzie rodzi się miłość”, Replika 2015,
ISBN 978-83-7674-425-4, stron 400
Jak to jest żyć w poczuciu nieustającego zagrożenia? Wie o
tym doskonale rodzina Hajdukiewiczów. Właściciele rodzinnego interesu, czyli
hotelu nad Jeziorem Solińskim, ciągle oglądają się za siebie, czekając na
kolejny cios ze strony odwiecznego wroga. Kuzyn ojca Darii i jej braci chce się
zemścić za swoje krzywdy. Szczególnie narażona jest Daria, ale i pozostali nie
mogą się czuć bezpieczni, zwłaszcza po śmierci dwóch najstarszych braci w
niewyjaśnionych okolicznościach. Dziewczyna jest pilnowana dzień i noc, i
odczuwa to coraz dotkliwiej. Ma wrażenie, jakby jej młodość już zawsze miała
się toczyć w areszcie domowym. Chciałaby choć raz zrobić coś samodzielnie, bez
czuwającego nad nią któregoś z krewnych. Okazja nadarza się, gdy poznaje bliżej
jednego z hotelowych gości. Marek wzbudza w niej nieznane uczucia, których
obiekt bardzo jej się podoba, w przeciwieństwie do „wciskanego” jej przez matkę
Łukasza, doradcy finansowego ojca. Czy Daria może jednak zaufać tajemniczemu
mężczyźnie? Przecież nie tego uczono ją od dziecka...
Muszę przyznać, że od pierwszej powieści Edyty Świętek,
którą miałam okazję czytać, czyli od „Cieni przeszłości”, autorka rozwinęła
skrzydła. Mam wrażenie, że „Tam, gdzie...” jest bardziej przemyślana i
dopracowana. I nieważne, że można się było miejscami domyślić, co będzie dalej,
a biorąc pod uwagę zapowiedź drugiej części – jak zakończy się całość. Ważne,
że rozwój akcji zapewnia dreszczyk emocji. Świętek naprawdę udało się oddać ten
stan napięcia, w jakim tkwiła rodzina Darii, a tym samym również i czytelnika
chwyciła w jego szpony. Troszkę może mało zaskakujący jest ostatni akapit,
będący jednocześnie wprowadzeniem do drugiego tomu, ale powiedzmy, że można na
to przymknąć oko; liczę na to, że pisarka i tak czymś zaszachuje odbiorcę i
będzie to coś, czego nawet ten najbardziej przenikliwy się nie spodziewa.
Skoncentrowałam się na wątku sensacyjnym, a nie można
zapominać, że mamy tutaj także solidną porcję romansu. I nie można powiedzieć,
żeby w tej materii było nudno; Daria i Marek bujają się na karuzeli rozpędzonej
od uczuć, i to tych skrajnych, od namiętności do nienawiści. Przyjemnie czytało
mi się te fragmenty, a niemałe znaczenie ma tutaj fakt, iż bardzo na
naturalności zyskał język, nie był ani przesłodzony, ani męczący w odbiorze
patosem czy egzaltacją.
Obiecywałam sobie w postanowieniach noworocznych, że będę
ograniczać liczbę powieści na rzecz publikacji niebeletrystycznych, ale wcale
nie żałuję, że przeczytałam książkę Edyty Świętek. Tak jak wspominałam,
spełniła ona swoje zadanie, dostarczając sporej dawki wrażeń. I na pewno nie
odmówię sobie poznania dalszych losów bohaterów w „Tam, gdzie rodzi się
zazdrość”.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Replika.
Wyzwanie: "Grunt to okładka", „Polacy nie gęsi”.
Czasem i ja potrzebuję książek tego typu, na razie jestem w ciągu ambitnych aż mi się zmieni :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdarzają takie ciągi;)
UsuńPoluję na tę książkę od jakiegoś czasu, ale na razie niestety bezskutecznie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak uda Ci się ją zdobyć, myślę, że to coś w Twoich klimatach:)
UsuńLubię tego typu książki, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńDobra zabawa gwarantowana;)
UsuńProzę tej autorki już znam, więc z chęcią przeczytałabym tę książkę.
OdpowiedzUsuńNa pewno dostrzeżesz w takim razie, jak autorka się rozwinęła pisarsko.
UsuńSkoro chwalisz to znaczy, że warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNa pewno można, zwłaszcza gdy potrzebuje się czegoś lekkiego:)
UsuńNie znam autorki, a widzę że to książka dla mnie, rozglądnę się za nią :)
OdpowiedzUsuńSkoro nie znasz, to tym bardziej warto dać jej szansę:)
UsuńDziękuję za wyrażenie opinii :)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, za emocje Pani powieści:)
Usuń