Alina Krzywiec „Długa zima w N.”, Świat Książki 2013, ISBN
978-83-7943-247-9, stron 208
Maria B. z mężem Miśkiem i córką Julką przeprowadzają się do
miasteczka N. na Mazurach. On zajmuje się administrowaniem apartamentami, ona
pisze książkę – ciągle nową, bo entuzjazmu starcza jej na pierwszych dziesięć
stron, potem przychodzi kryzys. Wtedy Marię zaczyna nosić, pastwi się nad
mężem, lubując się we wpędzaniu go w poczucie winy; ucieka się też do swoich
wymyślonych tożsamości na portalach randkowych, które czasem kończą się
odgrywaniem różnych ról i dzikim seksem, na przykład z prokuratorem Wójcikiem.
„Pikantna, przewrotna, bulwersująca” – zakładam, że te słowa
na okładce nie znalazły się przypadkowo. Przypuszczam, że do powieści Aliny
Krzywiec miały przyciągnąć, zachęcić do lektury niezdecydowanych. Na mnie to
akurat nie podziałało, moje motywy sięgnięcia po tę książkę były zupełnie inne.
Czytałam drugą powieść autorki, „Kolebkę”, która trochę mnie rozczarowała, ale
nie na tyle, by nie dać pisarce powtórnej szansy, tym bardziej że polskim
twórcom taką szansę jakoś dać mi łatwiej. Liczyłam, że „Długa zima w N.”,
wydana w serii Leniwa Niedziela, bardziej przypadnie mi do gustu. Czy tak się
stało? Niestety nie. Głównie z tego powodu, że w gruncie rzeczy nie potrafię
odpowiedzieć sobie na to kluczowe pytanie: „co autor miał na myśli?”
Gdybym miała znaleźć pozytywy debiutu Krzywiec, na pewno
wskazałabym na fakt, iż książkę dobrze i szybko się czyta. Poprawny język w
pełni mi odpowiadał, nie było niczego, co by mnie drażniło lub przeszkadzało w
odbiorze. Bohaterom także nie mogę odmówić wyrazistości, na tym jednak zalety
się kończą, ponieważ nawet ten aspekt irytował mnie o wiele bardziej, niż
dostrzegałam jego jasne punkty. Mam na myśli główną bohaterkę. Już nawet nie
chodzi o to, że zdradzała męża, choć oczywiście nie będę jej usprawiedliwiać.
Zdecydowanie gorsze było to, jak traktowała męża i córkę na co dzień, zwłaszcza
jego. Świętą cierpliwość miał Misiek do żony i można się zastanawiać, dlaczego
sobie na to pozwalał. Kochał ją? Może, ale według mnie ona na pewno nie darzyło
go uczuciem, odnosiłam zresztą wrażenie, że nie kochała nikogo, nawet siebie.
Bo może jeszcze pół biedy by było, gdyby była zwyczajną egoistką, która
niezaspokojona w małżeństwie oddaje się kochankowi, by potem w spokoju wrócić
na łono rodziny. Ona tymczasem ciągle szukała nowych podniet, co z czasem
zaczęłam widzieć jako brak szacunku Marii B. do samej siebie. Myślę też, że
postać taka jak ona, absolutnie nie powinna zakładać rodziny, bo zupełnie się
do tego nie nadawała. Powinna żyć sama, by innych sobą nie krzywdzić.
Zawsze twierdzę, że lepiej, gdy bohaterowie wzbudzają
negatywne odczucia, niż mieliby nie wywoływać żadnych. Zdarza się czasem tak,
że książkę z takimi postaciami ocenię pozytywnie; w przypadku jednak „Długiej
zimy w N.” nie mogę takiej oceny dokonać. Wprawdzie Maria B. emocje wywołała,
ale nie polubiłam jej wcale, bo jej chyba nie da się polubić. Zastanawiam się
także, co autorka taką postacią chciała powiedzieć? I jeszcze to zakończenie...
No cóż, chyba z prozą Aliny Krzywiec zwyczajnie mi nie po drodze. Czy będzie
dla niej trzecia szansa (widziałam zapowiedź nowej powieści)? Chyba tylko przez
przypadek, specjalnie jej szukać nie będę.
Wyzwania: „Polacy nie gęsi”.
Ja jeszcze nic nie czytałam tej autorki, chyba nie nie mam z nią po drodze póki co, ale z ciekawości zapewne sięgnę po którąś z jej książek..
OdpowiedzUsuńMoże Tobie bardziej przypadną one do gustu:)
UsuńMam tę książkę na półce, ale jeszcze jej nie czytałam i chyba nieprędko po nią sięgnę skoro Tobie nie przypadła zbytnio do gustu.
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby było inaczej, no ale nie da się.
UsuńMam w wersji elektronicznej, ale jeszcze nie sięgnęłam. Skoro jednak mam, to prędzej czy później przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak będzie. Ja wersję papierową sobie nawet kupiłam, dobrze, że na jakiejś wyprzedaży, więc nie żal tak bardzo wydanych pieniędzy.
UsuńMoja ulubiona okładkowa seria. Wszystkie książki są tak ładne i baaardzo zachęcają do zaglądania pod okładkę. Boję się jednak tej nijakości, która może skutecznie zniechęcić do czytania. Spróbuję zacząć od innej pozycji, może będzie bardziej emocjonująca ;)
OdpowiedzUsuńCo do okładek, to masz rację, przyciągają wzrok i skupiają uwagę. Tyle że jakoś już z zawartością nie mam dobrych doświadczeń, do tej pory podobał mi się tylko "Taniec z przeszłością" K. Monkiewicz- Święcickiej, był absolutnie emocjonujący:)
UsuńMiałam ją zamiar przeczytać, ale teraz chyba powędruje na koniec listy.
OdpowiedzUsuńI raczej dobrze zrobisz;)
UsuńWidzę, że to książka z serii Leniwa Niedziela, więc biorę w ciemno!
OdpowiedzUsuńBierz:) Tylko mam nadzieję, że nie rozczarujesz się tak jak ja;)
UsuńMiałam na nią ochotę,a le teraz chyba się wstrzymam z jej poszukiwaniem.
OdpowiedzUsuńI moim zdaniem, niewiele stracisz.
UsuńO rany, a zapowiadało się tak miło. W takim razie spasuję, wolę rozejrzeć się za czymś ciekawszym ;)
OdpowiedzUsuńTeż miałam nadzieję, że będzie fajnie. Nie wyszło...
UsuńHmmm, kusi mnie, żeby na własnej skórze przekonać się, czy to tylko ładna okładka... Czasem nie dowierzam surowym ocenom i chcę sama wyrobić sobie zdanie - cóż, najwyżej będzie bolesny upadek... ;-)
OdpowiedzUsuńJestem jak najbardziej za, wiadomo, że każdy ma inny gust i oczekiwania. Trzymam kciuki, żeby tego upadku jednak nie było;)
Usuń