Dziś w skrócie o dwóch książkach, które zapamiętam na długo,
i które z pewnością zasługują na oddzielne recenzje, ale trudno mi zebrać myśli
po lekturze, stąd też tylko takie krótkie notki.
Lisa Niemi Swayze „Walczyłam o Patricka”, Świat Książki
2014, ISBN 978-83-7943-271-4, stron 360
Przyznam się do czegoś: mam słabość do filmów muzycznych.
Niech sobie wszyscy mówią o nich, co chcą i oceniają, jak chcą – mnie się one
nie nudzą i mogę je oglądać za każdym razem, gdy się na nie natknę w
telewizorze. „Bodyguard” (ten może najmniej, ale jednak), „Mamma mia” czy
„Dirty Dancing” - obejrzany po raz pierwszy w dzieciństwie, wtedy jeszcze bez
zrozumienia, o co tak naprawdę w nim chodzi. Pewnie nie tylko na mnie wrażenie
zrobił Patrick Swayze – bo umówmy się, tańczący facet ma w sobie to coś... Może
poza rolą w „Uwierz w ducha” i – także pamiętanym z dzieciństwa – serialu
„Północ-Południe” nie znam innych jego kreacji, ale tą jedną, Johnny’ego
Castle’a, zapisał się w mojej pamięci już na dobre.
Oczywiście, że nie jest to lektura łatwa. Dla mnie Patrick
Swayze był aktorem żyjącym za oceanem – dla Lisy Niemi najbliższym człowiekiem,
mężczyzną, z którym spędziła trzydzieści cztery lata, i na którego cierpienie i
odchodzenie musiała patrzeć. A potem żyć bez niego. Trudno powstrzymywać łzy
nad kolejnymi stronami...
Myślę, że polskie wydanie tej książki ma idealnie dobrany
tytuł – życie autorki w latach 2008-2009 rzeczywiście było walką, nie tylko o
męża, ale także o siebie, by się nie załamać i pomagać jemu przez to przejść.
Ta książka skłania do jeszcze jednej refleksji: pokazuje, jak bardzo rak jest
„uniwersalny”, dla niego nie ma równych i równiejszych. Fakt, że Swayze był w o
tyle „komfortowej” sytuacji, przy jego typie nowotworu, że mógł się poddać
testowanej dopiero klinicznie terapii, która swoje kosztowała, a przedłużyła mu
życie – nie każdy chory może sobie na to pozwolić, bo nie będzie go na to stać.
Ale w końcu choroba i tak zadała ten ostateczny, bezlitosny cios...
Małgorzata Szejnert „My, właściciele Teksasu. Reportaże z
PRL-u”, Znak 2013, ISBN 978-83-240-2121-5, stron 408
Po znakomitej publikacji „Śród żywych duchów” obiecałam
sobie, że poznam również inne książki Małgorzaty Szejnert. „My, właściciele
Teksasu” była dla mnie o tyle interesująca, że dotyczy czasów Polski Ludowej,
które niezmiennie mnie pociągają. Podtytuł „Reportaże z PRL-u” należy tutaj
rozumieć dosłownie – one nie tylko dotykają tamtej epoki, one w tamtym okresie
były pisane. To zbiór tekstów z lat 1969-1979. I jedno jest niezbicie pewne:
upływ czasu wcale tym reportażom nie zaszkodził, a wręcz przeciwnie: czyta się
je pysznie, by użyć słowa zastosowanego przez Mariusza Szczygła we wstępie. Co
dowodzi tylko kunsztu autorki.
Największe wrażenie zrobił na mnie tekst „Codziennie”, który
przedstawia jeden dzień z życia robotników Zakładów Mechanicznych Ursus.
Pytanie brzmi, czy faktycznie tylko jeden, czy może jeden z wielu, układających
się w tygodnie, miesiące, lata? Trochę zszokował mnie też reportaż „Jeśli się
odnajdziemy, to cudownie” z myślą przewodnią, że to „dziecko wybiera” (str. 122
i dalsze) – opisywał wczasy (obóz, turnus, czy jak to nazwać), na których
dzieci, sieroty społeczne, mogły sobie wybrać rodzinę z tych, które zgłosiły
się do udziału w tej „grze”.
O tej książkowej wersji „American Dreams po polsku”
(okładka) nie piszę dużo, bo jej sedno, a właściwie sedno odbioru,
sprowadziłabym do kilku przymiotników: intrygująca, wciągająca, i może jeszcze
tak: doskonale się czytająca.
Po tych dwóch książkach już wiem, dlaczego Małgorzatę
Szejnert nazywa się królową polskiego reportażu.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Patrick Swayze to był znakomity aktor. Bardzo lubiłam oglądać filmy z jego udziałem, szczególnie Dirty Dancing i Uwierz w ducha. Dlatego jego śmierć to wielka strata dla wielu osób. A książkę chętnie poznam.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jesteśmy takiego samego zdania:)
UsuńChociaż nie jestem fanką Patricka to jego śmierć też mnie uderzyła w jakiś sposób. Współczuję żonie :( Smutne to. Myślę, że książkę bym chętnie przeczytała.
OdpowiedzUsuńChyba dlatego, że każda taka śmierć uderza:(
UsuńPrzyznam, że żadna z tych dwóch książek mnie nie zainteresowała jakoś specjalnie.
OdpowiedzUsuńAle do Szejnert jednak bym Cię próbowała przekonać, wiedząc, że też lubisz PRL:)
UsuńKsiążka o moim ukochanym Patricku? Aaaaa, nie wiedziałam, że istnieje, ale straszliwie Ci dziękuję za to, że dowiedziałam się o niej!
OdpowiedzUsuńAleż nie ma za co:)
UsuńObie książki mnie zainteresowały i nie wiem, która bardziej. Na pewno przeczytam, ale znając mnie to pewnie z dużym opóźnieniem :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że lepiej później, niż wcale;)
UsuńMusze kiedyś w końcu sięgnąć po Szejnert.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie musisz, teraz ukazuje się nowa, więc może to jakiś znak:)
UsuńDruga książka mnie intryguje :)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci, bo naprawdę warto.
Usuń