sobota, 10 września 2016

Małgorzata Łatka "Kamfora"



Małgorzata Łatka „Kamfora”, Czwarta Strona 2016, ISBN 978-83-7976-484-6, stron 376

Lena Zamojska niedawno wróciła do Krakowa ze Stanów Zjednoczonych. Jest specjalistką od mowy ciała, która po pewnych szczególnie trudnych doświadczeniach postanawia odpocząć od swoich umiejętności i talentu. Nie jest jej to jednak dane, gdyż zwraca się do niej komisarz Jakub Zagórski. Policjant prowadzi śledztwo w sprawie brutalnej śmierci trzech kobiet. Wszystkie ofiary były do siebie podobne i porzucano je w krakowskich parkach, więc nietrudno dojść do wniosku, że zbrodni dopuściła się ta sama osoba. Czy wiedza i zdolności Leny pomogą w dochodzeniu, zanim zginie następna kobieta?

Lubię sięgać po powieści nieznanych mi, polskich autorów. Po cichu zawsze liczę na to, że odkryję twórcę, który pisze idealnie w moim guście i którego dalszą drogę literacką będę mogła z radością obserwować. Czwarta Strona ma pod swoimi skrzydłami już kilku takich pisarzy, czy raczej pisarek, a mam tutaj na myśli szczególnie Magdalenę Knedler, Agatę Przybyłek, Marię Paszyńską czy Joannę Szarańską. Małgorzata Łatka debiutantką nie jest, bo ma już na swoim koncie powieść „Podpowiedź serca”, ale nie miałam okazji jej czytać. Nie będę ukrywać, że w jej przypadku miałam nadzieję na podobny scenariusz, jak to przedstawiłam wyżej. Wiele sobie obiecywałam po tej książce, szczególnie że od razu zapowiadana jest jako pierwsza z serii, a serie lubię. Chyba jednak zawiesiłam jej poprzeczkę zbyt wysoko, a ostateczny rezultat niestety jej nie sięgnął.

Od pewnego momentu nie przechodzi mi ochota na kryminały. Czytam ich w ostatnim czasie sporo, bo nie wiedzieć czemu ciągle potrzebują mocniejszych wrażeń. Dlatego też zdecydowałam się na lekturę „Kamfory”, bo miała wszystko, co trzeba, by dać się nań skusić: interesujący opis, intrygujący tytuł i niebanalną okładkę. Przykro mi, ale chyba tylko na tym się skończyło. Dla mnie „Kamfora” była zwyczajnie nudna. Nie twierdzę, że jej lektura była drogą przez mękę, ale szału nie było i nie powiem, żebym rzucała wszystko, byleby tylko móc dalej czytać. Odniosłam wrażenie, że tu wszystko było takie poprawne, ale nic więcej. Niby śledztwo dotyczy morderstw trzech kobiet, a emocji nie wzbudza to żadnych, a przynajmniej we mnie nie wzbudziło. Nie zauważyłam też, żeby Łatka rzucała swoim bohaterom jakieś kłody pod nogi, raczej wszystko im przychodziło gładko – nie zrozumcie mnie źle, początkowo śledztwo szło jak po grudzie, ale potem nagle bum i wszystko pięknie się poskładało. I do tego to zakończenie – nijakie i bezbarwne; wprawdzie wątek ten na pewno będzie kontynuowany w następnym tomie, ale teraz to ja chciałam czegoś spektakularnego, jakichś fajerwerków, a epilog przeczytałam równie beznamiętnie, co całą resztę. 

Gdy kryminał ma mocno rozbudowaną warstwę obyczajową, nie tylko mi to nie przeszkadza, ale wręcz cieszy. Gdy postaci mają za sobą skomplikowaną przeszłość, która wpływa na obecne losy, także poczytuję to jako zaletę. Pewnie tym tropem szła autorka, tworząc bohaterów, którzy raczej trzymają dystans wobec świata. O ile jeszcze Zagórski, moim zdaniem, był do przyjęcia, o tyle już Zamojska zupełnie nie przekonała mnie do siebie. Tu znów liczyłam na coś bardziej oszałamiającego, jeśli chodzi o tajemniczy epizod, po którym chciała zrezygnować z udzielania konsultacji. Nie mówię, że nie było to dramatyczne, tyle że autorka zasugerowała – albo ja to tak odebrałam – bardziej bezpośrednie i osobiste uczestnictwo Leny w tamtej sytuacji, a dla mnie ono takie nie było.

„Kamfora” broni się jedynie wiadomościami z dziedziny Leny, czyli wiedzą o mowie ciała. Te fragmenty wydały mi się nader interesujące, zwłaszcza że po pierwsze, częściowo złamały stereotypy, które uważałam za prawidłowe, a po drugie dlatego, że o części z nich w ogóle nie miałam pojęcia. Ciekawym pomysłem były także testy od Wydawnictwa, jeden do rozwiązania przed, a drugi po przeczytaniu książki – oczywiście, że przed popełniłam mnóstwo błędów, a to, co zaznaczyłam poprawnie, było raczej kwestią szczęśliwego trafu, a niekoniecznie wcześniej zdobytych i ugruntowanych wiadomości. W każdym razie wątek mowy ciała, tego, jak można się jej nauczyć i ją wyćwiczyć, to najjaśniejszy punkt powieści Małgorzaty Łatki.

„Kamfora” to nie jest zła powieść, ale moim zdaniem, co mocno podkreślam, do ideału, niestety, bardzo jej daleko. Chciałam, naprawdę chciałam, żeby ten tekst wyglądał inaczej, ale nie potrafię wykrzesać z siebie entuzjazmu wobec tego utworu. Czy przeczytam drugą część? Nie wiem, na razie nie jestem przekonana.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

http://czwartastrona.pl/

7 komentarzy:

  1. Skoro jest ,,Kamfora'' nudna i bez większych emocji, to ja jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie będę Cię zachęcać, żebyś spróbowała i wyrobiła sobie własne zdanie.

      Usuń
  2. Hmm szału nie ma, jak widzę. Szkoda, że się w sumie rozczarowałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, tym bardziej że bardzo nie lubię pisać takich tekstów.

      Usuń
  3. Również lubię kryminały z rozbudowanym wątkiem obyczajowym (a właściwie to po prostu lubię kryminały pod różnymi postaciami), ale ten jakoś mnie nie zaintrygował. Przyznam jednak, że ta trzy zabite kobiety to ciekawy punkt wyjścia - szkoda, że nie w pełni wykorzystany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka szkoda, bo to mogła być naprawdę znakomita książka.

      Usuń
  4. Przeczytałam tylko twoje podsumowanie, bo sama lada dzień planuję lekturę. Dobrze, ze napisałaś, iż do ideału Kamforze trochę brakuje. Nie będę się na nic ekstra nastawiać. Najwyżej mile się rozczaruję.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.