sobota, 17 września 2016

Scholastique Mukasonga "Maria Panna Nilu"



Scholastique Mukasonga „Maria Panna Nilu”, Czwarta Strona 2016, ISBN 978-83-7976-486-0, stron 312

Katolickie liceum Marii Panny Nilu w Rwandzie przygotowuje się do odwiedzin królowej Belgii, Fabioli. Wszystko ma być dopięte na ostatni guzik, by pokazać znakomity poziom szkoły, w której kształci się żeńska, przyszła elita kraju. Przede wszystkim nie można pozwolić na to, by królowa dowiedziała się o narastającym napięciu między większością pochodzącą z plemienia Hutu, które obecnie rządzi krajem, a będącymi w mniejszości przedstawicielkami Tutsi, jak Weronika i Virginia. Muszą one znosić docinki i przykrości ze strony dominujących, nietykalnych koleżanek oraz powszechne przekonanie, że są kimś gorszym. Dziewczęta poznają pana de Fontenaille’a, który twierdzi, że Tutsi pochodzą od egipskich faraonów i proponuje uczennicom, że namaluje portrety dawnych władczyń z ich twarzami. Tymczasem w szkole mroczna atmosfera coraz bardziej gęstnieje. 

Nigdy wcześniej nie zgłębiłam istoty konfliktu, jaki toczył Rwandę w XX wieku, ale nie mogłam nie słyszeć o dwóch tamtejszych plemionach: Tutsi i Hutu oraz o ludobójstwie z 1994 roku. „Maria Panna Nilu” jest opowieścią, która dzieje się w latach siedemdziesiątych, czyli tych poprzedzających eskalację plemiennej nienawiści. Scholastique Mukasonga, urodzona w Rwandzie, a mieszkająca we Francji wielokrotnie nagradzana pisarka, w ludobójstwie Tutsi straciła dwudziestu siedmiu członków rodziny, przede wszystkim matkę. Jej rodzinę zmuszono do osiedlenia się w dzielnicy Bugesera, a Mukasonga musiała opuścić szkołę w Butare. Uciekła do Burundi, a potem do Francji. W powieści przedstawicielki Tutsi i Hutu umieściła w jednym miejscu, czyli w katolickim liceum.

Fabularna szkoła prowadzona jest przez zakonnice. Ale w tym przypadku katolicka nie zawsze oznacza miłosierna i naprawdę chrześcijańska. Tu nie tylko nie ma mowy o równym traktowaniu – bo są dziewczęta lepsza i te gorsze; te, które mogę sobie pozwolić na więcej i te, które na pewno przykładnie by ukarano – tu wybiórczo traktuje się również moralność i przestrzeganie etycznych zasad, a szczególnie wiele na sumieniu powinni mieć decydujący o życiu uczennic siostra przełożona i ojciec Hermenegild. Muszę przyznać, że krew się we mnie burzyła na taki obraz tej placówki, która powinna przecież świecić przykładem, a nie tylko dbać o pozory.   

Polecająca tę książkę na okładce Grażyna Plebanek określiła ją jako „pozbawioną patosu, niezwykłą prozę”. Ja dodałabym jeszcze jedno słowo: surowa. Dla mnie właśnie taki jest styl i sposób prowadzenia narracji Mukasongi. Odniosłam wrażenie, że pisarka celowo zdecydowała się na oszczędność środków wyrazu, ale dzięki temu osiągnęła znakomity efekt: czytelnik i tak będzie przerażony obrazami, jakie namalują się w jego głowie pod wpływem słów autorki. Odbiorca nie znajdzie tu również jednoznacznych ocen pisarki, miejsce na nie zostawiła swoim czytelnikom, którzy na pewno nie przejdą wobec opisywanych wydarzeń obojętnie.

„Maria Panna Nilu” jako geneza konfliktu plemiennego staje się jednocześnie taką uniwersalną przypowieścią o walce dobra ze złem, traktatem o tym, jak łatwo rodzi się zło, jak szybko potrafi się rozplenić, jeśli tylko raz da mu się na to przyzwolenie. Czy nie we wszystkich wojnach i walkach jest tak, że najpierw znajdzie się ktoś, kto sprawdza, na ile może sobie pozwolić, jak daleko może się posunąć i przekracza kolejne granice, a potem licznie wyrastają tacy, którzy chętnie zaczynają go naśladować?

Akcja powieści Scholastique Mukasongi toczy się raczej leniwie, ale wcale nie usypia czytelnika – to powolne tempo tylko stopniuje narastającą grozę. Myślę, że niełatwo będzie zapomnieć o tej lekturze. Nie dziwi też fakt, że „Maria Panna Nilu” zdobyła jedną z najważniejszych nagród literackich we Francji – w pełni na to zasłużyła, ponieważ ukazała dramaturgię jednej z najokrutniejszych i najbardziej krwawych walk w Afryce z punktu widzenia zwykłych ludzi - do pewnego momentu całkowicie niewinnych, młodych dziewcząt.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

http://czwartastrona.pl/

22 komentarze:

  1. Tematyka książki niezbyt mnie zainteresowała, więc jednak odpuszczę sobie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jakim sposobem przeoczyłam tę książkę! Czytałam nieco o źródłach konfliktu między plemionami Hutu i Tutsi i bardzo, bardzo chętnie poznałabym tę genezę z perspektywy autorki! Dopisuję do listy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale najważniejsze, że już o niej wiesz;) Teraz tylko zdobyć i zacząć czytać:)

      Usuń
  3. O jaaaa. Wiedziałam, że mam na nią ochotę, bo mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co z tym zrobisz? ;)

      Usuń
    2. Do mnie książka przyjedzie za kilka dni. Cieszę się, bo też mam na nią ochotę. Ale i nie nastawiam na nic zbyt entuzjastycznie. Ostatnie kilkakrotnie "przejechałam się"oczekując nie wiadomo czego po książkach. Najwyżej będzie mile rozczarowanie.
      Bardzo podoba mi się żółć okładki.

      Usuń
    3. Ja też się staram tego nie robić, bo strasznie nie lubię się rozczarowywać. Inna sprawa, że nie zawsze mi to wychodzi;)

      Usuń
  4. Fabuły w tym stylu jeszcze nie czytałam. Będę wypatrywać tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest to książka do podobania się, ale na pewno warto ją poznać.

      Usuń
  5. Uniwersalna przypowieść, surowy styl. Przyznam, że jestem zaintrygowana.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł, obok którego nie potrafię przejść obojętnie, z pewnością się z nią zapoznam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety nie mój gust :/

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam mieszane uczucia po Twojej recenzji. Z jednej strony chciałabym poznać genezę konfliktu, o którym było naprawdę głośno, a z drugiej..obawiam się tej wolnej akcji, nie wiem czy udałoby mi się skupić na tym, co dzieje się w powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przypadłby Ci do gustu ogólnie styl autorki, to myślę, że dałabyś radę.

      Usuń
  9. Zainteresowałam się Rwandą po obejrzeniu filmu "Hotel Rwanda", do którego zresztą lubię wracać. Książkę mam zamiar zakupić przy najbliższej okazji (zaplanowałam już sama dla siebie prezent urodzinowy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasem surowość przekazu potrafi zdziałać dużo więcej i poruszyć dużo bardziej niż masa niepotrzebnych, patetycznych słów. O historii Rwandy mówi się niewiele i czuję, że dobrze byłoby te braki nadrobić, może właśnie przy tej lekturze :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NA pewno po tej książce chce się wiedzieć jeszcze więcej.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.