Scholastique Mukasonga „Maria Panna Nilu”, Czwarta Strona
2016, ISBN 978-83-7976-486-0, stron 312
Katolickie liceum Marii Panny Nilu w Rwandzie przygotowuje
się do odwiedzin królowej Belgii, Fabioli. Wszystko ma być dopięte na ostatni
guzik, by pokazać znakomity poziom szkoły, w której kształci się żeńska,
przyszła elita kraju. Przede wszystkim nie można pozwolić na to, by królowa
dowiedziała się o narastającym napięciu między większością pochodzącą z
plemienia Hutu, które obecnie rządzi krajem, a będącymi w mniejszości
przedstawicielkami Tutsi, jak Weronika i Virginia. Muszą one znosić docinki i
przykrości ze strony dominujących, nietykalnych koleżanek oraz powszechne
przekonanie, że są kimś gorszym. Dziewczęta poznają pana de Fontenaille’a,
który twierdzi, że Tutsi pochodzą od egipskich faraonów i proponuje uczennicom,
że namaluje portrety dawnych władczyń z ich twarzami. Tymczasem w szkole
mroczna atmosfera coraz bardziej gęstnieje.
Fabularna szkoła prowadzona jest przez zakonnice. Ale w tym
przypadku katolicka nie zawsze oznacza miłosierna i naprawdę chrześcijańska. Tu
nie tylko nie ma mowy o równym traktowaniu – bo są dziewczęta lepsza i te
gorsze; te, które mogę sobie pozwolić na więcej i te, które na pewno
przykładnie by ukarano – tu wybiórczo traktuje się również moralność i
przestrzeganie etycznych zasad, a szczególnie wiele na sumieniu powinni mieć
decydujący o życiu uczennic siostra przełożona i ojciec Hermenegild. Muszę
przyznać, że krew się we mnie burzyła na taki obraz tej placówki, która powinna
przecież świecić przykładem, a nie tylko dbać o pozory.
Polecająca tę książkę na okładce Grażyna Plebanek określiła
ją jako „pozbawioną patosu, niezwykłą prozę”. Ja dodałabym jeszcze jedno słowo:
surowa. Dla mnie właśnie taki jest styl i sposób prowadzenia narracji
Mukasongi. Odniosłam wrażenie, że pisarka celowo zdecydowała się na oszczędność
środków wyrazu, ale dzięki temu osiągnęła znakomity efekt: czytelnik i tak
będzie przerażony obrazami, jakie namalują się w jego głowie pod wpływem słów
autorki. Odbiorca nie znajdzie tu również jednoznacznych ocen pisarki, miejsce
na nie zostawiła swoim czytelnikom, którzy na pewno nie przejdą wobec
opisywanych wydarzeń obojętnie.
„Maria Panna Nilu” jako geneza konfliktu plemiennego staje
się jednocześnie taką uniwersalną przypowieścią o walce dobra ze złem,
traktatem o tym, jak łatwo rodzi się zło, jak szybko potrafi się rozplenić,
jeśli tylko raz da mu się na to przyzwolenie. Czy nie we wszystkich wojnach i
walkach jest tak, że najpierw znajdzie się ktoś, kto sprawdza, na ile może
sobie pozwolić, jak daleko może się posunąć i przekracza kolejne granice, a
potem licznie wyrastają tacy, którzy chętnie zaczynają go naśladować?
Akcja powieści Scholastique Mukasongi toczy się raczej
leniwie, ale wcale nie usypia czytelnika – to powolne tempo tylko stopniuje
narastającą grozę. Myślę, że niełatwo będzie zapomnieć o tej lekturze. Nie
dziwi też fakt, że „Maria Panna Nilu” zdobyła jedną z najważniejszych nagród
literackich we Francji – w pełni na to zasłużyła, ponieważ ukazała dramaturgię
jednej z najokrutniejszych i najbardziej krwawych walk w Afryce z punktu
widzenia zwykłych ludzi - do pewnego momentu całkowicie niewinnych, młodych
dziewcząt.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Tematyka książki niezbyt mnie zainteresowała, więc jednak odpuszczę sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńRozumiem;)
UsuńNie wiem, jakim sposobem przeoczyłam tę książkę! Czytałam nieco o źródłach konfliktu między plemionami Hutu i Tutsi i bardzo, bardzo chętnie poznałabym tę genezę z perspektywy autorki! Dopisuję do listy.
OdpowiedzUsuńAle najważniejsze, że już o niej wiesz;) Teraz tylko zdobyć i zacząć czytać:)
UsuńO jaaaa. Wiedziałam, że mam na nią ochotę, bo mam.
OdpowiedzUsuńI co z tym zrobisz? ;)
UsuńDo mnie książka przyjedzie za kilka dni. Cieszę się, bo też mam na nią ochotę. Ale i nie nastawiam na nic zbyt entuzjastycznie. Ostatnie kilkakrotnie "przejechałam się"oczekując nie wiadomo czego po książkach. Najwyżej będzie mile rozczarowanie.
UsuńBardzo podoba mi się żółć okładki.
Ja też się staram tego nie robić, bo strasznie nie lubię się rozczarowywać. Inna sprawa, że nie zawsze mi to wychodzi;)
UsuńFabuły w tym stylu jeszcze nie czytałam. Będę wypatrywać tej książki.
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to książka do podobania się, ale na pewno warto ją poznać.
UsuńUniwersalna przypowieść, surowy styl. Przyznam, że jestem zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńI o to mi chodziło.
UsuńTytuł, obok którego nie potrafię przejść obojętnie, z pewnością się z nią zapoznam. :)
OdpowiedzUsuńNie pożałujesz.
UsuńNiestety nie mój gust :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
SZELEST STRON
Żałuj.
UsuńMam mieszane uczucia po Twojej recenzji. Z jednej strony chciałabym poznać genezę konfliktu, o którym było naprawdę głośno, a z drugiej..obawiam się tej wolnej akcji, nie wiem czy udałoby mi się skupić na tym, co dzieje się w powieści.
OdpowiedzUsuńJeśli przypadłby Ci do gustu ogólnie styl autorki, to myślę, że dałabyś radę.
UsuńZainteresowałam się Rwandą po obejrzeniu filmu "Hotel Rwanda", do którego zresztą lubię wracać. Książkę mam zamiar zakupić przy najbliższej okazji (zaplanowałam już sama dla siebie prezent urodzinowy :)
OdpowiedzUsuńDobry wybór:)
UsuńCzasem surowość przekazu potrafi zdziałać dużo więcej i poruszyć dużo bardziej niż masa niepotrzebnych, patetycznych słów. O historii Rwandy mówi się niewiele i czuję, że dobrze byłoby te braki nadrobić, może właśnie przy tej lekturze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
NA pewno po tej książce chce się wiedzieć jeszcze więcej.
Usuń