Małgorzata Łatka „Kamfora”, Czwarta Strona 2016, ISBN
978-83-7976-484-6, stron 376
Lena Zamojska niedawno wróciła do Krakowa ze Stanów
Zjednoczonych. Jest specjalistką od mowy ciała, która po pewnych szczególnie
trudnych doświadczeniach postanawia odpocząć od swoich umiejętności i talentu.
Nie jest jej to jednak dane, gdyż zwraca się do niej komisarz Jakub Zagórski.
Policjant prowadzi śledztwo w sprawie brutalnej śmierci trzech kobiet.
Wszystkie ofiary były do siebie podobne i porzucano je w krakowskich parkach,
więc nietrudno dojść do wniosku, że zbrodni dopuściła się ta sama osoba. Czy
wiedza i zdolności Leny pomogą w dochodzeniu, zanim zginie następna kobieta?
Od pewnego momentu nie przechodzi mi ochota na kryminały.
Czytam ich w ostatnim czasie sporo, bo nie wiedzieć czemu ciągle potrzebują
mocniejszych wrażeń. Dlatego też zdecydowałam się na lekturę „Kamfory”, bo
miała wszystko, co trzeba, by dać się nań skusić: interesujący opis,
intrygujący tytuł i niebanalną okładkę. Przykro mi, ale chyba tylko na tym się
skończyło. Dla mnie „Kamfora” była zwyczajnie nudna. Nie twierdzę, że jej
lektura była drogą przez mękę, ale szału nie było i nie powiem, żebym rzucała
wszystko, byleby tylko móc dalej czytać. Odniosłam wrażenie, że tu wszystko
było takie poprawne, ale nic więcej. Niby śledztwo dotyczy morderstw trzech
kobiet, a emocji nie wzbudza to żadnych, a przynajmniej we mnie nie wzbudziło.
Nie zauważyłam też, żeby Łatka rzucała swoim bohaterom jakieś kłody pod nogi,
raczej wszystko im przychodziło gładko – nie zrozumcie mnie źle, początkowo
śledztwo szło jak po grudzie, ale potem nagle bum i wszystko pięknie się
poskładało. I do tego to zakończenie – nijakie i bezbarwne; wprawdzie wątek ten
na pewno będzie kontynuowany w następnym tomie, ale teraz to ja chciałam czegoś
spektakularnego, jakichś fajerwerków, a epilog przeczytałam równie
beznamiętnie, co całą resztę.
Gdy kryminał ma mocno rozbudowaną warstwę obyczajową, nie
tylko mi to nie przeszkadza, ale wręcz cieszy. Gdy postaci mają za sobą
skomplikowaną przeszłość, która wpływa na obecne losy, także poczytuję to jako
zaletę. Pewnie tym tropem szła autorka, tworząc bohaterów, którzy raczej
trzymają dystans wobec świata. O ile jeszcze Zagórski, moim zdaniem, był do
przyjęcia, o tyle już Zamojska zupełnie nie przekonała mnie do siebie. Tu znów
liczyłam na coś bardziej oszałamiającego, jeśli chodzi o tajemniczy epizod, po
którym chciała zrezygnować z udzielania konsultacji. Nie mówię, że nie było to
dramatyczne, tyle że autorka zasugerowała – albo ja to tak odebrałam – bardziej
bezpośrednie i osobiste uczestnictwo Leny w tamtej sytuacji, a dla mnie ono
takie nie było.
„Kamfora” broni się jedynie wiadomościami z dziedziny Leny,
czyli wiedzą o mowie ciała. Te fragmenty wydały mi się nader interesujące,
zwłaszcza że po pierwsze, częściowo złamały stereotypy, które uważałam za
prawidłowe, a po drugie dlatego, że o części z nich w ogóle nie miałam pojęcia.
Ciekawym pomysłem były także testy od Wydawnictwa, jeden do rozwiązania przed,
a drugi po przeczytaniu książki – oczywiście, że przed popełniłam mnóstwo
błędów, a to, co zaznaczyłam poprawnie, było raczej kwestią szczęśliwego trafu,
a niekoniecznie wcześniej zdobytych i ugruntowanych wiadomości. W każdym razie
wątek mowy ciała, tego, jak można się jej nauczyć i ją wyćwiczyć, to
najjaśniejszy punkt powieści Małgorzaty Łatki.
„Kamfora” to nie jest zła powieść, ale moim zdaniem, co
mocno podkreślam, do ideału, niestety, bardzo jej daleko. Chciałam, naprawdę
chciałam, żeby ten tekst wyglądał inaczej, ale nie potrafię wykrzesać z siebie
entuzjazmu wobec tego utworu. Czy przeczytam drugą część? Nie wiem, na razie
nie jestem przekonana.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Skoro jest ,,Kamfora'' nudna i bez większych emocji, to ja jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńNawet nie będę Cię zachęcać, żebyś spróbowała i wyrobiła sobie własne zdanie.
UsuńHmm szału nie ma, jak widzę. Szkoda, że się w sumie rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńSzkoda, tym bardziej że bardzo nie lubię pisać takich tekstów.
UsuńRównież lubię kryminały z rozbudowanym wątkiem obyczajowym (a właściwie to po prostu lubię kryminały pod różnymi postaciami), ale ten jakoś mnie nie zaintrygował. Przyznam jednak, że ta trzy zabite kobiety to ciekawy punkt wyjścia - szkoda, że nie w pełni wykorzystany.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, bo to mogła być naprawdę znakomita książka.
UsuńPrzeczytałam tylko twoje podsumowanie, bo sama lada dzień planuję lekturę. Dobrze, ze napisałaś, iż do ideału Kamforze trochę brakuje. Nie będę się na nic ekstra nastawiać. Najwyżej mile się rozczaruję.
OdpowiedzUsuń