sobota, 5 marca 2016

Natasza Socha & Magdalena Witkiewicz "Awaria małżeńska"



Natasza Socha, Magdalena Witkiewicz „Awaria małżeńska”, Filia 2016, ISBN 978-83-8075-065-4, stron 376

Ostatnio zawiesiłam się wzrokiem i myślą nad jedną reklamą. Widzimy zawiedzione dzieci, które patrzą na całkowicie spalone tosty, w jakimś biurze wszystko się wali (był jeszcze jeden obraz, ale już nie pamiętam), bo mama (i pracownik) zachorowała. Ale oczywiście jest rozwiązanie, jedna dawka magicznego specyfiku i mama jest jak nowo narodzona, od razu wraca do życia. Wniosek, jaki się nasuwa, jest jeden: kobieta nie może sobie po prostu pochorować, bez niej wszystko się sypie, jest zwyczajnie niezastąpiona. Wychodzi na to, że choroba matki i żony jest prawdziwym domowym kataklizmem. I taki właśnie spotyka bohaterów powieści dwóch wspaniałych pisarek: Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz.

W wyniku wypadku jednego z gdańskich autobusów, na jedną salę oddziału ortopedycznego trafiają Justyna i Ewelina. Jedna ma unieruchomioną nogę, druga – bark. Obie muszą zostać w szpitalu co najmniej trzy tygodnie. Dla ich mężów to katastrofa, jakiej w życiu by się nie spodziewali. Mąż Justyny, Mateusz, musi ogarnąć światy jedenastoletniej Olgi i pięcioletniego Kacpra. Jeszcze gorzej ma Sebastian, którego Ewelina wyrzuciła ostatnio z domu, bo ten prawie że musi od nowa poznawać swoje dzieci: Emilkę i Bruna. Na pomoc dziadków obaj raczej nie mają co liczyć, a jakby mało było problemów, właśnie zaczyna się rok szkolny, co będzie nie lada wyzwaniem, zwłaszcza gdy się nie wie, do których placówek edukacyjnych w mieście uczęszczają latorośle. Do mężczyzn złączonych trudnym doświadczeniem samotnego chwilowo ojcostwa powoli zaczyna docierać, że kobiety, które „siedzą” w domu, tak naprawdę robią wszystko, ale na pewno nie siedzą...

Natasza Socha i Magdalena Witkiewicz dały się już poznać nie tylko jako autorki obdarzone gigantycznym poczuciem humoru, ale także jako znakomite obserwatorki rzeczywistości i znawczynie ludzkiej psychiki (wiem, powtarzam się, piszę o tym przy okazji każdej książki Witkiewicz, ale cóż poradzić, jak za każdym razem tak dobitnie daje ona temu wyraz?). Taka też jest „Awaria małżeńska” – to powieść wysoce rozrywkowa, która jednak ma głębsze przesłanie skłaniające do refleksji. Bo wiecie, perypetie Wiśniewskiego i Mazurkiewicza są niesamowicie zabawne, ale kryje się za nimi coś więcej – myśl, że czasem tatusiowie zupełnie nie są zaangażowani w wychowywanie własnych dzieci, z różnych powodów: bo praca, bo inne własne aktywności, bo żonom jest łatwiej trzymać wszystko w kupie, bo często one same nie dają im się wykazać. To, co początkowi jawi się jako klęska, może być dla takich ojców szansą na to, by faktycznie się nimi stali, by nie byli nimi tylko z nazwy, by wkroczyli naprawdę w świat swoich dzieci. I by jednocześnie docenili swoje małżonki, by się przekonali na własnej skórze, ile one tak naprawdę robią. Z tym wiąże się też druga kwestia poruszona przez pisarki: to, jak łatwo w codziennym zagonieniu, kieracie obowiązków, zagubić coś, co dwójkę najbliższych sobie ludzi kiedyś połączyło. Życie pędzi naprzód nieubłaganie i czasem zwyczajnie brakuje już sił, by pielęgnować damsko-męską relację. A czasem wystarczy ją tylko lekko otrzepać z kurzu i zapomnienia, odświeżyć.

Magdalena Witkiewicz doprowadza mnie ostatnio do płaczu. Przy lekturze „Po prostu bądź” płakałam z żalu, smutku i ze wzruszenia. Nad „Awarią małżeńską” – także dzięki wyczuwalnemu pazurowi Nataszy Sochy – płakałam ze śmiechu. Wizja żarówiasto różowych rajstopek w małe czarne czaszki, jakie na rozpoczęcie roku szkolnego założyła Emilka; piosenki ludowe i religijne, jakie zaśpiewał Bruno; obecność Dżesiki czy obsesje babci Jadzi – to tylko niektóre epizody, które wzbudziły we mnie nieopanowany chichot, choć tak po prawdzie to wszystkie sceny zaliczam do ulubionych. Cała fabuła jest po prostu fenomenalna!  

„Awaria małżeńska” jest jedną z tych książek, które zaraz po skończeniu chciałoby się przeczytać jeszcze raz. Niech to będzie jej najlepszą rekomendacją. Gorąco namawiam do lektury, nie odmawiajcie sobie tak przedniej rozrywki. A po cichu zdradzę Wam, jakie mam marzenie: chciałabym, żeby Natasza Socha i Magdalena Witkiewicz jeszcze coś razem napisały. Każda z nich ma nieograniczony potencjał, ale razem tworzą mistrzowski duet. 

20 komentarzy:

  1. Książkę mam na półce, więc jak znajdę chwilę wolnego to na pewno po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja aż tak nie chichotałam, chyba zbyt dobrze się nastawiłam do tej książki, oczekując salw śmiechu co i rusz. Wybuchy śmiechu miałam przy poprzednich książkach pani Magdy, zawsze były 2-3 sceny, które rozkładały mnie na łopatki, ale tym razem był tylko uśmiech pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze jednak, że ten uśmiech był:)

      Usuń
  3. Słyszałam niejednokrotnie, że jest genialna. Muszę ją w końcu przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, słowa zachwytu nad nią w pełni zasłużone:)

      Usuń
  4. Zdecydowanie podpisuję się pod Twoją myślą z ostatniego akapitu - dokładnie tak się czułam po skończeniu lektury: "Ja chcę jeszcze raz!" Bawiłam się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała lektura! Trochę żałuję, że mam ją już za sobą. Zazdroszczę osobom, które jeszcze jej nie czytały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, z jednej strony fajnie, że się ją przeczytało, a z drugiej chciałoby się znów mieć przed sobą ten pierwszy raz;)

      Usuń
  6. Rewelacyjna powieść. Cieszę się, że Tobie również się podobała. Nie mogło być inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, nie mogę doczekać się tej lektury! Każda kolejna pozytywna recenzja sprawia, że nabieram coraz większej ochoty na "Awarię małżeńską".

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz bardziej nie mogę doczekać się tej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby więc udało Ci się ją szybko dorwać w swoje łapki;)

      Usuń
  9. Skoro tak polecasz, to muszę zapisać sobie tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Twórczości pani Sochy nie znam, natomiast pani Witkiewicz jakoś nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia jedyną jej powieścią, którą przeczytałam, tj."Szkołą żon".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od "Szkoły żon" trochę czasu już minęło, może powinnaś dać jej drugą szansę?

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.