Márius Serra „Plany na przyszłość”, Pascal 2015, ISBN
978-83-7642-449-1, stron 350
Maria, Àngels i Ferran Carbona są rodzeństwem, które tworzy trójkąt skupiony wokół ich kuzyna, Ferriego. Chłopiec jest niepełnosprawny i według lekarza „nie warto się nawet wysilać przy czymś takim. Wszystko, co zrobicie, pójdzie na marne” (str. 32). Zapowiedział matce, że „cokolwiek by się nie działo, jej syn nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Że tak już będzie zawsze. To znaczy, że nigdy nie będzie chodzić ani mówić, ani czytać, ani pisać. Ręce nigdy nie przydadzą mu się do niczego pożytecznego, ponieważ zawsze będzie kaleką i tylko kaleką” (tamże). Cała czwórka w tym czasie stanowiła już prawie rodzeństwo, a rodzina naznaczona była brakiem mężczyzn: ojciec Ferriego umarł, a tata pozostałej trójki zniknął i nikt nie wiedział, co się z nim stało. Matka Ferriego, po śmierci swojej siostry, musiała zaopiekować się nie tylko swoim upośledzonym dzieckiem, ale i jego krewnymi, stając się dla nich „ciomcią”.
Maria, Àngels i Ferran Carbona są rodzeństwem, które tworzy trójkąt skupiony wokół ich kuzyna, Ferriego. Chłopiec jest niepełnosprawny i według lekarza „nie warto się nawet wysilać przy czymś takim. Wszystko, co zrobicie, pójdzie na marne” (str. 32). Zapowiedział matce, że „cokolwiek by się nie działo, jej syn nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Że tak już będzie zawsze. To znaczy, że nigdy nie będzie chodzić ani mówić, ani czytać, ani pisać. Ręce nigdy nie przydadzą mu się do niczego pożytecznego, ponieważ zawsze będzie kaleką i tylko kaleką” (tamże). Cała czwórka w tym czasie stanowiła już prawie rodzeństwo, a rodzina naznaczona była brakiem mężczyzn: ojciec Ferriego umarł, a tata pozostałej trójki zniknął i nikt nie wiedział, co się z nim stało. Matka Ferriego, po śmierci swojej siostry, musiała zaopiekować się nie tylko swoim upośledzonym dzieckiem, ale i jego krewnymi, stając się dla nich „ciomcią”.
Wbrew postawionej diagnozie, któregoś dnia Ferri przemówił. Mało tego, że wydał głos, on poprawił swojego starszego kuzyna, któremu w trakcie czytania jedno ze słów sprawiło trudność. Na pytanie zszokowanych bliskich, jak nauczył się mówić i czytać, odpowiedział z prostotą, że lubi. Rzeczywiście chłopiec nie poruszał się sam i w każdej czynności potrzebował pomocy, ale okazało się, że jego rozwój intelektualny nie tylko jest w normie, ale jeszcze gwałtownie przyspiesza. Błyskawicznie od prostych wierszyków przeszedł do działań matematycznych i to one stały się całym jego światem. A wydający skreślającą go diagnozę doktor pewnie by nawet nie pomyślał, że to „coś”, z którego nic miało nie wyjść, zostanie matematycznym geniuszem. I że czeka go międzynarodowa sława i uznanie...
Márius Serra, hiszpański pisarz i autor krzyżówek, w swojej
najnowszej książce przybliża postać Ferrana Sunyera Balaguera, samouka,
geniusza o ścisłym umyśle, który w publikacjach z dziedziny matematyki potrafił
znaleźć błędy, poprawiane później przez ich autorów. Z kart niniejszej lektury
wyłania się obraz fascynującego człowieka, który na przekór trudnościom nigdy
się nie poddawał. I trochę wstyd, że wcześniej nic o nim nie wiedziałam, albo
że w ogóle wiedza o nim nie jest powszechna. Tym bardziej więc się cieszę, że
powstała książka jemu poświęcona – zbeletryzowana biografia – i że miałam
szansę ją poznać.
Choć oczywiście „Plany na przyszłość” dotyczą Ferriego, to
jednak dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o rodzinie i o tym, jak
wielką siłę potrafi ona dawać. Mawia się czasem złośliwie, że sukces ma wielu
ojców, ale w przypadku Sunyera jest to swoista prawda, tyle że nie o ojców, a o
kuzynów chodzi. Bez pomocy ich i swojej matki, którzy go mobilizowali – choć to
akurat nie było skomplikowanym zadaniem - i dostarczali pożywki dla umysłu,
jego wiedza i talent nie miałyby szansy zabłysnąć na szerokim forum publicznym.
Czy ze strony rodziny było to poświęcenie? Nie, to była miłość. Szczególnie
Maria i Àngels były zawsze przy kuzynie, jak cień, wierne i nieodstępujące. I
najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że przychodziło im to tak naturalnie,
nie wyobrażały sobie, że mogłoby być inaczej. A przecież obydwie, choć może
Maria bardziej, zmagały się z traumą śmierci matki i zniknięcia ojca. Matka
odeszła na dobre, ale nie wiadomo było, co dzieje się z nim. Te ciągłe domysły,
czy w ogóle żyje, to wypatrywanie jego twarzy wśród setek innych męskich
twarzy... Nigdy nie przestały go kochać, choć niełatwe to było uczucie. Ale
miały coś – chyba cała rodzina to miała – co pozwalało im godnie mierzyć się z
każdym nowym dniem, choć nieraz przecież bywali w trudnej sytuacji. To była
nadzieja, wiara w to, że los szykuje jeszcze dla nich coś dobrego. To one
pozwalały im cieszyć się chwilą, znajdować jasne punkty w tym, co tu i teraz, w
tym, że byli razem.
W fabule, a tym samym i życiorysie Ferriego, na szczególną
uwagę zasługują dwa wątki, które można by rozciągnąć szerzej na sytuację i
miejsce osób niepełnosprawnych w społeczeństwie. Pierwszy z nich to diagnoza
lekarza, jaką usłyszała matka chłopca. Nie wiem, czy brzmiała ona dosłownie tak
samo, ale nietrudno sobie wyobrazić, że faktycznie mogło tak być i że zdarza
się nadal w rzeczywistości. Słyszy się przecież o lekarzach, którzy brutalnie
potrafią odebrać ostatnie skrawki nadziei i doprowadzić do czyjegoś załamania.
Czy nie jest czasem tak, że stawiają się oni na pozycji wszechwiedzącego Boga?
Ile jest przypadków osób, jak Ferri, które zostały już przekreślone, a jednak
sobie poradziły, choćby tylko na miarę swoich ograniczonych możliwości?
Oczywiście nie twierdzę, że takich medyków nie da się zrozumieć, bo może wolą
od razu postawić sprawę jasno i przygotować na najgorszy scenariusz; ale z
drugiej strony, może któryś rodzic potrzebuje wiary w cud i to ją należy mu zapewnić;
nawet jeśli miałby się łudzić, ale to mogłoby dać mu siłę do zmagań z chorobą
swego dziecka, to dlaczego mu tego nie zapewnić?
Druga sprawa to kłody pod nogi rzucane Ferriemu i jego
rodzinie przez szeroko rozumiane władze. W „Planach...” w grę wchodzą jeszcze
realia polityczne ówczesnej Hiszpanii, uniwersytet jest frankistowski, a
Sunyerowie i Carbona nie zrezygnowali nigdy z języka katalońskiego, ale w to
nie chcę się tutaj zagłębiać, ponieważ nie mam szczegółowej wiedzy na temat
tego wycinka dziejów. Ale w wymiarze ogólnym to znów chyba temat uniwersalny.
Osoby niepełnosprawne ciągle mają pod górkę. Nie dość, że muszą walczyć z
własnymi ograniczeniami, to jeszcze z tymi stawianymi przez świat zewnętrzny. I
nie chodzi tylko o te architektoniczne, ale może przede wszystkim o mentalne.
Środowisko niepełnosprawnych nadal jest postrzegane jako grono osób niepełnych,
czasem wręcz gorszych od innych. Nie przeczę, dużo się dla nich robi, ale to
ciągle za mało. Tak sobie myślę, że każda osoba stykająca się z
niepełnosprawnymi powinna kierować się zasadą: po pierwsze – nie szkodzić. I
chcę wierzyć, że ci, którym zdarza się jednak utrudniać chorym życie, robią to
bardziej z bezmyślności. Bezmyślność łatwiej przyjąć do wiadomości i naprawić,
niż złośliwość...
„Plany na przyszłość”, jak widać, są lekturą skłaniającą do
wielu refleksji. Wbrew pozorom jednak, nie jest to historia wzbudzająca tylko
smutek i przygnębienie, ona skrzy się od optymizmu i humoru. Potrafi wywołać i
uśmiech, i wzruszenie. Pokazuje, że zawsze jest nadzieja i choćby było źle, to
warto walczyć. Uświadamia, jak bardzo bogaty jest ten, kto ma przy sobie
kochających bliskich. Ich miłość i okazywane na co dzień wsparcie mogą stanowić
najcenniejszy w życiu skarb.
Miałam okazję poznać tę książkę, ale z niej zrezygnowałam, ponieważ byłam przekonana, że to historia wzbudzająca tylko smutek i przygnębienie, a ja obecnie potrzebuje czegoś bardziej rozrywkowego. Niemniej widzę, że moje obawy były nieuzasadnione, dlatego być może kiedyś jeszcze dam szansę tej pozycji.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście początkowo można odnieść wrażenie, że będzie tylko smutno, ale na szczęście łatwo dostrzec też drugie dno:)
UsuńCiekawa historia i do tego hiszpańskiego autora, a jakoś mnie ciągnie ostatnio w kierunku Hiszpanii.
OdpowiedzUsuńCzyli pozycja w sam raz dla Ciebie;)
UsuńSama nie wiem, chcę czy nie chcę? Może kiedyś..:)
OdpowiedzUsuńSkoro się zastanawiasz, to znaczy, że jeszcze nie czas;)
UsuńGeneralnie podobnych książek nie czytam, więc chyba i tym razem nie będę się rozglądać za tytułem ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, szkoda;)
UsuńCieszę się, że książka wywołuje tak wiele emocji, tych dobrych i tych złych. Będę ją mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie tym bardziej, że jest oparta na faktach.
UsuńNie ten moment życia, że się skupiać na refleksjach... ale ostatecznie nie mówię nie ;)
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię od czasu do czasu się refleksjom pooddawać;)
UsuńPierwszy raz widzę ten tytuł, ale narobiłaś mi niemałej ochoty na tę lekturę...
OdpowiedzUsuńMogę więc być z siebie dumna;)
UsuńCzy któraś z Was wie w jakim regionie Hiszpanii odgrywana jest cała akcja?
OdpowiedzUsuńW Katalonii.
UsuńStrasznie chcę mieć tę książkę:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za powodzenie w jej zdobyciu:)
Usuń